Pierwsze, co musiała zrobić, gdy już znaleźli się w domu, to odebrać chłopca z ramion Milana i wykąpać go w gorącej wodzie. Milan przyniósł nożyce do strzyżenia owiec i ściął malcowi skołtunione włosy do gołej skóry. Wydawać by się mogło, że nie są to czynności wymagające wielkiego trudu, ale tym razem było inaczej. Zarówno kąpiel, jak i strzyżenie Heike uznał za straszliwe tortury i jedynie dzięki sile i cierpliwości Milana udało się te zabiegi doprowadzić do szczęśliwego końca.
Pierwszy dzień był dla wszystkich koszmarem.
Elenę i Milana przerażała także mistyczna mandragora. Bali się jej dotykać, gdyż tam, tak niedaleko Morza Śródziemnego, dobrze znano opowieści o niezwykłej mocy alrauny. Pozwolili jednak chłopcu ją zatrzymać, nie śmieli się przeciwstawiać.
Tej nocy Heike nareszcie spał w prawdziwym łóżku. Leżąc już, z policzkami ciągle mokrymi od łez, wpatrywał się w Elenę i Milana oczami połyskującymi żółto w brzydkiej, zdeformowanej twarzy i czuł się bardzo, bardzo nieszczęśliwy i zagubiony, choć jednocześnie ciało było pełne nowych, rozkosznych wrażeń.
Z czasem się przyzwyczaił. Przywiązał się da obojga i wprost śmiertelnie się bał, gdy nawet na chwilę znikali z pola jego widzenia.
W wiosce jednak nie układało się równie łatwo po tym, jak Elena i Milan pobrali się i przenieśli do domu Milana. Ludzie znaczyli krzyżem drzwi swych domostw, Milan i Elena czuli się odsunięci od wspólnoty, a wychowanie tak bardzo zaniedbanego Heikego sprawiało im naprawdę nie lada kłopoty.
Tak upłynął pierwszy rok.
Później zaczęto akceptować chłopca, zwłaszcza że wokół niego nie działo się nic niesamowitego.
A potem przyszły na świat kolejne dzieci, własne potomstwo Milana i Eleny. Rodziły się co rok i nikt chyba nie miał lepszego opiekuna niż one. Heike gotów był nieba im przychylić i wprost nie wiedział, co dobrego maże jeszcze uczynić dla swego młodszego rodzeństwa. Zajmował się nim od urodzenia, pomagał Elenie w domu i Milanowi w pracach na polu. Dzieci rosły i z czasem zaczęły traktować starszego brata jak bohatera. Również inni malcy z wioski uwielbiali Heikego. Dzieci nie dostrzegały, jak bardzo zniekształcona jest jego twarz. Heike urósł, nabrał niezwykłej siły, a jego włosy odzyskały normalną długość. Dzieci były przekonane, że Heike może „wszystko”.
Wkrótce Heike nawet pozyskał w wiosce przyjaciela. Był nim młody chłopak, obcy tak jak on przybysz, który z pewnych przyczyn musiał opuścić swe rodzinne strony, Wołoszczyznę. Z początku wszyscy mieszkańcy Planiny byli przeciwni przyjęciu Dimitriego – takie bowiem imię nosił chłopak – do wioskowej wspólnoty, przede wszystkim dlatego, iż nie rozumiano, co mówił.
Mały Heike postanowił więc zająć się chłopcem, by ten nie czuł się tak bardzo samotny. Na początku Dimitrie opędzał się od niego jak mógł, nie chcąc mieć do czynienia z takim stworem. Wkrótce jednak zostali przyjaciółmi.
Heike nauczył Dimitriego mowy mieszkańców Planiny, jednocześnie, co było wszak naturalne, ucząc się języka, jakim posługiwano się na Wołoszczyźnie, czyli po prostu rumuńskiego. Później miało mu się to bardzo przydać!
Rzecz jasna mały Heike na razie nic o tym nie wiedział.
Jego talent językowy był niespotykany. W niezwykle krótkim czasie nauczył się słoweńskiego, wcześniej opanował szwedzki i niemiecki, a teraz dołączył jeszcze rumuński. Oczywiście nie znał tego języka doskonale, ale wystarczająco, by porozumiewać się z Dimitriem.
Przez trzy lata spędzili razem wiele czasu, a później Rumun zapragnął wyruszyć do Wenecji, by tam szukać szczęścia. Z jego decyzją łączyła się pewna historia, z dziewczyną z wioski, która wybrała innego. Dimitrie ciężko to przeżył i Heike przez całą noc musiał go pocieszać, podczas gdy Dimitrie wlewał w siebie śliwowicę i wpadał w coraz bardziej sentymentalny nastrój. Powiedział nawet o Heikem „mój kochany diabeł” w swoim języku.
Rozstanie było bardzo smutne, Heike jeszcze długo tęsknił za przyjacielem.
Ale nie miał na co narzekać w domu Eleny i Milana, którzy naprawdę potrafili docenić tego chłopca o straszliwie zniekształconej twarzy, lecz gorącym sercu. Nie umieli sobie wyobrazić, co zrobiliby bez niego.
Heikego zaakceptowali także dorośli mieszkańcy wioski, no, może z wyjątkiem kilku starców, którzy upatrywali w nim wroga kościoła. Ale ich i tak nikt nie słuchał.
Gdy zdarzyło się, że jakaś owca zabłąkała się w niebezpiecznym lesie, wysyłano po nią Heikego, on bowiem ani trochę nie obawiał się lasu i zawsze udawało mu się odnaleźć zagubione zwierzę, i to najczęściej żywe. Ale nawet jeśli było martwe, przynosił je do wioski, by ludzie wiedzieli, co się wydarzyło.
Jego wyprawy do lasu dziwiły wielu. Nigdy natomiast nie zapuszczał się do gęstwin wokół Adelsbergu. Były to, co prawda, najbardziej niebezpieczne okolice, ale większość ludzi uważała, iż niechęć Heikego wynikała z faktu, że tam właśnie powieszono jego ojca.
Nic nie wiedzieli o przyjacielu Heikego, tym, którego zwano Wędrowcem w Mroku. Widywano go teraz rzadziej i nikt nie przypuszczał, że to właśnie owa postać powstrzymywała Heikego od zbliżania się do miejsca, w którym spoczywał Tengel Zły. Gdy tylko chłopiec znalazł się zbyt blisko adelsberskich lasów, pojawiał się tajemniczy, milczący olbrzym i ostrzegając, wstrzymywał go przed dalszą wędrówką. Heike uśmiechał się wtedy, kiwał głową i posłusznie zawracał.
Można by przypuszczać, iż to Tengel Dobry trzymał chroniącą dłoń nad swym dalekim krewnym, ale tak nie było. Kim naprawdę był ów tajemniczy wędrowiec, okaże się dopiero znacznie później, a wówczas zagadka Ludzi Lodu zacznie układać się w bardziej logiczną całość.
Kiedy Heike miał czternaście lat, zaszły osobliwe wydarzenia. Jedynie on wiedział, co działo się naprawdę, ale wszyscy w wiosce i tak łączyli owe wydarzenia z nim.
Elena i Milan mieli już dużo dzieci i Milan wielce się trudził, by wyżywić całą rodzinę. Ogromną pomocą był mu przybrany syn, który pracował od świtu do nocy, by jałowa, kamienista ziemia Milana wydała plon.
Zagroda Milana zawsze należała do najbiedniejszych w całej wiosce. Gospodarstwo było nawet dość spore, ale co z tego, jeśli zamiast ziemi miał twardą skałę i usłane kamieniami pola.
Pewnego dnia, kiedy cały drobiazg ułożono już spać, Heike i jego przybrani rodzice siedzieli przy stole w kuchni. Na podłodze, w łóżkach i gdzie tylko znalazło się miejsce w małej ciasnej chatce leżały dzieci.
Elena i Milan tracili nadzieję. Plony w tym roku okazały się marne, z pożywieniem na zimę mogło być krucho.
– Ojcze i matko – odezwał się Heike; tak właśnie bowiem zwracał się do swych przybranych rodziców. – Wiecie, że pochodzę z niezwykłego rodu…
Pokiwali głowami. Nie musiał przekonywać, to widać było już na pierwszy rzut oka.
– Solve wiele opowiadał o moich przodkach – ciągnął Heike. – Noszę w sobie złe dziedzictwo, ale byłem świadkiem, co uczyniło ono z Solvem. Wiem też, że najwięksi z moich przodków zdołali zwalczyć zło i przemienić je w równie silne dobro.
Milan przykrył dłonią kościstą, brązowoszarą rękę chłopca.
– Sądzę, że idziesz w ich ślady, Heike – rzekł ciepło.
– Staram się. Ale to trudniejsze, niż wam się wydaje. Zdarza się, że narasta we mnie ogromna chęć czynienia zła. To bardzo niszczące uczucie i wykorzystuję całą siłę swej woli, by je zdławić. W ostatnich latach tkwiące we mnie zło staje się coraz słabsze.
– Wiemy o tym – roześmiała się Elena. – Na początku rzeczywiście umiałeś się gniewać. Kiedy coś nie szło po twojej myśli, kubki i talerze tylko świstały nam koło uszu. Ale to było już dawno, teraz jesteś naszym największym skarbem, Heike.