Выбрать главу

– Teraz jest łatwiej, kiedy wycięli orły w górach. Podążajcie za trzema orłami, a dotrzecie na miejsce!

Potem hycel, zrozumiawszy, że chłopiec jest w pobliżu, wyprowadził nocnych gości na dwór.

Oczywiście wielu jeźdźców również wracało przez dolinę, chłopiec więc zawsze miał dość zajęcia ze staniem na straży.

A potem… nastąpiła katastrofa.

Przybyli nocą. Pędząc jak burza przez dolinę, pojawiło się pięciu rycerzy i, jedna kobieta. Kilka dni później wrócili i teraz towarzyszyło im wielu ludzi. Trzech z nich przyszło do szałasu i chłopiec, który się schował, ku swemu przerażeniu zobaczył, jak jego przybrany ojciec ginie od miecza. Mężczyźni zaciągnęli hycla do szałasu, przeszukali domostwo, a potem je podpalili.

Chłopiec, zyskawszy pewność, że wszyscy opuścili już dolinę, wyszedł ze swej kryjówki, cały czarny od dymu pożaru. Twarz pokrytą miał sadzą wymieszaną ze łzami.

Nic mu nie zostało. Nie pozostał mu już nikt na całym świecie i nie miał dokąd pójść.

Nagle za jego plecami pojawiła się kobieta na koniu. Chłopiec nie zauważył jej nadejścia, poznał jednak jej długie czarne włosy. Była to ta sama kobieta, która wcześniej towarzyszyła rycerzom.

Była niesamowicie piękna, lecz chłopiec trochę się bał jej oczu?

– Wszystko skończyło się źle – oświadczyła ciemnym, melodyjnym głosem. – Wszystko legło w gruzach. Pochowaliśmy naszych najdroższych, naszą przyszłość, a rycerzy wszędzie ścigać będą teraz ci, którzy zasiadają na tronie.

Chłopiec nic z tego nie rozumiał. Kobieta wyciągnęła do niego rękę.

– Chodź ze mną, tu zostać nie możesz. Zabiorę cię do opactwa w Panes. Tam znajdziesz spokój i pożywienie, bo tu chyba nie bardzo masz co jeść – dodała z uśmiechem.

Musiał przyznać jej rację, lecz zawstydzony dodał, że ostatnimi czasy wiodło im się nie najgorzej. Przejeżdżający tędy często zostawiali im chleb, kawałek sera albo dzban wina.

Kobieta posadziła go za sobą na koniu i opuścili góry. Po drodze powiedziała jeszcze kilka słów:

– Zapomniana wioska jest teraz ukryta. Nikt o niej nie wie, a tobie nie wolno o niej mówić. Kiedyś jednak znów przyjdzie ktoś taki jak ty i twój przybrany ojciec. Najnędzniejszy z nędznych. I osoba ta zdoła być może uwolnić nas od przekleństwa, jakie rzucił na nas i naszych najdroższych zły czarownik. Rozdzielił ich w śmierci.

Chłopiec przypomniał sobie wtedy okropny koszmar, który nawiedził go pewnego wieczoru, gdy nie wiedział jeszcze, czy to sen czy jawa.

Wydawało mu się, że widzi obrzydliwego potwora, olbrzymiego nieczłowieka, kręcącego się, jakby był pijany, gdzieś wysoko na szczycie i wołającego: „Gdzie oni są? Gdzie są? Ja ich znajdę!”

Chłopiec skulił się wtedy i dobrze się ukrył.

W klasztorze było mu dobrze, nauczył się nieźle czytać i pisać, zanotował więc niektóre ze słów tamtej pięknej kobiety. Przysiągł jej jednak, że nigdy nie zdradzi nikomu tajemnicy ukrytej doliny, której zresztą sam nigdy na oczy nie widział.

Nie było mu jednak dane długie życie. Zabrała go choroba, zanim jeszcze zdążył dorosnąć.

23

O tym wszystkim grupa oczywiście nie wiedziała.

Znali jedynie kilka szczegółów, które zawierały baśnie: „W zaklętej dolinie rósł las pełen niezwykłych drzew. Dolinę otaczały góry, a w jej środku również znajdowała się wysoka góra, mająca kształt skulonego zwierzęcia. Na górze siedział zły stwór. Pilnował skarbu. Nie prowadziła tam już żadna droga, lecz pewnego dnia mieli się tu zjawić dwaj bracia. Tylko jeden z braci miał wrócić do domu. AMOR ILIMITADO SOLAMENTE. Trzy orły wskazują drogę. Trzej potomkowie mogą pomóc. Rycerze przybyli z miasta Leon, lecz nie ich śladem należy podążać. Trzeba iść śladem innych. Pytajcie najniższego z niskich!”

Teraz jeszcze mogli do tego dołączyć znaki na pergaminie, znalezione w pewnym opactwie. Pedro otrzymał pozwolenie skopiowania kruchego arkusza.

Siedzieli na kocu rozłożonym na trawie, rozmyślając nad znaczeniem tych słów, zastanawiając się i w zamyśleniu przeżuwając zabrany prowiant. Wokół nich wznosiły się dzikie, budzące prawdziwą grozę ściany gór. Od czasu do czasu nadlatywał sęp i przyglądał im się, jak gdyby chciał się przekonać, czy stanowią odpowiednią zdobycz.

Ale oni przecież byli jak najbardziej żywi.

Doliną pod nimi z warkotem przejechał jakiś duży samochód, oni jednak siedzieli na tyle wysoko, skryci za występem skalnym, że zaledwie przez krótki moment dostrzegli jego dach. Ich własne samochody stały na niewielkiej dróżce pomiędzy skałami i z drogi nie było ich widać.

Ów krótki przebłysk jednak wystarczył, by zrozumieli, co się dzieje.

– To był Thore Andersen ze swoją kompanią – oświadczyła z mocą Unni. – Poznaję ten snobistyczny wóz.

– Zawsze wpadają na nasz ślad – utyskiwał Morten.

– Zawsze, naprawdę zawsze. Jak im się to udaje?

– To niepojęte – przyznał Pedro.

– No dobrze, a co powiemy o tym zapisku? Przyjrzeli mu się jeszcze raz.

Przybrany ojciec był najmarniejszym z marnych. Królowa jednak powiedziała, że przyjdzie też nowy i z pomocą najdroższych odnajdzie tajemnicę. Najnędzniejszy z nędznych zrodził się wśród odpadków.

– Królowa – zamyślił się Jordi. – Chyba nie może chodzić o nikogo innego jak o Urracę?

– Jeśli ktokolwiek tu przypomina królową, to właśnie ona – pokiwała głową Unni. – Ale kto to napisał?

– Nikt tego nie wie – odparł Pedro. Unni podjęła:

– Ale tu nie może chodzić o nas. Przecież nikt z nas nie jest aż tak nędzny?

– Był, nie jest – rzekł Antonio z powagą. – Wydaje mi się, że wiem, o kim mowa.

Czekali, lecz nie doczekali się żadnego wyjaśnienia.

– Natomiast ten fragment: „z pomocą najdroższych”

– zauważyła Gudrun. – Ten przynajmniej rozumiemy. Wiemy, kim są najdrożsi.

– Chodzi o królewskie dzieci – kiwnął głową. Juana była równie milcząca jak Miguel. Siedzieli daleko od siebie, jak gdyby chcieli za wszelką cenę zaznaczyć dzielący ich dystans. To znaczy Juana siadła jako pierwsza, on zaś znalazł dla siebie miejsce po drugiej stronie tej licznej grupy. Trudno powiedzieć, by ucieszyło to Juanę.

Jeszcze jedna osoba dziwnie ucichła. A była nią Unni. W końcu zwróciła się do Antonia:

– To mnie miałeś na myśli, prawda?

Wszyscy pozostali natychmiast z zainteresowaniem nastawili uszu.

– A czy to nie jest możliwe, Unni?

– Urodzona na wysypisku śmieci? – powiedziała żałosnym głosem. – Nędznego rodu? Moja matka była kompletnym zerem, zabłąkanym w szerokim świecie, ojciec Indianinem czy też raczej Metysem, który od niej uciekł. Sądziłam jednak, że to Rio jest tym olbrzymim wysypiskiem odpadków, na którym zmuszeni są żyć ubodzy imigranci.

– Do Santiago de Chile również napływają każdego roku całe gromady z wiosek. I miasto ma swoje dzielnice slumsów, możesz mi wierzyć!

– Ależ to się nie zgadza! – wykrzyknęła Sissi. – Unni przecież nie jest nędznego rodu, jest potomkinią don Sebastiana de Vasconia!

Pedro podrapał się w kark.

– Od tamtych czasów minęło już wiele czasu. Szlachectwo musiało dość znacznie się rozmyć, skoro twoja matka znalazła się wśród śmieci po drugiej stronie globu.

– „Najnędzniejsza z nędznych” – szlochała Unni. – A więc to chodziło o mnie!

Jordi otoczył ją ramieniem i mocno przyciągnął do siebie.

– Ale nie dla mnie, dobrze o tym wiesz.

– Dla nas również nie – zapewnił Pedro. A wszyscy pozostali starali się przekonać ją o jej prawdziwej wartości.