Выбрать главу

– Zaplątał mi się przewód – powiedział Mick.

Kiedy się odwrócił, żeby uwolnić kabel, skierował przypadkowo crimescope w stronę Rizzoli. Wiązka światła omiotła dywan, na którym trwała przykucnięta. Spojrzawszy nań, zauważyła na tle fluoryzujących włókien ciemną plamkę o nieregularnym kształcie, mniejszą od jednocentówki.

– Mick – powiedziała.

– Mogłabyś podnieść drugi koniec stolika? Myślę, że kabel owinął się dokoła nogi.

– Mick.

– Słucham?

– Przyjdź tu z przyrządem.

Skieruj światło na dywan w tym miejscu, gdzie ja jestem.

Mick podszedł do niej.

Świszczący oddech Korsaka był również coraz bliżej.

– Poświeć na moją rękę – poleciła.

– Na koniec mojego palca.

– Niebieskawe światło oblało dywan zimną poświatą.

Ręka Rizzoli odcinała się ciemnym kształtem od fluoryzującego tła.

– Tutaj – powiedziała.

– Co to jest?

Mick kucnął koło niej.

– Plama po czymś.

Muszę zrobić zdjęcie.

– Ta plama jest czarna – stwierdził Korsak.

– Myślałem, że szukamy czegoś, co fluoryzuje.

– Jeżeli tło jest silnie fluoryzujące, jak włókna tego dywanu, to płyny organiczne, fluoryzujące słabiej, mogą się wydawać ciemne. Plama może być po różnych rzeczach. Trzeba ją zbadać w laboratorium.

– Więc wytniemy kawałek tego pięknego dywanu tylko dlatego, że znaleźliśmy na nim starą plamę zrobioną kawą albo czymś podobnym?

Mick zastanawiał się przez chwilę.

– Spróbuję pewnej sztuczki.

– Jakiej?

– Zmienię długość fali światła.

Przestroję crimescope tak, żeby emitował krótszą falę w paśmie ultrafioletu.

– Co nam to da?

– Będzie fajowo, jeżeli się uda.

– Mick przestroił przyrząd, po czym skierował światło na miejsce na dywanie, gdzie zauważyli ciemną plamę.

– Patrzcie uważnie – powiedział i wyłączył urządzenie.

Pokój ogarnęła całkowita ciemność. Został tylko jeden jasny punkt, jarzący się na dywanie u ich stóp.

– Do diabła, co to może być? – spytał Korsak.

Rizzoli myślała, że ma halucynacje. Patrzyła na zjawiskowy ślad, który wydawał się płonąć zielonym ogniem. Poblask szybko zanikał. Po kilku sekundach zapanowała kompletna ciemność.

– Fosforescencja – wyjaśnił Mick.

– Wywołana wcześniejszym naświetlaniem.

Pod wpływem światła ultrafioletowego wzbudzone elektrony niektórych substancji potrzebują nieco dłuższego czasu, żeby wrócić do normalnego poziomu energetycznego. W trakcie powrotu emitują fotony światła widzialnego gołym okiem. Mamy tu plamę, która świeci jasnozielono po napromieniowaniu jej krótkofalowym światłem ultrafioletowym. Wygląda bardzo sugestywnie.

– Wstał i nacisnął kontakt na ścianie.

W jasnym świetle dywan, na który patrzyli z takim zafascynowaniem, wyglądał całkiem zwyczajnie. Teraz jednak Rizzoli spoglądała na dywan z odrazą, ponieważ już wiedziała, co się na nim wydarzyło: na jego beżowych włoskach widniało świadectwo męki Gail Veager.

– To jest sperma – oznajmiła.

– Bardzo możliwe – powiedział Mick.

Ustawił trójnóg kamery i założył na jej obiektyw filtr Wratten Kodaka, do fotografii w ultrafiolecie.

– Kiedy zrobię zdjęcie, wytniemy ten kawałek dywanu.

Laboratorium może to potwierdzić, zbadają plamę pod mikroskopem w środowisku fosfatazy kwaśnej.

Rizzoli nie potrzebowała potwierdzenia laboratorium. Popatrzyła na ścianę spryskaną krwią. Pamiętała, w jakiej pozycji znaleziono ciało Veagera, i przypomniała sobie filiżankę, która spadła z jego kolan i rozbiła się na podłodze. Zielona, fosforyzująca plama na dywanie potwierdzała jej obawy. Wiedziała, co tu się działo, tak wyraziście, jakby widziała całą scenę na własne oczy.

Przywlokłeś Veagerów z ich łóżka do tego pokoju, gdzie podłoga jest drewniana. Skrępowałeś doktora w przegubach i kostkach i zakleiłeś mu taśmą usta, żeby nie mógł krzyczeć, żeby cię nie rozpraszał. Posadziłeś go tam pod ścianą, stwarzając sobie milczącą jednoosobową widownię. Richard Veager jest żywy, świadomy tego, co masz zamiar zrobić, ale nie może walczyć w obronie żony. Na wypadek gdyby się szamotał, kładziesz mu na kolanach filiżankę na talerzyku. To ma cię ostrzec. Jeśli uda mu się wstać, filiżanka spadnie, rozbijając się z hałasem na twardej podłodze. W trakcie przeżywania rozkoszy nie chcesz na niego uważać, ale nie możesz dopuścić do tego, żeby cię zaskoczył.

Chcesz natomiast, żeby wszystko widział. Spojrzała w dół, na plamkę, która zafosforyzowała jasnozielono. Gdyby nie odsunęli stolika do kawy, gdyby nie przewidzieli specyfiki tego rodzaju śladów, mogliby jej nigdy nie znaleźć.

Przywlekasz ją tu, na ten dywan. Gwałcisz ją na oczach męża, który nie może jej pomóc, nie może nawet uratować sam siebie. A kiedy kończysz, kiedy nasyciłeś się swoim łupem, na dywanie zostaje mała kropelka spermy, która wysycha do postaci niewidocznej warstewki.

Czy zabicie męża było również źródłem rozkoszy? Czy robił przerwy, trzymając w ręku nóż, żeby się delektować sytuacją? A może to było praktyczne rozwiązanie sytuacji po jakichś wcześniejszych wydarzeniach? Co czuł, kiedy chwyciwszy Richarda Veagera za włosy, przecinał mu gardło?

W pokoju zgasło światło.

Kamera Micka pstrykała raz po raz, utrwalając ciemną plamkę na jasnym, fluoryzującym tle dywanu.

Zamordowany lekarz siedzi z opuszczoną głową, jego krew ścieka po ścianie, a ty naśladujesz rytuał innego mordercy. Składasz koszulę nocną pani Veager i umieszczasz ją na widocznym miejscu w sypialni, tak jak to robił Warren Hoyt.

To jednak nie wszystko – zaledwie koniec pierwszego aktu. Przed tobą dalszy ciąg przyjemności, dalsze przerażające rozkosze. Żeby się w nich pławić, zabierasz z sobą kobietę.

Światła w pokoju znów się zapaliły, ich blask był jak ukłucie oczu igłą. Ogarnęło ją przerażenie, jakiego nie doznała od wielu miesięcy; czuła się oszołomiona i roztrzęsiona, a na domiar złego poniżona, gdyż obaj mężczyźni musieli zauważyć jej bladość i drżenie rąk.

W pewnym momencie poczuła, że brak jej tchu. Wyszła z pokoju, a potem na zewnątrz domu. Stojąc we frontowym ogrodzie, rozpaczliwie chwytała powietrze. Usłyszała czyjeś kroki, ale nie odwróciła się, żeby zobaczyć kto to.

– Źle się czujesz, Rizzoli? – poznała głos Korsaka.

– Nie, wszystko w porządku.

– Nie udawaj.

– To tylko lekki zawrót głowy.

– Przypomniałaś sobie sprawę Hoyta, prawda? Doznałaś wstrząsu, widząc to, co tu się stało.

– Skąd wiesz?

Umilkł.

Po chwili, chrząknąwszy, powiedział: – Masz rację.

Skąd, do diabła, mam to wiedzieć?

– Zaczął iść w stronę domu.

Odwróciła się i zawołała za nim.

– Korsak?

– Co?

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.

Powietrze było przyjemnie chłodne, wilgotna trawa pachniała słodko, ale panująca w domu groza przyprawiała ją o mdłości.

– Wiem, co ona czuje – powiedziała cicho.

– Wiem, przez co teraz przechodzi.

– Pani Veager?

– Musisz ją odnaleźć.

Porusz wszystkie sprężyny.