Выбрать главу

Serce dziewczyny podskoczyło gwałtownie. Ma zostać z lady Mildred? Mimo że szanowała tę kobietę i zdawała sobie sprawę, że ta propozycja jest jak zesłana z nieba w jej niezręcznej sytuacji, to przecież nie mogła jej przyjąć. W żadnym razie. Nie zniosłaby przebywania w pobliżu Axtona, nie będąc jego żoną. Pokręciła głową, lecz dostrzegłszy wymowne spojrzenie lady Mildred, natychmiast znieruchomiała.

– Nie zabawię już długo w Maidenstone – mówiła lady Mildred. – Zamierzam wyruszyć do Caen, jak tylko Axton oficjalnie obejmie tu władzę.

Henryk spojrzał na Linneę; na jego urodziwej twarzy pojawił się krzywy uśmiech.

– Caen. Miłe miejsce. Często tam bywam. Moja żona okresowo przebywa w Argentan, a to tylko jeden dzieli drogi od Caen. Może uda nam się… spotkać, kiedy przyjadę na kontynent.

Linnea zmusiła się do skąpego uśmiechu.

– To możliwe, milordzie. – Ale tylko jeśli nie zostanę ostrzeżona, że przyjeżdżasz, pomyślała.

Dźwięk rogu i tętent kopyt ciężkiego konia zbliżającego się do namiotu zakończyły tę przybierająca niebezpieczny obrót rozmowę. Wszyscy odwrócili głowy, by obserwować wjazd sir Eustachego na okazałym szatyni rumaku. Rycerz prezentował się wspaniale w błyszczącej kolczudze, a jogo koń był efektownie przystrojony żółto – zielonymi barwami de Montfortów. Eustachy skłonił się księciu Normandii, następnie pozdrowił wszystkich zgromadzonych z wyjątkiem lady Mildred i Linnei. Kiedy Henryk wstał, by przyjąć pokłon Eustachego, matka Axtona uśmiechnęła się do dziewczyny. Był to pokrzepiający uśmiech, który mówił, że niezależnie od wyniku walki, Linnea ma w niej sojusznika. Mimo że wydawało się to niepodobieństwem, dziewczyna wiedziała, że to prawda.

Drugi koń zbliżał się do namiotu krótkim galopem; obie kobiety odwróciły się, by powitać Axtona.

Miał na sobie ciężką kolczugę, na kolanach leżał hełm. W ręku trzymał kopię. Jedyną ozdobę stanowił szkarłatny pióropusz przy hełmie. Kopie, które miały zostać użyte w pojedynku, zostały stępione, by nie zostało nimi zadane śmiertelne trafienie. Lecz Linnea wiedziała, że ryzyko i tak jest ogromne.

Axton pozdrowił Henryka, przez dłuższą chwilę trzymając kopię w górze, potem tak samo powitał matkę. Nie był jednak skory do uhonorowania kobiet z rodziny de Valcourtów; spojrzał tylko na Linneę tak rozpłomienionym wzrokiem, że pozbawiło ją to tchu.

Musiał pomyśleć, że ma przed sobą Beatrix, wmawiała sobie. Tak, na pewno tak właśnie było – W końcu to o nią walczy i dlatego lak na nią spojrzał. Jednakże kiedy Axton zawrócił i udał się na miejsce, z którego miał rozpocząć walkę, nie była już tego taka pewna.

Chociaż dziedziniec nie byt duży i walczący znajdowali się dość blisko publiczności, Linnea czuła, że Axton jest od mej oddalony jak jeszcze nigdy w życiu. Był tak blisko, że widziała rytmiczne wznoszenie się i opadanie jego torsu, z drugiej jednak strony równie dobrze mógł znajdować się za morzem, tak byli od siebie oddzieleni.

Nie miała jednak czasu na te przygnębiające rozważania, ponieważ dźwięk rogu obwieścił pierwsze starcie. Wśród zgromadzonych zapanowała cisza. Ludzie otaczali dziedziniec siedzieli na murach i ostrożnie wychylali się z otworów okiennych. Dwaj chłopcy jak wiewiórki wspięli się na murarskie rusztowanie. Nawet psy zamkowe zastygły w czujnym bezruchu, jakby zdawały sobie sprawę z doniosłości wydarzenia.

Podczas gdy wszyscy znieruchomieli, Linnea miała wrażenie, że rozpada się na kawałki. Jej serce waliło jak oszalałe, krew tętniła w żyłach, z trudem łapała powietrze.

A potem, jakby na jakiś słyszalny tylko dla nich sygnał, dwa konie rzuciły się do ataku; Linnea wstrzymała oddech.

W miejscu ataku w powietrze wzniósł się potężny obłok kurzu. Zwierzęta szarżowały jak oszalałe byki. Jeden z koni przeraźliwie zakwiczał i gwałtownie natarł na drugiego. Siła wstrząsu była tak wielka, ze obaj jeźdźcy niebezpiecznie zakołysali się w siodłach, lecz jakimś cudem zdołali się w nich utrzymać.

Linnea odetchnęła z ulgą, podobnie jak inni obecni w namiocie, tylko Henryk zareagował inaczej. Uśmiechnął się szeroko do zgromadzonych wokół niego kobiet i wykrzyknął:

– Dobre widowisko! Dobre widowisko!

Linnea z trudem powstrzymała się od wypowiedzenia gorzkich słów. Jej zdaniem widowisko zyskałoby na atrakcyjności, gdyby to gruboskórny miody książę został powalony i poćwiartowany. Nie było jednak czasu na przeciwstawianie się Henrykowi, ponieważ dwaj rycerze sięgnęli właśnie po bron. Z kopiami w ręku, popędzili swe rumaki do ataku.

Linnea znieruchomiała. Ziemia zadrżała pod kopytami potężnych zwierząt; dziewczyna zamknęła oczy, nie potrafiąc opanować lęku. Usłyszawszy odgłosy starcia, natychmiast jednak uniosła powieki.

Trzasnęły kopie. Któryś z jeźdźców pochylił się i spadł na ziemię. Zagryzła palce aż do bólu, z jej gardła wydarł się zduszony krzyk.

A potem jeden z wojowników wynurzył się z kłębów pyłu; to Axton wyszedł z pojedynku obronną ręką!

Tym razem to lady Mildred wydała okrzyk ulgi. lecz po chwili obie kobiety wstrzymały oddech, zdjęte potwornym strachem, jako że Axton zeskoczył z konia, zanim ten się zatrzymał, i stanął do następnego starcia z Eustachym.

Leż nieruchomo! – krzyczała bezgłośnie Linnea do powalonego rycerza. Leż, ty głupcze! Lecz dwaj towarzysze Eustachego pomogli mu wstać i podali krótki miecz.

Peter natychmiast wręczył miecz Axtonowi. Następnie dwaj rycerze stanęli naprzeciwko siebie. Okryci stalowymi kolczugami, lecz przecież i tak bezbronni wobec potwornej siły dobrze zadanego uderzenia mieczem. Eustachy tył wolniejszy. Linnea dostrzegła to od razu. Potrząsnął głowo, jakby nie całkiem jeszcze doszedł do siebie po ciężkim upadku. Boże. błagam, niech to się już jak najszybciej skończy, modliła się. Nie będę już mieszać się w życie Axtona. Będę dobrze życzyć jemu i mojej siostrze, tylko proszę, ocal go.

– Nie daj się zabić tej bestii! – krzyknęła Beatrix i przez chwilę Linnea miała wrażenie, że siostra odgadła i wypowiedziała jej myśli. Jednak już po chwili zrozumiała, że popełniła błąd. Beatrix bała się o życie Eustachego, nie Axtona.

– Nie bój się – rzekł Henryk. – Dałem Axtonowi wyraźny rozkaz, żeby nie zadawał śmiertelnego ciosu.

– A czy Eustachy otrzymał takie samo polecenie? – zapytała lady Mildred. Mimo pozorów opanowana, miała zbielałe kostki, tak mocno zaciskała dłonie.

Henryk poruszył się niespokojnie.

– Byłoby to niezgodne z duchem turnieju, Eustachy musi mieć jakiś przywilej. Axton i tak ma przewagę.

Mimo że Linnea miała ochotę udusić bezdusznego młodziana, który walki na śmierć i życie traktował jak rozrywkę i napuszczał na siebie dwóch wojowników tylko po to, by się dobrze bawić, wiedziała jednocześnie, że Henryk ma trochę racji. Nigdy nie widziała Axtona w prawdziwej walce – jedynie w czasie treningów – ale ze sposobu, w jaki odnosili się do niego Peter czy inni towarzysze, wnioskowała, że musi być wojownikiem o niezwykłych umiejętnościach.

Lecz przecież Eustachy również słynął z niebagatelnej zręczności, a kiedy obaj rycerze rozpoczęli niebezpieczne starcie, wyglądał, jakby w pełni doszedł już do siebie. Natarł na przeciwnika z wielka siłą, bez wysiłku tnąc powietrze mieczem. Axton zręcznie odparowywał wszystkie ciosy, jednakże ataki rywala były tak gwałtowne, ze zmuszony był się cofać. Do milczącego tłumu co chwila docierały jęki i przekleństwa walczących. Stal dzwoniła o stal; upiorny szczęk przyprawiał Linneę o drżenie. Nie, powtarzała po każdym okrutnym ciosie. Nie, nie. nie!

Nagle Eustachy gwałtownie rzucił się w przód i dziedziniec obiegło westchnienie tłumu… tyle że Axtona nie było już w polu trafień! – Zrobił błyskawiczny unik i uderzył przeciwnika płazem miecza w tył okrytej hełmem głowy.