On również kontaktował się z Jordim. Całej jego grupie niewypowiedzianie ulżyła świadomość, że Unni znalazła się w bezpiecznych rękach. Mogli spokojnie udać się na spoczynek w swojej małej wiosce na pustkowiu.
Morten wyraził przed Antoniem swoje współczucie dla Jordiego. Jordi bez Unni? To przecież nie do pomyślenia!
– Dobrze im to zrobi – odparł Antonio krótko i bez serca – Przecież nie rozstali się nawet na godzinę, odkąd spotkali się w Stryn, tysiąc milionów lat temu. Spróbują teraz czegoś nowego.
Morten usłyszał w tle chichot Unni.
Teraz przy obiadowym stole westchnął ciężko. Szczerze pragnął, żeby był z nimi Antonio. Już sama kwestia wyboru jedzenia… Zamówienie musiała składać Flavia, bo on nie rozumiał ani słowa z karty. Dostali specjalność zakładu: sopa de melon y bogavante, falsos raviolis de bonito rellenos de mousse de idem, carrieras de buey a las verduras frescas, na deser zaś pastel de chocolate caliente.
Zrozumiał z tego przynajmniej tyle, że będzie to zupa melonowa z czymś, pierożki nadziewane jakimś musem, mięso ze świeżymi warzywami i chyba gorące ciastko czekoladowe.
Chociaż nazwy potraw brzmiały nie najlepiej, to jednak wszystko smakowało wybornie.
Dowiedzieli się, że Antonio rozmawiał z Veslą i że w Norwegii wszystko jest w jak najlepszym porządku. Podali mu swój adres, zdawali sobie jednak sprawę, że Antonio i Unni tak prędko tutaj nie dotrą.
Gdy siedzieli już przy kawie, z zewnątrz dobiegł nagle huk eksplozji. Zdrętwieli.
– Przecież opuściliśmy już Kraj Basków – mruknął Morten.
– To nic nie znaczy – odparła Flavia równie cicho. Wszyscy podeszli do okna, żeby zobaczyć, co się stało. Tajemnica prędko się wyjaśniła: wciąż jeszcze się dymiło z rury wydechowej jakiegoś starego samochodu.
Z ulgą powrócili do stolika. Claudia oznajmiła, że nie będzie piła kawy, podziękowała za podwiezienie i wspólny posiłek w miłym towarzystwie, a potem opuściła ich, obiecując pożegnać się z nimi następnego dnia rano.
Pozostali we trójkę.
– No tak, już po wszystkim – stwierdziła Flavia krótko.
– Nie polubiłaś jej? – na pół skonstatowała Sissi.
– Miała w sobie coś dziwnego, coś, co wzbudzało nieufność.
– Ja niczego takiego nie zauważyłem – stwierdził Morten i wypił wielki łyk irish coffe. Uznał, że zasłużył sobie na to po całym długim dniu jazdy samochodem.
Flavia również się napiła, a i Sissi spróbowała swojej kawy. Zaraz jednak zmarszczyła czoło.
– Czy to ma tak smakować? – spytała zdziwiona, podając szklankę Mortenowi. – Spróbuj!
Morten ostrożnie zanurzył usta.
– Ależ skąd! – stwierdził zaniepokojony. – Jest zupełnie inna niż moja.
– Czuję się trochę dziwnie – powiedziała Sissi, a z oczu bił jej lęk. – Nie widzę wyraźnie.
Flavia wstała.
– Claudia! Gdzie ona mieszka?
– Nie wiem – odparł Morten. – Chodźcie, wrócimy do naszych pokoi!
– Dlaczego to mnie stale musi się coś przytrafiać – poskarżyła się Sissi, wspierając się na Mortenie, gdy opuszczali restaurację.
– Nie wiem – odparł wystraszony. – Nic nie rozumiem. Zaraz spróbuję znaleźć jakiegoś lekarza. Nie, Flavio, nie możemy wezwać policji, to będzie wymagało zbyt wielu wyjaśnień. Dzięki Bogu, że nie wtajemniczyliśmy Claudii w cel naszej ekspedycji. Zajmiemy się tobą, Sissi, możesz mi zaufać!
Morten w jednej chwili zmienił się w dużego, silnego i skutecznego w działaniu. Nikomu nie wolno skrzywdzić jego Sissi.
Nawet jeżeli w samochodzie flirtował trochę z dziwną tajemniczą Claudią.
Miał nadzieję, raczej próżną, że Sissi niczego nie zauważyła.
Jednocześnie
Całkowicie bezradni rycerze mogli jedynie przyglądać się temu, co się dzieje.
Towarzyszyli swoim protegowanym do ich skromnego miejsca noclegu i widzieli, że przyszedł lekarz, który zajął się Sissi najlepiej jak umiał, i dziewczyna mogła w końcu spokojnie się położyć, pilnowana przez wykazującego nadmiar opiekuńczości Mortena.
„Nie poddają się” – stwierdził don Federico z ponurą miną.
„Żadne z nich. Również ci w tym drugim obozie. Ani też ci dwoje, którzy dopiero tu jadą. Są doprawdy wyjątkowo dzielni” – przyznał don Ramiro.
„Kiedy demony zwabiły młodego medyka Antonia i dzielną Unni wprost w pułapkę, sądziłem, że to już koniec” – powiedział don Garcia.
„Wrogowie omylili się co do naszej Unni – uśmiechnął się surowo don Galindo. – Przez cały czas jej nie doceniają. Ta dziewczyna ma w sobie olbrzymią moc, tylko jeszcze o tym nie wie”.
„Prawie do obłędu wystraszyła katów – zachichotał don Sebastian. – Ale jutro ma się spotkać z tą diablicą Zareną. Jak to się skończy?”
„Obawiam się, że posypią się iskry” – powiedział zamyślony don Federico.
„Unni jest wspaniała – zauważył przodek dziewczyny, don Sebastian. – Ale pod względem sił nie może się mierzyć z demonem, a już zwłaszcza wtedy, gdy nie ma przy niej Jordiego”.
„Może jednak powinniśmy wezwać Urracę?” – spytał młody don Ramiro.
„Zobaczymy – odparł don Federico. – Przekonamy się, co się stanie”.
7
Kiedy Morten poszedł do siebie, Sissi wciąż nie mogła zapanować nad niepokojem. W końcu wstała i usiadła na fotelu. Ręce nerwowo zacisnęła na poręczach.
Była wystraszona i czuła się nieszczęśliwa. Uczucie, że ktoś cię nie lubi i chce twej krzywdy, zawsze jest paskudne. I nawet gdy zostaje wyrażone tylko słowami, pozostaje nieprzyjemne, a co dopiero, gdy ma się do czynienia z tak namacalnym ujawnieniem złych zamiarów, z nienawiścią, jaką przesycone jest działanie z zimną krwią.
Cóż, być może tu nienawiści nie było, o tym Sissi nić nie wiedziała, jasne jednak się stało, że jest osobą ze wszech miar niepożądaną.
To przykra myśl. Sissi czuła się taka mała i samotna. Ach, gdyby tylko był tu Antonio! On wprawdzie miał pewną szaloną teorię o jakimś diabelstwie, które przyczepiło się do nich po drodze i objawiało w różnych postaciach, ale Sissi była niemal skłonna przyznać mu rację. Antonio jednak dawał poczucie bezpieczeństwa, a w tej chwili właśnie tego najbardziej potrzebowała.
Zastanawiała się nad wezwaniem swoich giermków, Hassego i Nissego, wiedziała, że stawiliby się natychmiast. Nie mogła tego jednak zrobić, nie pytając uprzednio reszty o zgodę.
Och, doprawdy, bardzo przydałoby jej się dwóch silnych strażników z gwardii przybocznej! Mimo to jednak nie miała pewności, czy powinna wciągać Hassego i Nissego we wszystko, co się tutaj działo. Oni wprawdzie reprezentowali siłę w czystej postaci, lecz te ataki miały w sobie zbyt mało konkretów i tyle niewyjaśnionych elementów, ci dwaj więc nie byli chyba najodpowiedniejszymi osobami, które należało zaangażować w tego rodzaju sprawy.
Sissi musiała przyznać, że bez względu na to, jak silny, mądry i opiekuńczy usiłuje być Morten, to mimo wszystko jest zawodnikiem wagi lekkiej, i to w wielu dyscyplinach. Nie pomagała mu też Flavia, wciąż traktująca go jak małego chłopca, któremu kiedyś była macochą. Na pewno nie robiła tego celowo, ale stale wykazywała wobec niego nadopiekuńczość. A to wcale nie poprawiało sytuacji chłopaka.
Sissi ani trochę nie żałowała wyprawy do Hiszpanii, wprost przeciwnie, walczyła wszak o życie tak samo jak Jordi, Unni i Morten. Jeśli im się nie powiedzie, wszyscy czworo umrą w ciągu niespełna trzech lar. No i przecież tak doskonale czuła się razem z pozostałymi członkami ekspedycji.