Выбрать главу

Minęła godzina. Nic się nie wydarzyło. Nie spotkała nikogo. Minęło popołudnie i nastał lawendowy letni zmierzch. Raz usłyszała jakiś gwizd gdzieś w oddali, jakby ktoś przywoływał psa. Tam, gdzie brzegów rzeki nie porastała gęsta roślinność, szła szybkim krokiem. Znacznie wolniej pokonywała teren zarosły paprociami, nierzadko sięgającymi pasa. Zdjęła pelerynę, która przeszkadzała jej w marszu. Spódnice również nie ułatwiały jej zadania, ale mogła je tylko unieść.

Po raz pierwszy zakiełkowała w niej myśl, że ucieczka może się powieść. Serce nie waliło już tak mocno, odczuwała zmęczenie. Jednak

25

To Peter przyniósł najświeższe wiadomości.

– Ślub odbędzie się jutro rano.

Cała rodzina de Valcourtów zgromadziła się w komnacie narzeczonej Axtona. naprzeciwko lordowskiej komnaty. Edgar de Valcourt siedział przy oknie, szklanym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. Pozostała trójka siedziała w milczeniu przy stole.

– Teraz pragnie na osobności zjeść kolację z narzeczoną – ciągnął Peter. – A po kolacji chce porozmawiać z lady Linneą.

Ojciec Linnei nie poruszył się, jakby słowa nie docierały już do jego umysłu. Lecz Beatrix i lady Harriet popatrzyły na Linneę. Na twarzy Beatrix malował się strach i rezygnacja. Twarz lady Harriet nosiła na sobie piętno porażki. Linnea czuła, ze dni babki są już policzone. Nic mogąc sycić się poczuciem władzy, nie zdoła znaleźć sensu życia.

Lecz w tej chwili Linneę najbardziej niepokoiła wiadomość od Petera.

Odchrząknęła i spojrzała na niego.

– Dlaczego Axton chce ze mną rozmawiać?

Babka zareagowała szyderczym śmiechem na słowo „rozmawiać”: dziewczyna spłonęła rumieńcem. Nawet Peter się zaczerwienił. Wszyscy dobrze wiedzieli, czego oczekuje od niej Axton. Bez wątpienia uznał to mimo to postanowiła iść także nocą, aż do chwili, gdy znajdzie jakąś wioskę.

Wyjęła kawałek czarnego chleba, który w pośpiechu zabrała ze sobą. Lecz zanim zdążyła podnieść go do ust, znieruchomiała, usłyszawszy rżenie konia. Przykucnęła w kępie ogromnych paproci. Ziemia była mokra; czuła wodę pod stopami, mimo te miała solidne huty. Świerszcz przeskoczył z liścia na famie Linnei, lecz po chwili zniknął wśród paproci; niezadowolony; że mu przeszkodzono. Linnea nie poruszyła się. Ktoś nadjeżdżał – nie potrafiła dokładnie powiedzieć, skąd. Lecz niezależnie od tego, kim był ów człowiek, wolała go nie spotykać. Nie miała tu przyjaciół, w każdym razie nikt nie popierał Jej ucieczki, wiec nieznajomy musiał być jej wrogiem.

Przechyliła głowę, chcąc się upewnić, czy pośród szumu rzeki i śpiewów skowronka i czajek rozlega się stukot ciężkich kopyt. Lecz koń musiał się zatrzymać. Nie słyszała jego stąpania.

Ostrożnie wychyliła się z gęstwiny paproci. Gdzie on jest? Kto to? A może tylko jej się zdawało, że coś słyszy? Może wcale nie był to koń? Może tylko gdzieś niedaleko przebiegła zbłąkana owca. A może dzik.

– Święty Judo! – wyszeptała. Dziki to groźne stworzenia, agresywne i podstępne. Kiedyś pomagała pielęgnować drwala, który został ugodzony kłem dzika w rui. Nieszczęsny drwal umarł.

Nagle ucichł śpiew ptaków. Usłyszawszy za sobą jakiś szelest, zareagowała przerażeniem. Zerwała, się na nogi i nie rozglądając się na boki. popędziła w stronę najbliższego drzewa.

Peleryna i węzełek wypadły gdzieś po drodze. Rozpaczliwie szukając oparcia dla rąk i nóg, wspięła się na jesion. Zaczepiła spódnicą o jakąś gałąź; gdy podciągała się wyżej, materiał pękł z trzaskiem. Czy znajdowała się wystarczająco wysoko? Czy dzik nie zdoła jej dosięgnąć?

Trzymając się gałęzi, wstała i walcząc o zachowanie równowagi rozejrzała się. Zauważyła swój tobołek leżący wśród krzaczków czarnych jagód, lecz nie dostrzegła peleryny. Nie było też dzika.

A potem usłyszała jakiś dźwięk dochodzący zza grubego pnia drzewa i wymamrotała przekleństwo. Jak może uciec, kiedy jakieś dzikie zwierzę zmuszają do siedzenia na drzewie?

– Święty Judo!

Kiedy trwożnie wyjrzała zza gąszczu listowia, to, co zobaczyła, zaskoczyło ją tak, że omal nie spadła z drzewa. Ujrzała bowiem Axtona. który z ponurą miną siedział na jednym ze swych wierzchowców. Axtona, który mógł zdjąć ją z drzewa równie łatwo, jakby była gruszką czy jabłkiem.

Axtona, który przyjechał tu po nią.

Nie wiedziała, czy ma krzyczeć z radości, czy płakać z niepokoju. Postanowiła wspiąć się wyżej,

Niezauważalnym ruchem skierował konia w stronę drzewa, okrążając je tak, by lepiej widzieć Linneę w jej zielonej kryjówce. A także zielonym więzieniu.

– Czy wejdziesz aż na sam wierzchołek, żeby przede mną uciec? – droczył się. – Myślisz, że to ci pomoże?

– Idź sobie! – Linnea chciała, żeby zabrzmiało to jak rozkaz, lecz wyszła z tego raczej łagodna prośba. W każdym, razie Axton jej nie posłuchał.

– Zejdź, Linneo. Zejdź, zanim spadniesz i zrobisz sobie krzywdę.

– Idź sobie. Idź stąd – powtórzyła, tym razem gwałtowniej;

– Nic z tego. W dodatku robię to dla twojego dobra. Złaź, żebyśmy mogli porozmawiać…

– Porozmawiać? Tak właśnie to nazywasz? – Mimo iż drżała od natłoku emocji, wspięła się jeszcze wyżej, tak że nie mógł jej dosięgnąć. Stanęła w rozwidleniu potężnych gałęzi i spojrzała na niego. – Jeśli naprawdę chcesz tylko porozmawiać, to bardzo proszę, ale ja zostanę tu, gdzie jestem.

Zauważyła, że zacisnął szczęki, poirytowany, ale jej nie skarcił, przyjrzał się jej tylko uważnie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

– Jak sobie życzysz, Linneo. Możemy porozmawiać w tej pozycji… ty na górze, ja na dole. Przynoszę ci wiadomości od twojej siostry.

Na wspomnienie Beatrix coś się w niej załamało. Chociaż bała się i martwiła o siostrę – i bardzo ją kochała – nie miała ochoty rozmawiać o niej z Axtonem. Z każdym, tylko nie z Axtonem.

Nie odpowiedziała, więc oznajmił:

– Ślub został przełożony.

Linnea zamrugała. Pochyliła się nieznacznie, by lepiej widzieć Axtona.

– Przełożony?

Rozłożył ręce.

– Tak. Odbędzie się dopiero po pasowaniu Petera na rycerza.

– Pasowaniu na rycerza? – powtórzyła. Co ma pasowanie na rycerza do ślubu Beatrix?

– Zamieszkają w naszym zamku w Caen – Peter woli mieszkać w Normandii niż w Anglii. Ale to tylko dzień podróży statkiem i dwa lądem. Będziesz ją mogła odwiedzać tak często, jak zechcesz. I, oczywiście, ona będzie mogła odwiedzać ciebie.

Linnea zmarszczyła czoło i pokręciła głowa. Słowa Axtona wydawały się pozbawione sensu. Ożeni się z Beatrix dopiero po tym. jak Peter zostanie pasowany na rycerza. A potem wyśle ją z Peterem do Caen?

I nagle przyszła jej do głowy pewna myśl… inaczej odczytała jego słowa… Gwałtownie zaczerpnęła tchu.

– Uważaj!

Chwyciła gałąź w ostatniej chwili, o mało nie spadla z drzewa.

– Do diabła. Linneo! Idę po ciebie – powiedział Axton stanowczym tonem.

– Zaczekaj! – krzyknęła, mocno chwytając gałąź. Nie chciała robić sobie nadziei, ale…

– Dlaczego Beatrix musi czekać, aż Peter zostanie pasowany na rycerza? Podjechał tak blisko drzewa, ze znalazł się tuż pod nią. Gdyby podniósł rękę, prawdopodobnie dotknąłby jej stopy. Siedział na koniu i przyglądał się jej uważnie. Kiedy mówił o Beatrix, na jego twarzy pojawił się uśmieszek, który teraz zniknął. Axton był poważny, a może nawet trochę zaniepokojony?