Выбрать главу

– Niech to szlag! – zaklął, kiedy ugryzła go w rękę. Tak mocno pchnął,a na ścianę, że aż głowa jej odskoczyła i zaparło jej dech. – Do cholery! – krzyknął, potrząsając skaleczoną ręką. – Próbuję ci pomóc! Moja matka jest na tyle głupia, zechcecie ochronić…

– To mój obowiązek – usłyszeli znajomy głos.

Głos Axtona.

Linnea me wierzyła własnym uszom. Sądziła, że to przywidzenie. Lecz jakaś inna ręka chwyciła ją za ramię. Większa, choć równie twarda i mocna. Peter puścił ramię Linnei i cofnął się o krok.

– Matka prosiła, żebym ją przyprowadził… – stwierdził.

– Nie musi angażować się w tę sprawę – odparł Axton. Nie dając Linnei czasu do namysłu, poprowadził ją przed sobą po schodach.

Była zbyt zaskoczona, by stawiać opór. A wiec Peter prowadził ją do lady Mildred, a nie do księcia? Nie mogła tego zrozumieć. Lecz jeszcze bardziej zagadkowe było zachowanie Axtona. Przecież powiedział, że chronienie jej należy do jego obowiązkowi

– Co zamierzasz z nią zrobić? – zapytał idący za nimi Peter.

– To. na co mam ochotę – odpowiedział Axton.

Linnea obawiała się, że te słowa są przeznaczone bardziej dla niej niż dla Petera.

Kiedy weszli do przedsionka, próbowała stawić opór, ale nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Wystarczyło, że przycisnął ją mocniej do boku swym silnym ramieniem, tak że twarzą przywarła do jego wełnianej tuniki Nie mogła ani krzyczeć, ani protestować. Minęli lordowską komnatę, w której czekał Henryk, przeszli obok śpiących ludzi z najbliższego otoczenia księcia i znaleźli się w mniejszej komnacie, którą zajmował Axton. Dostrzegła sir Reynolda, lecz Axton natychmiast zamknął drzwi. Dopiero wtedy ją uwolnił, I dopiero wtedy zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, zaryglował drzwi. Przez chwilę stał, ciężko oddychając, lecz zaraz potem odwrócił się i nie patrząc na nią zaczął się rozbierać. Ostrożnie odłożył broń, postawił buty obok niskiego stołu, a tunikę, kolczugę, pończochy i spodnie położył na blacie. Każdy jego gest był spokojny, rutynowy jakby w ogóle jej tam nie było, a on jak co wieczór przygotowywał się do snu. A przecież była tam i zdawał sobie z tego sprawę; przeniknął ja dreszcz trwogi.

Przeszła obok niego i ruszyła ku drzwiom, chociaż doskonale wiedziała że ucieczka jest niemożliwa. On także dobrze o tym wiedział i mimo ze ja obserwował nie ruszył się z miejsca.

– Zastanów się, Linneo. Czy wolisz znaleźć się w łożu Henryka, czy w moim?

Jego słowa były jak miecz, zagłębiony w jej piersi aż po rękojeść, tak bardzo ją zraniły. A więc tak miała wyglądać kara – a raczej jej początek. Wybranie Axtona zamiast Henryka Plantageneta nie było wcale takie trudne. Ale to, ze zamierzał posiąść ją nie żywiąc dla niej ciepłych uczuć, to było dużo gorsze niż przebywanie w komnacie jego matki. Miała wrażenie, że po prostu nie będzie w stanie tego znieść.

Nie spuszczał z niej wzroku; to przeciągłe spojrzenie sprawiło, że nagle przeszłość przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Stał przed nią nagi, w całej swej męskiej krasie – mężczyzna, który nie oczekiwał od niej słów czy przeprosin, liczyło się tylko jej ciało.

Linnea zadrżała.

– Zdejmij ubranie

Musiała chyba bezwiednie pokręcić głową, a może już sam brak reakcji wyraził jej sprzeciw.

– Zdejmij ubranie i wypróbuj na mnie te swoje sztuczki.

– Axton, nie…

– Odgrywałaś nierządnicę, kiedy nie wiedziałem, że to tylko rola. Jedyna różnica polega teraz na tym, ze wiem już kim jesteś. Zdejmij ubranie – polecił tonem nie znoszącym sprzeciwu

Wparła sie plecami w drzwi, lecz nie dało jej to żadnej ulgi, szorstkie drewno, wystające zawiasy i rygle niemile drażniły jej ciało i przypominały o uwięzieniu. Rozejrzała się po komnacie nie mogąc znieść pałającego wzroku Axtona. Nie poprawiło jej to humoru, nie zyskała tez nadziei na ucieczkę. Patrząc na prosie meble i surowe kamienne ściany, dostrzegła kolek, na którym wisiał łańcuszek.

Podarunek Axtona przykuł jej wzrok na dłużej. Złote ogniwa i rubinowe kamienie mieniły się w migotliwym świetle rzucanym przez ogień. I baśnie len widok doprowadził do jej kapitulacji.

A wiec doszło do tego. Będzie teraz zgwałcona przez mężczyznę, którego kocha – Mężczyznę, który może też by ją pokochał, gdyby nie doprowadziła do tego, że ją znienawidził.

Popatrzyła na niego i powoli odeszła od drzwi.

Zdjęła welon i obręcz podtrzymującą nakrycie głowy. Włosy rozsypały się na ramiona. Rozwiązała tasiemki przy rękawach i w talii Patrzyła przy tym na Axtona. a i on nie spuszczał z niej wzroku.

Drżącymi rękami zdjęła suknię i pantofelki na płaskim obcasie i stanęła przed nim niepewnie. Miała na sobie jedynie koszulę, tak cienką, że prawie przezroczystą.

Ponieważ Axton nadal wpatrywał się w nią wyczekująco, domyśliła się. że musi zdjąć także i tę ostatnią część garderoby. Zsunęła ramiączka, po czym uwolniła ręce: koszula ześliznęła się z bioder na podłogę.

Do tej pory się nie poruszył. Trudno też było powiedzieć, że obserwuje jak się rozbiera, ponieważ ich pałające spojrzenia cały czas się krzyżowały. Lecz teraz, gdy czekał, aż do niego podejdzie, zauważyła w nim zmianę. Był podniecony. Silnie podniecony. Na początku bała się jego męskości, potem ją pokochała, teraz znowu zaczęła się bać.

Odwróciła wzrok, spojrzała na broń Axtona rozłożoną nieopodal. Czy zdążyłaby ją chwycić? Stawić mu czoło? Obawiała się, że nie. Już raz próbowała mu się przeciwstawić, gdy chciał posiąść ja

Stawiała opór. A potem… potem wszystko jakoś się zmieniło.

Poczuła nagły przypływ nadziei, przypomniawszy sobie tamto zdarzenie. Posadził ją wtedy na sobie i pozwolił wszystko kontrolować. Może gdyby i tym razem przejęła inicjatywę… Może gdyby wszystkim pokierowała nie byłby w stanie zohydzić tego aktu.

Głęboko zaczerpnęła tchu. Widząc, u Axton patrzy na jej nagie piersi. Poczuła upokorzenie lecz i Przypływ nadziei. Jeszcze raz głęboko wciągnęła powietrze.

– Połóż się – poleciła, patrząc mu prosto w oczy.

Zmrużył powieki

– Połóż się – powtórzyła, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć – Przecież właśnie o to ci chodzi, nieprawdaż? Chcesz, żebym sprawiła ci przyjemność. Żebym odegrała role, jaką mi przydzieliłeś – dodała z goryczą.

– Rolę, której dobrowolnie się podjęłaś – odgryzł się, lecz zauważyła, że jego męskość zesztywniała jeszcze bardziej.

– A wiec dobrze. Pozwól mi odegrać tę rolę. Połóż się na łóżku. Tym razem spełnił jej prośbę. Położył się na plecach na niedźwiedziej skórze; jego muskularne ciało wspaniale prezentowało się na czarnym futrze. Jest jak niedźwiedź, pomyślała. Niebezpiecznie jest się do niego zbliżyć. Dotknięcie grozi Śmiercią, Była jednak zbyt oszołomiona jego męską krasą, by zachować ostrożność.

Podeszła do łoża i przez chwilę jedynie patrzyła na niego w milczeniu. Był wspaniale umięśniony, jego gładką skórę znaczyły blizny – skutki męskiego rzemiosła. Ucz blizny te jedynie potęgowały jego urok. Był jak ranny w walce niedźwiedź, który wielokrotnie walczył w obronie swego terytorium. Nawet owłosienie nóg, torsu i podbrzusza było tak czarne jak u niedźwiedzia.

Poczuła ciarki rozchodzące się po całym ciele. Gdyby ją kochał…

Uwięził jej dłoń w kleszczowym uścisku i przyciągnął do swej męskości. Niemal fizycznie czuła jego gniewne spojenia. Omal nie zbiło jej to z tropu.