Mira opowiedziała mu o zmarłych i owym niewyraźnym, strasznym, co we śnie usiłowało wedrzeć się przez jej okno. Ku jej zdumieniu Heike odniósł się do jej słów z powagą.
– Że też Peter wyszedł akurat teraz – rzekł głęboko wstrząśnięty. – Musimy stąd odejść! Jak najprędzej! Przeceniałem swoje możliwości, sądząc, że wybawię mieszkańców miasteczka z kłopotów. Teraz czuję, że żadną miarą sobie z tym nie poradzę.
– Ale przecież Peter? Czy nie…?
– Tak, tak, oczywiście! Musimy go przyprowadzić i wtedy wyruszymy jak najprędzej w dalszą drogę! Widzisz te konie? Są bezpańskie i właściwie już nam je podarowano – dokończył Heike, kiedy wyszli na łąki.
– Naprawdę? Dostaliśmy je?
– Tak. Oni nie mogą się nimi zająć.
– Ach, to wspaniale! Wszyscy troje będziemy więc mogli jechać konno! Nigdy nie miałam własnego konia, choć oczywiście także i teraz nie będzie on mój…
– Naturalnie, że będzie! Zasłużyłaś na to, przez tyle lat zajmując się ojcem.
– Och – westchnęła. – A1e czy one nie są bardzo drogie?
– Tak, to rasowe wierzchowce. Myślisz, że będą miały ochotę na chleb?
Zawołał je. Konie zastrzygły uszami i odbiegły dalej.
Kiedy Heike usiłował się zbliżyć, uciekały.
– Ależ, na litość boską, one niemal całkiem zdziczały – powiedział zdumiony. – Czyżby nikt się nimi nie zajmował?
Zostawił konie w spokoju i rozejrzał się po dolinie.
– No tak… Którędy teraz pójdziemy?
– Dalej drogą – powiedziała Mira, jakby to było oczywiste.
Spojrzał za jej oczyma.
– Ach, tak, drogą, naturalnie!
Mira popatrzyła na niego badawczo.
– Chyba nie za dobrze widzisz?
– Tak – odparł Heike zatopiony w myślach. – Chyba nie najlepiej.
Śledził wzrokiem dwa kruki, które zerwały się z porośniętego lasem urwiska i krążyły nad ich głowami.
Ciekawe, czy to one zaatakowały Mirę wczoraj wieczorem, zadawał sobie pytanie. Wtedy, na drodze do miasteczka. Są dość duże.
„Skrzydła kruka”?
Mira nie przestawała mówić. Jej niepokój o Petera był rozczulający, wprost wzruszający.
A Peter powiedział o niej: „ta krowa”…
Jakie to niesprawiedliwe! Choć Heike nie zdążył poprzedniego wieczoru przyjrzeć się Nicoli, rozumiał, że Peterowi z pewnością żal dziewczyny, która nie może wyrwać się ze szponów księżniczki, ale jeśli nie dostrzegł zalet Miry, to chyba jest po prostu ślepy i głupi.
Odjechali skalne urwisko. Wzgórza zamykające dolinę ginęły w błękitnej mgle.
– Spójrz! Ach, zobacz! – zawołała Mira.
Heike patrzył.
– Och, mój Boże – szepnął. – Och, mój Boże!
Poczuł, że nogi miękną mu w kolanach, musiał wesprzeć się na ramieniu Miry.
– Ach, Boże! – powtórzył drżącym głosem.
– Tak, czyż to nie wspaniałe? – szepnęła w uniesieniu. – Popatrz tylko!
– Ja… ja nie widzę tak wyraźnie – skłamał Heike.
– Naprawdę nie widzisz? Prawdziwy zamek, a raczej twierdza! Z murami obronnymi, zwieńczonymi blankami, i olbrzymią bramą! Droga, która do niej prowadzi obsadzona jest drzewami. To prawdziwa aleja! Z pewnością tu właśnie musiał przyjść Peter!
Heike spojrzał na nią z ukosa. Oddychał z trudem. Dopiero teraz musiał przyznać, że on widzi co innego niż Mira i Peter. Jego oczy umiały patrzeć przez zasłony zawieszone przed wzrokiem innych.
Wielokrotnie przełykał ślinę, by powstrzymać mdłości. Peter, ach, kochający życie, miły Peter, jego ulubiony towarzysz podróży! Co się z nim stanie?
Heike jak zaczarowany wpatrywał się w straszliwy, budzący grozę obraz, roztaczający się przed jego oczami. Nie był w stanie oderwać od niego wzroku, choć najbardziej tego właśnie pragnął.
Ale to wcale nie on został zaczarowany, lecz Mira, Peter, Francuzi i wszyscy inni, po których wszelki ślad zaginął z chwilą, gdy przeszli przez bramę.
Peter? Ach, mój Boże!
Mira dostrzegła, jak bardzo zafascynował, wręcz oszołomił Heikego ten widok i oczywiście źle go zrozumiała.
– Prawda, że to fantastyczne? Chodźmy, szybko, idziemy na górę!
– O, nie – jęknął zduszonym głosem. Strach chwytał go za gardło. – Nie, nie, zawracamy!
Chwycił ją za ramię i z całej siły pociągnął za sobą z powrotem ku miasteczku, aż minęli urwisko.
– Ale Peter…?
– Spróbuję go uratować, ale muszę to zrobić sam.
– Uratować?
– Tak. Nie pytaj więcej.
Mira widziała jego wzburzenie i nie śmiała się mu sprzeciwiać. Jakby chodziło o życie, biegł ku Targul Stregesti, ciągnąc ją za sobą, i wcale nie dostrzegał, że dziewczyna z trudem wytrzymuje przekraczające jej możliwości tempo.
Gdy dotarli do łąki, na której pasły się konie, Heike nareszcie się zatrzymał.
Mira nie była w stanie zrozumieć, czemu wcześniej lękała się jego osobliwego wyglądu. Teraz już popatrzyła w jego oczy i poznała go…
– Weź, Miro, pożyczę ci…
Przyglądała się zaskoczona, jak zdejmował z szyi rzemień, na którym zawieszona była mandragora.
– Ach – szepnęła, szeroko otwierając oczy. – Cóż to takiego?
– To najcenniejsze, co posiadam – odparł. – Miro, to miejsce jest zauroczone, przeklęte, śmiertelnie niebezpieczne! Zawieś ją na szyi tak, by nikt jej nie widział. Dopóki ją nosisz, jesteś bezpieczna. Ona będzie cię chronić, by nie dosięgło cię to, co chciało dostać się do ciebie dziś w nocy.
Mira tym razem z powagą potraktowała słowa Heikego.
– Czy wiesz, co to było?
– Nie mam pojęcia. Ale dowiem się. Weź teraz ten amulet, to korzeń mandragory, alrauna. To ona sprawiła, że księżniczka Feodora zawróciła w drzwiach wczoraj wieczorem. Nie mogę jej teraz nosić, bo z nią nigdy nie dostanę się do twierdzy, jestem o tym przekonany.
O ile rzeczywiście przyczyną tego była mandragora, pomyślał z powątpiewaniem. A może to on sam? Krew Ludzi Lodu płynąca w jego żyłach?
Nie, to mandragora! Teraz, gdy się odwrócił, tam gdzie wcześniej widział jedynie zarośnięte trawą ślady kół, ujrzał szeroką dobrze utrzymaną drogę prowadzącą w stronę urwiska.
Głośno powiedział:
– Czy wiesz, jaką ona ma moc?
Mira skinęła głową. Mandragora łaskotała jej skórę, ale była ciepła!
– Zdołasz uratować Petera? – zapytała z błyszczącymi oczami.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, obiecuję.
– I tę biedną, nieszczęśliwą dziewczynę? Tę o pięknych, smutnych oczach?
– Nicolę? To będzie znacznie trudniejsze, bo ona jest jak w niewoli u tej księżniczki. Ale oczywiście, będę się starał. Tylko nie oczekuj ode mnie zbyt wiele! Nie mam pojęcia, jak powinienem postępować. Wiem jedynie, że muszę uwolnić Petera.
Mira zerknęła na niego ukradkiem.
– Czy ty się… boisz?
– Tak. Bardzo się boję.
– Ale twierdza wyglądała tak pięknie.
Heike nie odpowiedział. Mira zauważyła tylko oznaczające napięcie drganie w kąciku ust.
Kiedy Heike wraz z nią skierował się ku karczmie, szybko zaprotestowała.
– Nie, nie trać czasu na mnie, sama sobie poradzę!
– I tak muszę pomówić z Zeno.
– Ale Peter…
Zmarszczył czoło.
– Może to niemądre z mojej strony, ale sądzę, że prawdziwe niebezpieczeństwo budzi się dopiero po zapadnięciu ciemności. Takie mam przeczucie.
Szybko przeszli przez rynek.
– Niech cię nie zwiedzie jasny blask słońca – powiedziała Mira.
– jesteś mądrą dziewczynką – uśmiechnął się Heike, ale przez cały czas widać było, że jest bardzo spięty.
– Postaram się nie ulegać omamom. No, jesteśmy na miejscu.
Szybko rozmówił się z Zeno i jego żoną.