Mężczyźni rozeszli się do domów i goście w samotności spożywali posiłek.
Zeno krążył między kuchnią a izbą szynkową niczym zdezorientowana kura, nie mając odwagi odezwać się do Heikego.
Dopiero gdy zaprowadził ich na piętro, by pokazać pokoje, zdobył się na kilka znaczących słów.
– Ta izba nada się może dla młodych panów? – zapytał otwierając drzwi do pokoju będącego kiedyś sypialnią Yvesa i barona. – A panienka niech zajmie sąsiedni pokój?
– Dziękujemy – powiedział Heike. – Bardzo nam to odpowiada.
Zeno podszedł bliżej i mruknął tak cicho, że ledwie było go słychać:
– Najlepiej będzie, jeśli panienka będzie miała okno zamknięte. Tyle tu robactwa…
Mira, zorientowawszy się, czego dotyczy rozmowa, gdyż Zeno dokładnie sprawdzał okno, zawołała z żalem:
– Ale tutaj jest tak gorąco!
Heike wtrącił się natychmiast:
– Zrób tak, jak mówi gospodarz, Miro! To bardzo ważne. Bez względu na wszystko nie otwieraj okna! Mają tu pewien gatunek niebezpiecznej muchy…
Dziewczynę zadowoliło to wyjaśnienie i przyglądała się już tylko w milczeniu, jak Zeno i Heike starannie zatykają szczeliny w oknie.
– Naturalnie drzwi także nie wolno ci otwierać – nakazał Heike. – Jest tu nocnik, nie będziesz więc musiała wychodzić. Zostań u siebie aż do czasu, gdy rano cię obudzimy.
Odwrócił się ku karczmarzowi Zeno.
– A więc ta… mucha jest szczególnie niebezpieczna dla kobiet?
– Tak – mruknął Zeno. – Nie lubi młodych dziewcząt.
Heike zrozumiał teraz, że karczmarz dopuścił się czegoś niezwykłego. Po raz pierwszy usiłował ostrzec swoich gości!
Wielkie nadzieje pokładał widać w Heikem.
Ogromny był to ciężar dla kogoś, kto nigdy nie miał okazji wypróbować siły swych wrodzonych zdolności. Ale takie zaufanie również zobowiązywało.
Gdyby tylko Heike mógł dowiedzieć się czegoś więcej!
Kiedy wrócił do swojej izby, natychmiast i w niej zabrał się za uszczelnianie okien i drzwi.
Peter, który już się położył, wysunął głowę spod przykrycia i zapytał zniecierpliwiony:
– Co tu się właściwie dzieje?
– Nie wiem jeszcze – odparł Heike. Przysiadł na brzegu łóżka i zaczął ściągać buty. – Ale musimy uważać na Mirę, nie wolno zostawiać jej samej.
– Ale przecież właśnie teraz została sama!
– Zamknęła się od środka i obiecała, że nie ruszy się z łóżka przez całą noc.
Heike zadumał się z jednym butem w dłoni.
– To ma coś wspólnego z owymi dwiema damami.
Peter natychmiast usiadł na łóżku.
– Na pewno nie z tą śliczną. Sprawiała wrażenie takiej stłamszonej.
– Nie zwróciłem na nią uwagi, przyglądałem się tej dominującej osobowości.
– Piękna smoczyca – zachichotał Peter. – Ale ja patrzyłem tylko na Nicolę. Może ona jest w niewoli u smoka? Biedna istota, wyglądało, jakby szukała ratunku.
– Być może. Ale sądzę, że nie powinieneś mieszać się w ich stosunek strażnika i więźnia, w każdym razie dopóki nie dowiemy się czegoś więcej.
Peter z powrotem opadł na poduszki.
– Nicola… – powiedział rozmarzony. – Takie cudowne imię…
– Myśl raczej o bezpieczeństwie Miry!
– Mira! Ta krowa! Za dużo fantazjujesz, Heike, to wszystko nie może być aż tak niebezpieczne! Stary, niszczejący las, czego tu się bać? – Westchnął. – Nie mogę oderwać myśli od Nicoli. Taka delikatna postać, te wystraszone oczy błagalnie wpatrujące się w moje…
– Doprawdy, wiele zdołałeś zaobserwować przez tak krótką chwilę!
– To był moment, w którym czas jakby się zatrzymał. Jej los wydał mi się taki gorzki. Muszę jej pomóc, muszę!
Heike stłumił westchnienie i wsunął się do łóżka, dręczony niepewnością. Jego myśli wciąż zaprzątało zło kryjące się w dolinie, nie mógł zasnąć.
Udręką było dla niego także przebywanie w ciasnej, zamkniętej izbie, ale powtarzał sobie, że na zewnątrz jest jeszcze gorzej, a to trochę pomogło przezwyciężyć atak klaustrofobii.
Bezgranicznie tęsknił także za domem, za Eleną i Milanem, za młodszym rodzeństwem. Czuł się zbyt młody i niedoświadczony, by podjąć walkę ze złem zalegającym w miasteczku, w całej dolinie.
Uczynił więc to, co zwykle robił wtedy, gdy siedział w klatce, czując się zagubiony i nieszczęśliwy. Delikatnie ujął mandragorę i ułożył ją blisko siebie, nie wypuszczając z dłoni. Potrzebował teraz jej wsparcia.
Mira śniła.
We śnie rzucała się na łóżku, cicho pojękując. Wokół niej rozlegały się ciche kroki i tajemnicze szepty. Znajdowała się w pomieszczeniu najbardziej przypominającym komorę grobową. Nad nią stali zmarli i mamrotali coś głuchymi głosami, kołysząc się powoli raz w jedną, raz w drugą stronę. Wpatrywali się w nią leżącą na łóżku.
Chwilami wzrok jej padał na okno, znajdujące się za nimi. Na zewnątrz było coś jeszcze…
Blade twarze? Dłonie przesuwające się po szybie, pragnące dostać się do środka? Nie…
Nie widziała dobrze. We śnie panował półmrok. Zza okna także dochodziły kroki i szepty, ale jakieś inne.
Ptasie oczy? Małe, połyskujące czarno? Złośliwie patrzące z ukosa?
Nie.
Ale tam bez wątpienia coś było. Kołyszący się ludzie, którzy tak bezradnie wzdychali, znów przesłonili jej okno i cały widok.
Teraz to widziała, tak, bez wątpienia. Coś z całych sił próbowało wedrzeć się przez okno. Szumiało, szeleściło.
Cóż to, na Boga, mogło być?
W pomruku brzmiała coraz wyraźniejsza groźba, coraz bardziej przerażająca, narastała aż do crescendo. Mira wiła się po łóżku, jęczała, aż w końcu się obudziła.
Na moment wstrzymała oddech. W izbie panował dławiący zaduch.
Było cicho, spokojnie. Powoli wracała do rzeczywistości i nocny koszmar zaczął mijać, łagodnie wycofywał się do ukrytych zakamarków jej podświadomości.
Była mokra od potu. Koniecznie trzeba otworzyć okno, pomyślała.
Uczyniła już ruch, by usiąść, gdy nagle przypomniała sobie ostrzeżenie Heikego.
Z powrotem się położyła. Tym razem traktowała jego słowa poważnie.
Leżała nasłuchując dźwięków doliny, ale było cicho jak w grobie. Ogarnęło ją uczucie, że przekroczyła już granicę, dzielącą ją od świata zmarłych. Odmówiła pospiesznie modlitwę, ale jej słowa zabrzmiały dziwnie mało znacząco.
To śmierć ojca tak na mnie wpłynęła, tłumaczyła sobie w myśli. Nic dziwnego, że dręczą mnie koszmary o zmarłych.
Gdyby tylko nie była tak bardzo sama! Czy mogła zapukać w ścianę, do chłopców?
I co by im powiedziała? Chodźcie, trzymajcie mnie za rękę, mam takie straszne sny?
Zorientowała się nagle, że drży na całym ciele i że stan ten trwa już od momentu przebudzenia.
Przypomniała sobie, że karczmarz Zeno dokładnie zatkał także i dziurkę od klucza w jej drzwiach!
Nie wiedziała, czy uznać ten fakt za niepokojący, czy może raczej uspokajający.
Chyba i taki, i taki.
Dopiero gdy światło poranka zajrzało przez małe okienko, Mira zasnęła.
Peter przez całą noc spał spokojnie. Często na wargach wykwitał mu uśmiech zadowolenia, jak gdyby śnił cudowne sny, w których nikomu innemu nie wolno było uczestniczyć.
Tylko Heike na krótką chwilę przebudził się, zatrzymując stan świadomości w połowie drogi pomiędzy jawą a snem.
W jego wrażliwą duszę wryła się atmosfera zalegająca w dolinie. Gnijąca śpiączka milczącego lasu, wilgoć spływająca kroplami po gałęziach, miarowy chlupot wody przy bagnistych brzegach rzeki, cisza, wyczekująca w próżnej nadziei, westchnienia wszystkiego, co trwało, pojękując…
I jeszcze do tego ten drażniący niepokój, biorący swój początek u nieznanego źródła.