Henryk nie przestawał się uśmiechać.
– Dlaczegóż miałbym tęsknić do jednej kobiety, kiedy jest tyle innych dookoła… – Wzruszył ramionami i rozejrzał się po sali. – Ale gdzie są pozostali uczestnicy dzisiejszego dramatu? Nic powiesz mi chyba, że Eustachy zbiegł pod osłoną nocy.
Axton położył dłoń na rękojeści miecza.
– O, nie pozwoliłbym mu tak łatwo uciec. Oczy Henryka rozbłysły ożywieniem.
– To dobrze. Bardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję, że dzisiejszy pojedynek dostarczy wszystkim wielu wrażeń… i że nikt nie straci życia – dodał.
Tym razem Axton nie potrafił się opanować.
– Nic możesz szczuć nas na siebie jak psy, a potem twierdzić, że ma to być walka bez rozlewu krwi!
– Oczywiście, że mogę. – Henryk przestał się uśmiechać i wychylił się w stronę Axtona. – Nikt nie zginie. Potrzebuję wszystkich moich rycerzy. W razie zwycięstwa czeka cię odpowiednia nagroda… piękna Beatrix de Valcourt i to wszystko – dodał, wskazując zamek i otoczenie. – A swoją drogą, gdzie też ona się podziewa… ona i jej równie piękna siostra?
Linnea ubierała się pospiesznie, ani przez chwilę nie zastanawiając się, jak będzie wyglądać. Za to Beatrix guzdrała się, co chwila pod byle pretekstem zmieniając suknie. Nie mogła się zdecydować, jakie wybrać pantofelki, koniecznie chciała mieć nowy welon i nową koszulę. Nawet lady Harriet, która tym razem była zaskakująco cierpliwa i wyrozumiała, nie mogła już tego znieść.
– Zdecyduj się wreszcie! – poleciła stanowczo, stukając laską w podłogę. – Zwłoka nic tu nie zmieni. Nawet twoja siostra zdaje sobie z tego sprawę.
Tak było w istocie. Żadna z nich nie była w stanie zmienić tego, co się miało wydarzyć. Beatrix będzie nagrodą dla jednego z mężczyzn, którzy zmierzą się w pojedynku. Drugi mężczyzna zaś, ten, który przegra…
– Czy będą walczyć na śmierć i życie? – zwróciła się do babki
– Oczywiście – prychnęła staruszka. – Musi być rozlew krwi i błaganie o łaskę.
– Ale jeśli któryś z nich poprosi o darowanie życia, to dlaczego… – Lecz Linnea domyśliła się odpowiedzi, zanim jeszcze babka jej udzieliła,
– Żaden z nich nie poprosi o darowanie życia – stwierdziła lady Harriet. – To wojownicy, którzy zaledwie kilka miesięcy temu powrócili z pola bitwy. Nie wyobrażam sobie, by któryś z nich zawahał się przed zadaniem decydującego ciosu… – Urwała widząc, że krew odpłynęła z twarzy Linnei. – Nadal boisz się o niego? Ach, zapomniałam. Przecież nawet tej nocy z nim cudzołożyłaś…
Linnea wymierzyła babce siarczysty policzek. Nic zamierzała tego zrobić, po prostu tak gwałtownie zareagowała na okrutne słowa złośliwej staruszki. Kiedy babka zatoczyła się i w ostatniej chwili chwyciła parapetu przy oknie, by utrzymać równowagę, dziewczyna nie poczuła skruchy. Ogarnięta wściekłością, podeszła do babki i wykrzyczała jej prosto w twarz:
– Całe życie starałaś się mnie upokorzyć. A ja każdego dnia walczyłam o to, żeby zyskać choć odrobinę twojej przychylności. Ale mam już tego dość! Dość! Zrobiłam to dla mojej siostry i nikogo innego! A już na pewno nie dla ciebie! Nie jestem cudzołożnica, i nie śmiej mnie tak nazywać!
Spojrzała wyzywająco na babkę, jakby zachęcając ją do stawienia czoła. Prawdę mówiąc, nie wiedziała, jaka może być reakcja tej zgorzkniałej kobiety. Ku swemu zaskoczeniu, w oczach lady Harriet dostrzegła strach. Babka potarła policzek, a potem wyprostowała się powoli.
– Dobrze wypełniłaś swoją rolę – przyznała w końcu. – Nie będę wykorzystywać tego przeciwko tobie – dodała niechętnie.
Linnea popatrzyła na babkę i nagłe zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak długo się jej bała. Bo tak naprawdę, czego miała się bać? Jej emocje natychmiast opadły, jak chorągiewka, gdy ustanie wiatr, lecz nic doznała uczucia triumfu ani radości. Zastraszenie dokuczliwej babki powinno sprawić jej ogromną satysfakcję. To, ze w końcu udało jej się zdobyć uznanie nieprzychylnej osoby, powinno dać jej zadowolenie. Przecież tak długo o to walczyła. Tymczasem teraz nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Zrozumiała, że niczego jej to nie dało. Odwróciła się od zasuszonej staruszki i spojrzała na siostrę.
– Chodź, Beatrix. Musisz być dzielna, musisz stawić czoło wszystkiemu; co może przynieść ten dzień.
– Nie chcę wyjść za niego. On mnie zabije – wyszeptała Beatrix przez łzy. – Zabije.
Linnea objęła siostrę i popatrzyła jej w oczy.
– Nic zrobi lego. Jest teraz rozgniewany, zły… ale na mnie, nic na ciebie. To dobry człowiek. Za jakiś czas sama się o tym przekonasz.
Lecz jej słowa wyraźnie nic docierały do Beatrix.
– Może jest taki przy tobie. Ale przy mnie… – Zadrżała, po czym wytarła oczy wierzchem dłoni. – Modlę się, żeby Eustachy go pokonał!
Linnea cofnęła się, potrząsnęła głową.
– Nie, to Axton powinien być tu panem. Jego rodzina mieszkała tu dłużej niż nasz i…
– W takim razie to ty wyjdź za niego! – krzyknęła Beatrix. – Ty! Przecież wszyscy widzą, że marzysz o tym. by znaleźć się w jego objęciach!
Wyszłabym za niego, gdyby tylko mnie chciał. Ale on mnie nie chce, w każdym razie nie widzi mnie w roli żony.
– On… on chce ciebie. – Linnea z trudem wydusiła te słowa ze ściśniętego gardła i zmusiła się do opanowania. – Jeżeli Axton de la Manse pokona Eustachego de Montforta, wyjdziesz za niego i będziesz dlań dobrą żoną. – Spojrzała na Beatrix, na ukochaną siostrę, która nie umiała stawiać czoła przeciwnościom losu. – Nie zapominaj o tym, że należysz do rodziny de Valcourtów. Musisz z godnością wypełnić swą powinność. I wypełnisz ją tak. żeby twój mąż był dumny, że ma taką żonę! Beatrix aż się wzdrygnęła, słysząc te słowa. Spojrzała ponuro na Linneę.
– Mimo wszystko mam nadzieję, że przegra – wyszeptała.
– Nie przegra – powiedziała z przekonaniem Linnea, odwróciła się i wyszła z komnaty.
Jednak gdy znalazła się po drugiej stronie drzwi, straciła tę pewność: przygarbiła się. Miała nadzieje, że Axton wygra. Modliła się o to. Jej rodzina zbrata mu już wystarczająco wiele. Pomimo okropnej sytuacji; w jakiej się znalazła, nie potrafiła go nienawidzić. W rzeczywistości po prostu nie umiała przestać go kochać.
Cóż się jednak stanie, gdy zwycięży Eustachy? Jeśli zrani Axtona? Jeśli go zabije? Chociaż wydawało jej się to niemożliwe, to jednak…
Zostanie tutaj, by zyskać pewność, że nic mu się nie stało, postanowiła. Jeżeli będzie ranny, zostanie, żeby go pielęgnować. Jednakie w innej sytuacji nie może zostać w Maidenstone. Nie mogłaby patrzeć, jak Axton poślubia Beatrix. Nie zostanie ani chwili dłużej tam, gdzie on zaprowadzi jej siostrę do małżeńskiego loża. Kiedy tylko się upewni, że jest cały i zdrów, natychmiast opuści Maidenstone.
Włożyła rękę do kieszeni sukni i dotknęła małego rubinu. Zabierze go na pamiątkę.
Bezwiednie dotknęła brzucha. Czy rubin to jedyna pamiątka po Axtonie? Jeszcze nie wiedziała, ale miała nadzieję, że nie.
Na dziedzińcu zgromadził się tłum. Axton powiódł wzrokiem po twarzach obecnych. Mieszkańcy zamku, wieśniacy, jego towarzysze i ludzie Eustachego. Tam, gdzie zgromadzili się żołnierze rodzin de la Manse i de Montfortów. dostrzegł ludzi Henryka. Dobrze chociaż, że jego pojedynek z Eustachym nie doprowadzi do wrzenia w zamku. Pod tym względem Henryk wykazał wiele rozsądku.
– Będą trzy starcia. Jeżeli nikt nie zostanie zrzucony z konia, przejdziecie do walki wręcz – mówił towarzyszący Axtonowi Peter.
Oczywiście Axton słyszał już te wiadomości, ale brat był bardzo zdenerwowany. Mówił nieprzerwanie, pomagając mu włożyć zbroje, usta nie zamykały mu się również, w drodze na dziedziniec, Axton przystanął. Położył dłoń na ramieniu brata; gestem drugiej ręki odprawił Reynolda i Maurice'a.