Выбрать главу

Pomyłka ta okazała się fatalna w skutkach dla Heikego. Wkrótce bowiem przekonał się, że nikogo nie może spytać o drogę. Ludzie na jego widok przerażeni odskakiwali w tył, a potem uciekali w popłochu.

Dlatego jechał teraz na koniu, którego podarował mu Milan, kierując się prosto na wschód. Minął Zagrzeb i węgierski Segedyn, a po długim miesiącu wędrówki przekroczył dolinę Maruszy i znalazł się w Siedmiogrodzie. Posuwał się śladem dwóch Francuzów, zapuszczając się zbyt daleko na wschód.

Kiedy lato z wolna zaczynało przeradzać się w jesień, znalazł się na przełęczy, którą zamykał straszny, chory las…

Ale wtedy nie był już sam.

ROZDZIAŁ V

Właśnie wchodząc w dolinę Maruszy spotkał swego towarzysza podróży. Nad rzeką, akurat w miejscu, gdzie spływała ona z wyżyn Siedmiogrodu w węgierską pusztę, usytuowane było nieco większe miasteczko.

Heikemu doskwierał głód i szukał jedzenia. Zapasy podróżne już się wyczerpały. Z bolesnego doświadczenia wiedział, że jego wygląd przeraża ludzi, nieodmiennie spotykał się z gestem oznaczającym „zgiń, przepadnij, Szatanie!”

Teraz nie było już rady, musiał się pożywić. Ale długo stał przyczajony w cieniu drzew przy rynku, wahając się, czy wyjść z ukrycia. Czuł się jak w matni, opuszczony przez cały świat. Nie mógł pojąć odrazy, jaką wywoływał w ludziach jego widok. Heike miał dobrą, życzliwą duszę i bolało go takie traktowanie. Przecież w domu, w wiosce, wszyscy go lubili. Wielokrotnie już żałował, że w ogóle ją porzucił.

Ale innego wyjścia nie było, musiał się na to zdobyć, o tym dobrze wiedział.

Zdał sobie także sprawę, że podróż na Północ będzie znacznie trudniejsza, niż mu się wydawało.

W miasteczku odbywał się akurat jarmark. Tłoczyły się kramy, pełno było krów i wędrownych kuglarzy. Heike ogromnymi oczami wpatrywał się w owo nowe, niespotykane zjawisko, Planina była wszak bardzo małym i spokojnym zakątkiem świata. Tutaj panowały zgiełk i rwetes, tętniło życie.

Jego szczególne zainteresowanie wzbudził pewien obrazek. Na małej scenie stał jakiś młody człowiek i usiłował zaimponować tłumowi czarodziejskimi sztuczkami. Heikemu spodobała się jego twarz – otwarta, inteligentna i po szelmowsku uśmiechnięta, z opadającą gęstą grzywą brązowych włosów, która dawno już nie widziała nożyc. Oczy chłopaka były piwne, bystre, usta szerokie i uśmiechnięte, a nos dość frywolnie zadarty, nadający całemu obliczu wyraz optymizmu. Młodzieniec skakał po scenie jak piłka z gutaperki i wykonywał niezwykle proste sztuczki równie niezwykle niezgrabnie.

Publiczność wyraźnie nie była zadowolona. W powietrzu fruwały zgniłe pomidory i inne owoce. Okrzyki gniewu i dezaprobaty zagłuszały wypowiadane po niemiecku tyrady kuglarza, w końcu chłopak musiał się schować.

Heike z wahaniem przeszedł na tyły podartego namiotu, będącego tłem dla sceny. Zastał tam młodzieńca, którego opuścił już cały zapał. Pracowicie ścierał z twarzy sok pomidorowy.

Kiedy ujrzał buty Heikego koło siebie, oblizał palce i rzekł z wisielczym humorem:

– Coś w każdym razie człowiekowi skapnie! – Roześmiał się.

– Czy chcesz, bym ci pomógł? – zapytał Heike.

Kuglarz podniósł wzrok i zaraz zerwał się na równe nogi.

– Kim jesteś? – zapytał, cofając się i ruchem dłoni jak gdyby odpędzając przybysza. – Czy to sam Kusy oferuje mi swe usługi? W zamian za co? Za moją duszę?

– Duszę możesz sobie zatrzymać – uśmiechnął się Heike. – Nie mam nic wspólnego z diabłem. Ale jeśli możesz zdobyć dla mnie jedzenie, spróbuję pomóc ci w czarach.

Chłopak dokładnie rozważał jego słowa, nadal zachowując rezerwę. Potem zadał dość logiczne pytanie:

– Jeśli jesteś czarownikiem, to dlaczego nie zdobędziesz pożywienia za pomocą czarnej magii?

– Nie przeszłoby mi przez gardło – łagodnie odparł Heike. – Ale sam widzisz, jak wyglądam, i ciebie także to przeraziło. Trudno jest mi pomówić z kimkolwiek i dlatego mam kłopoty ze zdobyciem czegoś do jedzenia.

– Nie jesteś w tym osamotniony.

– Wiem, widziałem. A może pomożemy sobie nawzajem?

– W jaki sposób? – z wyczekiwaniem w głosie zapytał chłopak.

– Czy jeszcze wracasz na scenę?

– Tak, niedługo.

– Nie wiem, ile potrafię, bo nigdy właściwie nie czarowałem, ale myślę, że poradzę sobie z prostą sztuczką. Musisz patrzeć mi prosto w oczy ze sceny, a jednocześnie publiczność nie może mnie widzieć.

– To da się zrobić. – Chłopak był teraz wyraźnie zaciekawiony. – Możesz ukryć się za zasłoną, nieznacznie odsuniętą, a ja stanę odwrócony w twoją stronę.

Heike z aprobatą skinął głową.

– Doskonale! Tylko nie możesz stać, musisz siedzieć.

– Co masz zamiar zrobić? Nie na wszystko się zgodzę. Nie chcę żadnego rżnięcia piłą!

– Nie, nic z tych rzeczy. Ale najpierw musimy spróbować, czy to potrafię i czy ty przyjmiesz moje impulsy, a dopiero potem urządzimy przedstawienie. Czy możemy wejść do namiotu? Tutaj jeszcze ktoś nas zobaczy.

– Oczywiście. A po występie po równo podzielimy się zgniłymi pomidorami.

Heike uśmiechnął się. Był pewien, że polubi chłopca.

Nadszedł czas, by rozpocząć przedstawienie. Peter, bo tak na imię miał chłopak, wyszedł na scenę i skłonił się zgromadzonym. Wyraźnie znać było po nim zdenerwowanie. W czymś takim nigdy nie brał udziału. Od strony gawiedzi natychmiast rozległy się gwizdy.

– Moje panie i panowie! – zawołał. – Spróbuję teraz przeprowadzić pewien eksperyment. Potrzebna mi jest chwila skupienia, proszę więc o ciszę.

Niewiele osób rozumiało jego niemiecki, ale po pewnym czasie wśród publiczności zapanował jako taki spokój.

Peter usadowił się na podłodze z nogami skrzyżowanymi po turecku. Intensywnie wpatrywał się w Heikego, ukrytego za zasłoną.

Część publiczności, która nie zrozumiała zapowiedzi Petera, z zaciekawieniem zaczęła się przyglądać i zastanawiać, co też z tego wyniknie. Wśród widzów rosło napięcie. Najbardziej hałaśliwym zawadiakom znudził się już kuglarz, odeszli więc gdzieś dalej.

Jakiś mały chłopiec z publiczności już uniósł rękę, by posłać ku scenie naprawdę wielkiego, wyjątkowo soczystego pomidora, ale ramię dorosłego powstrzymało go w pół ruchu.

– Poczekaj i popatrz! Jeśli nic się nie stanie, dopiero wtedy rzucisz.

Nagle oczy Petera ze zdziwienia zaczęły otwierać się coraz szerzej i szerzej, w następnej chwili jakiś pomruk, jak gdyby westchnienie, przepłynął po tłumie.

Rozległy się piski kobiet.

Peter siedział całkiem nieruchomo, ale powoli, bardzo powoli unosił się znad podłogi, aż wreszcie zawisł w powietrzu dobry łokieć nad sceną.

Heike był co najmniej równie zadziwiony. Zdał sobie sprawę, że do tej chwili tak naprawdę nie wierzył w możliwość powodzenia sztuczki. Efekt tak go przeraził, że wypadł z transu i Peter z hukiem wylądował na podłodze.

Wstał, krzywiąc się z bólu, ale zaraz triumfalnie zamachał do publiczności, która tymczasem oszalała z zachwytu. Posypały się monety, mniejsze i większe, a Peter starannie je pozbierał. Ludzie najwyraźniej pragnęli dalszych pokazów.

Na dzisiaj jednak było już dosyć. Peter twierdził, że wykonywanie sztuki do tego stopnia pozbawiło go sił, iż przez resztę dnia musi odpoczywać.

Zaciągnął więc zasłonę i dwaj chłopcy zajęli się liczeniem pieniędzy.

Niedługo było im dane posiedzieć w spokoju, gdyż zaraz nadbiegł jakiś człowiek. Heike zaszył się w kącie, zasłaniając się połami namiotu.

Mężczyzna chciał zatrudnić Petera na stałe jako artystę. Mogliby wtedy jeździć po kraju i zarabiać wielkie pieniądze. Peter, który był inteligentnym młodym człowiekiem, zapytał natychmiast, jak ów pan wyobraża sobie swoją rolę.