Выбрать главу

Na razie jednak wciąż panowała ciemność.

Silvia wyjaśniła, że jadą teraz przez przełęcz Esrita, i wkrótce potem dostrzegli przed sobą głęboką dolinę, w której tu i ówdzie jaśniały światła nielicznych wiosek.

– Dolina Carranza – powiedziała Silvia. Nagle José – Luis zaczął powoli hamować.

– Tam coś jest – oznajmił zdumiony.

Ach, nie, nie znów, pomyślał Antonio, mając świeżo w pamięci pojawienie się na drodze strasznego Emile.

Mniej więcej na środku jezdni stała jakaś młoda dama, machając do nich ręką. Zbliżali się do niej, rozważając oczywiście zatrzymanie się i przyjście jej z pomocą, gdy nagle koła samochodu wjechały na nieduży garb na jezdni, a światło reflektorów padło na twarz kobiety. Jej oczy błysnęły zielono, po kociemu.

– Jedź! – ryknął Antonio. – Na miłość boską, nie zatrzymuj się!

– Ale ona przecież stoi na środku drogi – zaczął José – Luis oburzony, ale Unni złapała za kierownicę a jednocześnie na sekundę przycisnęła pedał gazu.

Zarena uskoczyła w bok, bo nawet demon nie lubi być rozjechany przez samochód. Z mnichami sprawa przedstawiała się inaczej, lecz oni to jedynie fantomy, przez które można przemknąć na wskroś. Zarena, pomimo iż potrafiła się przeobrażać, stawać niewidzialna, zbudowana była z bardziej konkretnej materii.

– Ale my… – jęknął Jose – Luis.

W następnej chwili coś wylądowało na dachu i samochód gwałtownie się zatrząsł. W końcu jednak uchwyt napastniczki wyraźnie zelżał i usłyszeli jeszcze tylko wściekły syk, który z wolna cichł, kiedy Jose – Luis, zdoławszy odzyskać panowanie nad autem, pognał naprzód.

– Coś mi się wydaje, że tej pani nie bardzo się spodobało nasze zachowanie – stwierdził Antonio słabym głosem.

Poranne światło z wolna zalewało już piękną dolinę Carranza. José – Luis z trudem panował nad drżeniem dłoni, mocno zaciskając je na kierownicy.

– Co to było? – spytała Silvia, skulona w kącie, odzyskując wreszcie mowę.

– Szczerze mówiąc, nie wiem – odparł Antonio. – Ale mieliśmy już do czynienia z upiorami wywodzącymi się z piętnastego wieku, zarówno z rycerzami, jak i z katami inkwizycji, którzy starają się uchodzić za mnichów, lecz doprawdy trudno ich tak nazwać. Spotkaliśmy też dobrą czarownicę i złego czarownika z tej samej epoki. Ze wszystkimi jakoś nauczyliśmy się obchodzić, ale ta kobieta…? Mówiłem o pięciu różnych grupach przeciwników, ona musi należeć do szóstej.

– I najgorszej? – spytała Unni.

– Bez wątpienia. Nie rozumiem jej natury. Nie wiem, czym ona jest, ani skąd pochodzi.

Dotychczas tak dobroduszny i pogodny José – Luis milczał. Unni rozumiała go, zapewne najchętniej wysadziłby ich gdzieś na bocznej drodze.

– Ale co wy właściwie znaleźliście? – dopytywała się Silvia.

– Na razie jeszcze nic – odparł Antonio. – Mamy do czynienia z prastarym przekleństwem, Życie wielu naszych przyjaciół jest zagrożone, jeśli nie znajdziemy dla nich ratunku. Szukamy pewnej ukrytej, zapomnianej doliny, która może przynieść nam odpowiedź na wszystkie zagadki – W rejonie Carranza?

– To raczej nie jest nasz ostateczny cel. Musimy jechać dalej.

W samochodzie zapanowała cisza, gęsta i nieprzyjemna.

– Dobrze, przedstawię wam główne punkty – zdecydował wreszcie Antonio, wzdychając. Należało jakoś wytłumaczyć pojawienie się owej makabrycznej kobiety. – Może ty, Silvio, jako przewodniczka zdołasz podsunąć nam jakąś wskazówkę?

– Ale dlaczego Carranza?

– Szukamy pewnej groty na granicy pomiędzy Baskonia a Kantabrią.

– To gorzej, bo jest ich co najmniej kilka. Dwie duże. Jedna w dolinie Carranza w Baskonii, a druga w pobliżu Ramales de la Victoria, po stronie kantabryjskiej.

– Cóż, nikt nie obiecywał, że cokolwiek przyjdzie nam łatwo – westchnęła Unni z ponurą miną. – Antonio, zastanawiałam się nad czymś. Ty nie za bardzo reagujesz na magicznego gryfa Asturii, którego nosisz na piersi W razie niebezpieczeństwa on się robi ledwie ciepły, prawda?

– Owszem.

– Coś mi się wydaje, że powinniśmy zamienić się na amulety, w ten sposób lepiej będziemy mogli wyczuć zbliżające się niebezpieczeństwo. Ty dostaniesz mojego gryfa miłości z Vasconii. Przyda ci się pod nieobecność Vesli, może dzięki niemu lepiej odczujecie swoją bliskość?

Antonio zgodził się na to bez sprzeciwów i zaraz wymienili gryfy.

Zjeżdżali teraz w dół. W tym czasie Antonio w krótkich zarysach wprowadził dwoje Basków w całą historię, Unni zaś wypatrywała słynnych sępów.

Nie zauważyła jednak żadnego. Być może pora była na to zbyt wczesna.

6

Morten miał wrażenie, że wybrał się na przyjemną przejażdżkę ze swymi trzema damami. Tak było na początku.

Przewodniczka Claudia szybko odnalazła wspólny ton z resztą pasażerów. Wprawdzie Sissi nie bardzo podobało się, że Claudia zajęła miejsce obok Mortena z przodu, ale ponieważ miała wskazywać drogę, nic nie dało się na to poradzić.

Claudia okazała się dość dziwaczną osobą. Nawet na chwilę nie zdjęła ciemnych okularów przeciwsłonecznych, a tematy konwersacji, na które zabierała głos, też wydawały się ograniczone. Ach, wiedziała wszystko o starych budynkach, kościołach, zamkach i dworach, lecz gdy rozmawiali o nowoczesnych wynalazkach i cudach techniki, milczała jak zaklęta. Raz Morten odezwał się po norwesku, a Claudia natychmiast odpowiedziała mu po hiszpańsku. Zaraz jednak się poprawiła: „Przepraszam, co teraz powiedziałeś? Chyba nie zrozumiałam…”

Flavia obserwowała ją podejrzliwie i okazywała jej wyraźną rezerwę, Sissi jednak zachowywała się otwarcie i naturalnie, jak zwykle.

Do Ramales de la Victoria dotarli wieczorem, na wiele godzin wcześniej niż Antonio i Unni dojechali taksówką do doliny Carranza.

Było już ciemno, wciąż jednak dostatecznie wcześnie, żeby zjeść obiad.

Miejsca w hotelu nie dostali, znaleziono im jednak kwatery prywatne. Flavia przystała na to w milczeniu. Doprawdy, miała okazję spróbować znacznie twardszego życia niż to, do jakiego przywykła, lecz chociaż czasami na jej twarzy malował się wyraz udręki, to jednak nigdy nie narzekała głośno.

W mieście natomiast było kilka dobrych restauracji. Claudia oświadczyła, że chociaż będzie nocować gdzie indziej, to i tak chętnie zje z nimi obiad Przecież tak się ze sobą zaprzyjaźnili.

Wciąż nie zdejmując ciemnych okularów, usiadła razem z nimi przy stoliku. Rozmawiali, żartując w kilku językach, i Sissi pokazała swoje prawdziwe talenty. Flavia jednak wciąż okazywała rezerwę wobec Claudii. Ukradkiem obserwowała przewodniczkę i najwyraźniej nie podobało jej się to, co widzi.

Morten w miły i grzeczny sposób dał do zrozumienia, że dalej nie będą już mogli zabrać dodatkowej pasażerki, z czym Claudia beztrosko się pogodziła. I tak miała przez kilka dni zostać w Ramales de la Victoria, zanadto więc nie pokrzyżowali jej planów.

Oni również zamierzali zostać tu przez jakiś czas, planowali wszak przeszukać groty, lecz nie zdradzili się z tym ani słowem. Z takiego czy innego powodu wzdragali się spytać Claudię o groty, wstrzymywał ich chyba przed tym zdrowy instynkt.

Morten czuł się trochę nieswojo. Podczas nieobecności Antonia to on objął dowodzenie i tak też starał się zachowywać, ignorując niemądry wewnętrzny głos, który przez cały czas nie przestawał mu szeptać, że zarówno Flavia, jak i Sissi równie dobrze jak on nadają się na szefa grupy.

Nie bardzo rozumiał, jak to możliwe, że Antonio miał przyjechać z Bilbao, w dodatku razem z Unni. Przecież to się nijak nie składało.