– To pytanie jest pozbawione sensu – wydyszała starucha. – Nie będzie musiała stad przy tobie przeciwko…
– Zadałem pytanie Beatrix – warknął Axton. – Czy nie możesz odpowiedzieć za siebie? – zbeształ drżącą dziewczynę. Zdawał się przyciągać jej wzrok siłą swego spojrzenia i z ponurą satysfakcją zauważył, że jej oczy zaszły łzami. – Nie umiesz mówić?
– Niezależnie od tego, kogo poślubię – powiedziała w końcu cienkim, łamiącym się głosem – będę mu wierną żoną.
Przynajmniej się nie rozpłakała, pomyślał Axton. Jednakże gdyby zapytał o to samo Linneę, w jej odpowiedzi usłyszałby zarówno wyzwanie, jak i ostrzeżenie, choćby nawet użyła tych samych słów, co siostra.
– Jesteś inna niż twoja siostra.
Dlaczego to powiedział? Zamrugał, bo jego słowa musiały jej się wydać bardzo dziwne, jako że bliźniaczki były wprost niewiarygodnie do siebie podobne. A jednak istniało coś…
Przez chwilę walczył z pokusą drążenia tematu, odkrycia, na czym konkretnie polegają różnice między nimi, lecz w porę się powstrzymał, nie różnice miały tu znaczenie – oprócz tego. że ta dziewczyna najprawdopodobniej nie była tak nieuczciwa jak jej siostra. Nie, znaczenie miało przede wszystkim ich podobieństwo.
Gwałtownym ruchem pociągnął ją lak, że wstała. Jej babka zaczęła głośno protestować, domagając się. by uwolnił Beatrix. grożąc mu najwymyślniejszymi karami. Lecz jej przenikliwe wrzaski jedynie go irytowały, były jak potężny ryli burzy, która nie wyrządza szkód. Axton trzymał Beatrix przed sobą, jej ramiona wydawały się jeszcze bardziej kruche i wątle w jego dłoniach, jej ciało równie łatwe do podporządkowania sobie, jak ciało jej siostry. Lecz nie była siostra. Nie potrafił tego nazwać jednym słowem była bardziej miękka, nie tak silna, inaczej pachniała, zdawała się wydzielać inną ilość ciepła. Cokolwiek to było, odczuł wyraźna różnice.
– Na miłość boską! – zaklął, po czym jęknął głucho, przytulił ją do siebie i pocałował.
Nie było to takie proste. Siłą rozwarł jej usta i wsunął język. Smakował ją z dzikością mężczyzny, który może brać wszystko, na co ma ochotę i kiedy tylko ma na to ochotę. Dopiero gdy poczuł jej słone łzy, odepchnął ją od siebie.
– Cham! Prostak! Łajdak! – krzyczała babka, okładając go laską, lecz jej uderzenia były równie mało skuteczne, jak przekleństwa.
Axton spojrzał na szlochającą dziewczynę, szukającą pocieszenia w wątłych ramionach obejmującej ją babki;
Ponieważ, prawdę mówiąc, był w rozpaczy równie wielkiej, jak Beatrix, powstrzymał swe zapędy z brutalnym zdecydowaniem. Owszem, mógł ją posiąść. I zrobi to – jutro, kiedy już pokona tego głupca de Montforta. Henryk będzie musiał uznać, że zarówno kobieta, jak i zamek prawnie należą się jemu.
Odwrócił się i wyszedł z sali z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Lecz cały czas czuł za sobą obecność płaczącej dziewczyny i jej czupurnej babki. Na dziedzińcu panował już mrok; tu nie mógł ich słyszeć. Lecz wciąż były obecne w jego myślach.
Jej dotyk był zupełnie nie taki, jakiego sie spodziewał. Przekonywał się w myślach, ze z czasem do tego przywyknie. Nauczy się osiągać pobudzenie przy jej dotyku. W końcu aż tak bardzo nie różniła się od siostry. Poza tym wszystkie kobiety są w gruncie takie same. Był o tym przekonany przez cale swoje życie i nie widział powodu dlaczego miał by teraz myśleć inaczej.
Lecz choć to sobie wmawiał, dobrze wiedział ze musi znaleźć Linneę. Musi ją odnaleźć i zdecydować, co z nią zrobić zanim nastanie świt. I zanim znajdzie ją Henryk.
23
Linnea kryła się w cieniu. Dzięki Bogu i wszystkim świętym, że była bezksiężycowa noc. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe, bała się, że ktoś może je usłyszeć i ją znaleźć. Usłyszała jakieś odgłosy na murach, czyjeś kroki tuz za stajnią.
Wszędzie kręcili się ludzie Henryka i Axtona. Mężczyźni towarzyszący Eustachemu de Montford byli zmuszeni do rozłożenia obozowiska za fosą. lecz to jedynie zwiększało poczucie zagrożenia – zbrojni mężowie lada chwila mogli poderwać się do walki. Mimo ze nienawidziła Henryka Plantageneta, modliła się, by jutro udało mu się utrzymać pokój.
Tymczasem jednak musiała jakoś poradzić sobie z dzisiejszym dniem. Uniknąć spotkania z Henrykiem, a znaleźć Beatrix. Nie miała złudzeń, co do zamiarów młodego księcia, ale nawet groźba wylądowania łożu me była wstanie jej powstrzymać, tak bardzo zależało jej na spotkania z siostrą.
Jak długo Beatrix będzie zmuszona siedzieć w sali?
Czekanie wydawało się nie mieć końca, choć tak naprawdę wcale nie trwało długo. Stojący najbliżej niej strażnik zdołał fałszywie odgwizdać ledwie trzy zwrotki jakiejś piosenki. Potem powiedział coś do drugiego strażnika i obaj zaczęli się śmiać na wspomnienie kobiety, która nazywali śmietaną. Po chwili znów zaczął gwizdać.
Po czwartej zwrotce Axton wybiegł z Sali w wpadł na dziedziniec. Przystanął jakby chciał ochłonąć, i niecierpliwym gestem przeczesał włosy dłonią. Widziała jedynie jego sylwetkę. Doskonale jednak wyczula jego rozgoryczenie i zmieszanie…i wrzący w nim gniew.
Chciała powiedzieć: bardzo przepraszam, jest mi tak strasznie przykro Miała ochotę podbiec do niego, błagać o przebaczenie i próbować go pocieszyć. Byłoby to jednak szaleństwem. Nigdy nie wybaczy jej, że go ośmieszyła, nigdy też jej obecność nie będzie dla niej pocieszeniem. Była jak cierń, który go ukłuł, potem zropiał, a nazajutrz może doprowadzić go do zguby.
W ostatniej chwili powstrzymała okrzyk rozpaczy. On nie może umrzeć. Nie wolno mu! Ale co ona może zrobić?
Skurczyła się tak, jakby chciała wtopić się w szorstki mur piwiarni, i rozpłynąć się wśród kamieni tworzących Maidenstone.
Kiedy w końcu odszedł nie wiedzieć dokąd, zamiast ulgi doznała poczucia utraty. Kocham cię, posłała mu bezgłośne wyznanie. Chociaż dostrzegasz tylko moją zdradę, przede wszystkim darzę cię miłością. Po dłuższym czasie, wypełnionym ponurymi rozmyślaniami, skrzypnięcie oznajmiło otwarcie drzwi i na schodach pojawiły się dwie kobiece sylwetki – jedna z laską, druga… Przepełnione bólem serce Linnea podskoczyło z radości. Beatrix! W końcu spotka się z ukochaną siostrą.
Dołączyła do nich u podnóża schodów. Beatrix zanosiła się szlochem.
– Nie mogę! – łkała. – Nie mogę wyjść za niego! Prędzej się zabije!
– Nie bądź głupia! – ofuknęła ja lady Hariett. Dostrzegłszy Linneę, popchnęła starsza wnuczkę w jej strone. – przemów je do rozsądku – wydyszała – Jeszcze się nie narodził mężczyzna za którego warto byłoby umierać!
Beatrix z ulgą wpadła w ramiona siostry.
. Jesteś! Przeżyłaś! Och, nie powinnam być takim tchórzem żeby pozwolić na twoje poświecenie i narazić cię na przebywanie z tym…z tym… – Znów zaniosła się płaczem.
Podtrzymując załamaną siostrę, Linnea zaprowadziła ją w cień, gdzie zewnętrzne mury stykały się z okapem piwiarni. Tam mocno ją wyciskała, próbując pocieszyć w taki sam sposób, w jaki tylekroć była pocieszana przez Beatrix.
– Ci… Nie płacz, siostrzyczko, Nie wpędzaj się w chorobę. – Trzymała dygoczącą siostrę tak mocno, jakby nie miała zamiaru pozwolić jej odejść. – Cii… Posłuchaj. Posłuchaj mnie.
– Och, Linneo, ciągłe się za ciebie modliłam – wyszeptała Beatrix. – Ale na próżno.
– Nie – odpowiedziała Linnea. – Nie na próżno. Modliłaś się za mnie, a teraz widzisz, ze jestem zdrowa. Nic mi się nie stało. Tak samo nic złego nie stanie się tobie. Axton nie jest okrutnikiem. Jest…
– I tak jutro zginie, więc to wszystko nie ma żadnego znaczenia – wtrąciła babka. Mimo zgryźliwego, pewnego siebie tonu, sprawiała wrażenie przykurczonej i pokonanej. Nagły atak kaszlu wstrząsnął jej drobnym ciałem; ciężko oparła się o laskę.