Выбрать главу

Mogło się trafić gorzej, zdawał się mówić jego wzrok, kiedy znów kładł łeb na łapach.

Drobne ciałko nosiło wyraźne ślady złego traktowania. Tula opatrzyła mu zranienia na przedniej łapie, a pies poddawał się wszystkim zabiegom z cierpliwą obojętnością. A raz, kiedy Christer wrócił z kuchni, Sasza zaczął nieśmiało machać ogonem. Uznali, że to naprawdę dobry znak.

Odbyli naradę. Tomas stwierdził, że postąpili jak szaleńcy, ale działający roztropnie. „Bardzo to do was podobne, moi pomyleńcy”, uśmiechnął się czule.

Odpowiedzieli mu uśmiechem.

– Ale na pewno ktoś widział cię, Christerze, jak stałeś w drzwiach hotelu z psem w objęciach – zauważył Tomas.

– Tylko Amanda – zapewniła Tula. – A ona nic nikomu nie powie.

– Sasza jest przecież taki mały, że udało mi się schować go za pazuchę – wyjaśnił Christer. – Choć, co prawda, może wyglądałem dość nieforemnie.

Tomas chętnie przystał na wyjazd do Ramlosa wraz z Tulą.

– I dla was lepiej będzie, jeśli ja także włączę się w sprawę. Pamiętam, który z lekarzy zajmował się Magdaleną Backman. A ty, Christerze, wiesz, co masz robić, prawda?

– Tak. Dowiedzieć się w Norrtalje wszystkiego o rodzie Backmanów.

– I o dziadku ze strony matki dziewczynki, starym Molinie, królu Norrtalje – uzupełniła Tula. – Miejmy nadzieję, że on jeszcze żyje, jego informacje mogą być dla nas bezcenne. Chyba jest w stanie coś usłyszeć albo powiedzieć. Postaraj się z nim porozmawiać.

– Tylko dyplomatycznie, pamiętaj! – ostrzegł Tomas.

– Możecie mi zaufać – zapewnił Christer. – Jestem chodzącą dyskrecją.

Oboje rodziców naszedł w jednej chwili gwałtowny atak kaszlu.

Tomas nakrył dłonią rękę syna. Z trudem zachowywał powagę.

– I, Christerze, mój drogi… Żadnych eksperymentów z magią!

– Tylko w razie największej potrzeby.

– Nawet wtedy nie – zakazała Tula. – Cały czas daleko mi do przekonania, że jesteś jednym z dotkniętych. Jak na razie nie przedstawiłeś mi żadnego dowodu na swoje twierdzenie.

– O, mógłbym ich przytoczyć całą masę!

– Na przykład?

– No, na przykład… No… Ale mamo, zrozum. W moim pokoleniu jesteśmy tylko ja i Viljar. No i Viljar nie jest dotknięty, jego dziadek Heike zapewnił nas o tym.

– Nigdy nic nie wiadomo – odrzekła Tula. – Przekleństwo może objawić się na każdym etapie życia.

– No właśnie! Tak jak u mnie!

Tula westchnęła zrezygnowana.

– Wiesz dobrze, że Anna Maria i Kol jeszcze mogą mieć dzieci. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, by ktoś z Ludzi Lodu pozostał bezdzietny. Obciążony dziedzictwem może urodzić się właśnie im.

– Oni już nie będą mieli dzieci, są przecież małżeństwem od dwudziestu lat!

– Nie mów tak, cuda zawsze się zdarzały. Ja w każdym razie cieszę się, że możesz się u nich zatrzymać. Będę spokojniejsza. Musisz mi wybaczyć, ale nie w pełni ufam rozsądkowi i doświadczeniu życiowemu mego genialnego syna. Oni cię przyjmą z otwartymi ramionami, jestem o tym przekonana. Żyją odizolowani od reszty rodziny.

Snuli plany aż do chwili, kiedy oczy same im już się zamykały. Dopiero wówczas się położyli.

Ale Tomas właśnie wtedy wstał. Siadł przy oknie z pieskiem na kolanach, wpatrzony w budzący się dzień. Jego wrażliwe palce gładziły szorstką sierść.

Życie wyniszczyło Tomasa, miał tak ograniczone możliwości poruszania. Wyglądał na znacznie starszego od Tuli, zaczął już siwieć, a ból wyrzeźbił głębokie zmarszczki na jego obliczu. Ale ostatnie dziewiętnaście lat jego życia było takie szczęśliwe. Często łapał się na uczuciu zdumienia, że dla kogoś takiego jak on los był do tego stopnia łaskawy, zetknął go z Tulą i obdarował wspaniałym, pełnym fantazji synem.

Popatrzył na pieska, napotkał jego ufne spojrzenie.

– Tutaj ci będzie dobrze, zobaczysz – szepnął. – Tula i Christer to najlepsi ludzie, jakich znam.

Sam Tomas także nie zaliczał się do najgorszych.

Pod wieczór, kiedy zajęci byli przygotowaniami do podróży, Sasza nagle zaczął warczeć.

Zdążył już sobie wybrać ulubione miejsce: na szerokim parapecie, tam gdzie jedynie cieniutka firanka zasłaniała mu widok na świat. Tomas podszedł do okna.

– Ktoś nadjeżdża, jakaś dama na koniu. Ale spójrzcie tylko na Saszę, ten pies śmiertelnie się czegoś boi!

Pies zeskoczył na podłogę i popiskując, z podkulonym ogonem, uciekł i schował się pod kanapę.

Tula również wyjrzała przez okno.

– Ach, mój Boże, przecież to pani Backman! Jak zdołała nas tu wywęszyć?

– Zabierzcie psa, szybko! – Tomas okazał przytomność umysłu.

– Christerze, zanieś go na górę. I poproś, by zachowywał się cicho!

Czy mały psiak mógł spełnić taką prośbę? Christer zanurkował pod kanapę, gdzie Sasza wcisnął się pod samą ścianę i położywszy uszy patrzył przed siebie ze strachem. Wyciągnął pieska stamtąd i popędził na górę po stromych schodach.

Chwilę później znów zszedł na dół.

– Dałem mu do zabawy mój stary kapeć. Natychmiast rzucił się na zdobycz. No cóż, teraz wiemy, jakie jest jego zdanie na temat pani Backman.

– Oby Bóg sprawił, by nie zaszczekał – mruknął Tomas.

– Ale Saszy dobrze tu z nami – stwierdziła Tula.

– O, tak – przyświadczył Christer. – Poznał nas wszystkich troje i wyraźnie nam ufa.

Przyszła pani Backman. Zaproszono ją do środka, Tula przedstawiła jej swego męża i poprosiła, by usiadła.

Elegancka dama o obojętnych, zimnych oczach rozejrzała się dokoła z wiele mówiącą kwaśną miną. Ten dom najwyraźniej odbiegał od standardu, do jakiego przywykła, bo odłam Ludzi Lodu, z którego wywodził się Arv Grip i jego następcy, nie był bogaty. Wiele świadczyło też o tym, czym zajmuje się Tomas, na ławie przy ścianie leżały nie wykończone skrzypki i tamburyny. Ale nie była to przecież rozpadająca się chałupa nędzarzy! Na ścianach wisiały przedmioty, o których pani Backman nawet się nie śniło. Prawdziwe skarby, zabytki kultury, przywiezione przez Vendela Gripa z dalekiej Rosji i Syberii i przekazane synowi Orjanowi, a następnie Arvowi Gripowi.

Tula starała się zachowywać elegancko i wyraziła radość, że wczorajszego wieczoru dane jej było poznać państwa Backmanów. Jednocześnie niezmiernie jej przykro, że syn zachował się tak gwałtownie, ale ma nadzieję, że państwo będą skłonni wybaczyć mu jego wybuch.

– Tę właśnie sprawę chciałam omówić – wyjaśniła pani Backman, starając się okazać życzliwość. Uśmiech jednak nie dotarł do oczu. Może obawiała się zmarszczek? – Ale widzę, że się pakujecie? Czyżbyście wyjeżdżali?

Tula, której kłamstwa przychodziły z największą łatwością, pospiesznie wyjaśniła:

– Tak, nareszcie uda nam się wyrwać na trochę z domu, chcemy odwiedzić krewnych w Norwegii.

Tomas natychmiast ją zrozumiał. By nie budzić podejrzeń, nie można było nawet wspomnieć o uzdrowisku Ramlosa.

– O, to daleka podróż – pani Backman najwyraźniej była z tego dość zadowolona. – Ale przede wszystkim przybywam tu, by wyjaśnić co nieco waszemu synowi. Dobrze rozumiem, że wczorajsze spotkanie musiało nim wstrząsnąć. Powiedz mi, proszę, gdzie spotkałeś tę, którą nazywasz Magdaleną Backman?

Tula, Tomas i Christer popatrzyli na siebie bezradnie, ale uznali wreszcie, że w tej kwestii nie mają nic do ukrycia.

– W uzdrowisku Ramlosa – odpowiedział Christer.

Pani Backman opuściła powieki, by przypadkiem w jej oczach nie odbiło się, co myśli. Wcale nie musiałaś tego robić, pomyślała Tula. W twoich martwych oczach i tak na żadne odczucia nie ma miejsca.

Kiedy dama rozważyła w duchu wszystko, powiedziała: