Heike śnił, że Milan i on tyrają jak woły, by osiągnąć możliwie dobre zbiory. Ale później pojawiła się cała gromada ludzi, którzy podziwiali ich i chwalili, kupowali od nich wino, dziękując, iż spróbowali dokonać niemożliwego.
Potem sen był już tylko bezładną mieszaniną zdarzeń i postaci, z której na ogół składają się wszystkie sny i z której następnego ranka niewiele się pamięta.
Ale sen o winnicy pozostał w pamięci Heikego, gdy rano się zbudził. Opowiedział o nim przybranym rodzicom.
Elena zaczęła wymachiwać rękami, nie mogła zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. Ale Milan uważnie wpatrywał się w swego zadziwiającego wychowanka. Przez długą chwilę nie spuszczali z siebie wzroku.
W końcu Milan zdecydował:
– Spróbujemy.
– Oszaleliście! – jęknęła Elena.
Ale stało się tak, jak postanowił Milan. Nie zważając na prześmiewki i drwiny, sprowadził z południa krzewinki winorośli, w pierwszym roku niewiele, i zasadził je w przygotowanej przez Heikego ziemi na zboczach, przylegających do chaty Eleny. Dom Solvego zburzono, tym zajął się Milan sam, by zaoszczędzić chłopcu złych wspomnień, i przygotowano więcej ziemi pod uprawę. Nigdy jeszcze nie nanosili się tylu kamieni co tego lata! Milan cierpiał na bóle w krzyżu, Heike więc często musiał pracować samotnie.
Ale plantacja winorośli powstała.
Pięć lat później Milan był najbogatszym człowiekiem w Planinie. Inni również spróbowali uprawy winorośli, i to z powodzeniem, nikt jednak nie miał tak rozległych plantacji jak Milan. Sława jego wina rozciągała się poza region. Nazwano je imieniem Heikego, a ceniono za szczególny, pełny aromat, który cieszył się ogromnym uznaniem.
Heike wyrósł na przystojnego młodzieńca, co prawda przystojnego z daleka, kiedy patrzyło się na jego wysoką, mocno zbudowaną sylwetkę, o niezwykle szerokich, ostro zakończonych ramionach, które odebrały życie jego matce. Z bliska natomiast odpychająco działała straszliwie brzydka twarz – aż do chwili, gdy spojrzało się w żółte oczy i dostrzegło promieniujące z nich ludzkie ciepło. W piersiach wzbierał nagle jakby płacz, rozsadzały uczucia, jakich nie dawało się wyjaśnić. Oszołomienie szczęściem, wzruszenie? Trudno to było wyrazić.
Włosy Heike miał czarne, szczeciniaste, dłonie duże, dające poczucie bezpieczeństwa. Nosił w sobie wielką moc, a była nią miłość do wszystkich, których uważał za swych najbliższych. Eleny, Milana i licznego rodzeństwa.
Wiedział jednak, że zbliża się moment rozstania. Dom pełen był dorastających już dzieci, a i tęsknota Heikego do rodzinnej krainy, do Ludzi Lodu, prawdziwych krewnych, z dnia na dzień stawała się coraz silniejsza.
Elena płakała.
– Nie możemy cię utracić, Heike!
– Takie są prawa życia, matko. Dzieci opuszczają rodzinny dom, kiedy są już dorosłe. I będziecie mieć o jedno miejsce do spania więcej i mniej o jedną gębę do wyżywienia.
– Nie mów tak, chłopcze – rzekł Milan nabrzmiałym od łez głosem. Jak zwykle wieczorem siedzieli razem przy stole rozmawiając. Heike był o wiele starszy od pozostałych dzieci, zawsze traktowano go raczej jak jednego z dorosłych. – Mieliśmy nadzieję, że osiądziesz tutaj, w wiosce. Wybierzesz sobie dziewczynę…
Heike uśmiechnął się krzywo.
– To wcale nie najgorsze rozwiązanie, ale moim obowiązkiem jest wrócić do Skandynawii. Solve przejąć miał gospodarstwo w Norwegii, a jego siostra nic nie wie o tym, co się z nim stało. Nie mam zamiaru opowiadać szczegółowo o jego losach, ale przynajmniej powinna dowiedzieć się, że on nie żyje. Moje miejsce jest teraz przy moim rodzie. Gospodarstwo stoi być może opuszczone, bez właściciela. To moje dziedzictwo.
– Rozumiemy cię – powiedział Milan. – Ale twoje rodzeństwo będzie za tobą gorzko tęsknić. Cała wioska także! Dzieci, starcy…
– Jak sobie dasz radę w tak długiej podróży? – płakała Elena.
– Oczywiście dostaniesz ode mnie konia – rzekł Milan. – Tyle przynajmniej mogę dla ciebie zrobić.
– Nie o tym myślałam – załkała Elena. – Czy ludzie cię zrozumieją? Czy nie będą zważać jedynie na twój wygląd, nie dostrzegając wspaniałego wnętrza, które kryje się pod paskudną maską?
Heike uśmiechnął się.
– Myślałem już o tym, matko. Wiem, że nie jestem szczególnie urodziwy.
– To nie tylko to. Na pierwszy rzut oka nie wydajesz się ludzką istotą. Na tym polega twoje nieszczęście. Ogromna niesprawiedliwość losu.
– Nie troskaj się, matko – odparł Heike. – Mam przy sobie bardzo możnego obrońcę, wiecie o tym oboje.
Milan kiwnął głową.
– Tak, i dobrze o tym wiedzieć. I… Heike… nie chciałem przedtem o tym mówić, ale ty potrafisz o wiele więcej, prawda?
Heike zapatrzył się przed siebie.
– Tak. To prawda. Ale boję się wykorzystywać swe zdolności.
Teraz Elena utkwiła w nim wzrok.
– Drogie dziecko, tak wiele razy zastanawiałam się… Kiedy byłeś mały, śpiewałeś jakieś przedziwne zaklęcia, z których nie mogłam zrozumieć ani słowa. Później przestałeś je powtarzać. Dlaczego tak się stało i co one miały znaczyć?
– Noszę je w sobie – odpowiedział ze spokojnym uśmiechem. – Są we mnie, ale teraz pozostają nieme. – Roześmiał się. – Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co znaczą. Nie są w języku Solvego, ja też ich zupełnie nie rozumiem. Po prostu są.
– Pewnego dnia je zrozumiesz – orzekł Milan.
– Ja też tak sądzę. Jeden z moich przodków, nazywał się Ulvhedin, także znał podobne zaklęcia, które nie wiadomo skąd się brały. I jeszcze Hanna, ona żyła bardzo, bardzo dawno temu. Ulvhedin posłużył się nimi w walce ze złymi istotami, które wyszły z pogańskiej ziemi w kraju daleko stąd.
Elena zadrżała.
– Strasznie to brzmi. Cieszę się, że nie posłużyłeś się swymi zdolnościami tutaj, Heike. Nie spodobałoby się to sąsiadom.
Nadszedł dzień pożegnania. Ponieważ chwila była niezmiernie trudna dla wszystkich, nie będziemy się nad nią rozwodzić.
Wszyscy wiedzieli, że szanse, by mogli się zobaczyć jeszcze raz, są znikome. Droga Heikego do domu była daleka, poza tym chłopiec miał zamiar osiedlić się tam na stałe na dworze noszącym długą, zawiłą nazwę, której nie potrafili powtórzyć: Grastensholm.
Oblicza smutku bywają różne. Tego dnia objawił się jako łagodny, chmurny żal, lecz i wdzięczność, że los zetknął ze sobą Heikego i jego przybraną rodzinę. Że przeżyli wspólnie czternaście pięknych lat.
Kiedy Heike znalazł się na szczycie jednego ze wzgórz, otaczających wioskę, przystanął i odwrócił się. Długo spoglądał na garstkę domostw, których nigdy więcej miał już nie oglądać.
Potem skierował wzrok na las.
Tak jak oczekiwał, na jednym ze wzgórz pojawiła się tajemnicza postać. Jakże często w ciągu tych lat spotykał ją w lesie! Nigdy nie zamienili ani słowa, bo przecież nie da się rozmawiać z cieniem.
Ale teraz Heike szepnął stojącemu daleko Wędrowcowi w Mroku:
– Do zobaczenia!
Mroczna postać uniosła dłoń w geście pożegnania.
Było to jakby potwierdzenie.
Heike uśmiechnął się uspokojony i ruszył naprzód.
Opuszczając Słowenię popełnił jeden wielki błąd. W jego pamięci długa podróż z Wiednia do Salzburga, która miała miejsce tak dawno temu, jawiła się jako ciągła wędrówka na zachód, w stronę gdzie słońce znika za horyzontem.
Jak mógł pięciolatek, przez cały czas zamknięty w ukrytej w powozie klatce, zauważyć, że posuwają się także na południe? A w Planinie nic nie wiedziano o świecie.