Feodorze najwidoczniej przestała się podobać jego obecność, choć naturalnie była na tyle uprzejma, by tego nie okazywać. Widać poczuła, że ma w nim wroga – groźnego, zdecydowanego na wszystko wroga.
Nicola mogła poczuć się bezpieczna: Peter nie wyjedzie bez niej!
Momentami odczuwał ukłucia wyrzutów sumienia. Wymknął się wszak z gospody pod nieobecność Heikego.
Heike zabronił mu poszukiwać Nicoli, w każdym razie samodzielnie. Mieli wspólnie uzgodnić plan uratowania nieszczęsnej dziewczyny.
Ale Peter nie miał czasu, by czekać na Heikego. Ogień miłości już w nim płonął, dłonie zaczęły poruszać się nerwowo, nawet ustać nie mógł spokojnie. Wysłuchawszy wskazówek podkuchennej, jak podcinany batem pognał przez łąki.
Jakim błagalnym wzrokiem wpatrywała się w niego mała służąca! Jak gdyby nie chciała, by szedł do Nicoli. Oczywiście, zakochała się w nim. Nieszczęsna dziewczyna! I biedna Mira, która jawnie go uwielbiała. On jednak nie był w stanie zainteresować się żadną z nich.
Ten, kto raz zobaczył Nicolę, nie patrzył już na inne.
Dzięki Bogu, że Heike nie przyjrzał się jej uważniej poprzedniego wieczoru. Jak nieszczęśliwy poczułby się ten poczciwiec! Wyraźne bowiem było, że Nicola świata nie widzi poza Peterem.
Wszedł ów przerażająco chudy woźnica i szepnął księżniczce parę słów. Z wyraźnym lękiem zatrzepotała powiekami i ostro, a potem pytająco odpowiedziała coś w ich języku. Woźnica wyglądał na zmartwionego, przez dobrą chwilę wymieniali pytania i odpowiedzi. Ale w końcu uśmiechnęła się. Nie był to przyjemny uśmiech, mieszało się w nim wyczekiwanie i triumf. Wreszcie księżniczka dała znak woźnicy.
Odwróciła się ku dwojgu młodym. Miękkim głosem odezwała się po niemiecku, którym to językiem obie damy dobrze władały.
– Przybywa gość, muszę się nim zająć. Kochana Nicolo, bądź tak dobra i zabierz młodego Petera do sali rycerskiej. Opowiedz mu o historii naszego zamczyska.
I znów w oczach Nicoli pojawił się strach.
– Oczywiście, ciotko Feodoro.
Ujęła Petera za rękę i pociągnęła do wielkiej, mrocznej sali, w której belki w suficie – olbrzymie, pociemniałe i wypaczone – zwielokrotniały jeszcze wrażenie przytłaczającego ciężaru.
Nicola na moment oparła się o Petera.
– Tak bardzo się cieszę, że to ty przyszedłeś, a nie twój straszny towarzysz.
Peter, który poczuł, jak promiennym szczęściem napełniają go jej słowa, uznał, iż postępuje nielojalnie wobec przyjaciela.
– Heike to bardzo dobry chłopak – bąknął, pragnąc stłumić wyrzuty sumienia.
Nicola gwałtownie zadrżała.
– Ale tak okropnie wygląda! Jest taki brzydki! Ty jesteś przystojny, Peterze!
Objął ramieniem delikatną kibić i popatrzył w jej błagające oczy.
– Opuścimy Targul Stregesti we czworo! Ty i ja, Heike i Mira.
– Tylko ty i ja! Tylko ty i ja! – załkała żałośnie.
– Dobrze, dobrze, tamci i tak znajdą drogę – zgodził się. – Bylebym w ogóle zdołał cię stąd zabrać!
– Ach, tak, postaraj się, Peterze! Wiem że to potrafisz!
– Może uciekniemy już teraz?
– Nie, to się nie uda. Woźnica strzeże bramy. Ale w nocy, o szarym świcie, kiedy wszyscy będą spać…
Peter czuł się jak w upojnym transie. Fakt, iż Heike, Mira i on nie mogą czekać aż tak długo, przestał mieć dla niego znaczenie w momencie, gdy stawką stało się życie Nicoli.
Peter niewiele się dowiedział o dziejach twierdzy. Młodzi całkiem pochłonięci byli sobą. Przysiedli na ławie i szeptem omawiali plany na przyszłość, delikatnie dotykali się koniuszkami palców; ustami i wzrokiem, zdradzającym o wiele więcej niż ich niezdarne ruchy.
Peter nie mógł się napatrzeć na dziewczynę. Jej usta przywodziły na myśl płatki dzikiej róży, czarne jak noc włosy były niczym najdelikatniejszy jedwab, a oczy błyszczące jak gwiazdy.
– Ach, Peterze, jakże pragnę, by się nam poszczęściło. Zawsze, zawsze udawało jej się w ostatniej chwili udaremnić każdą próbę ucieczki, ale tym razem…
– Zawsze? – zapytał Peter z zazdrością.
– Usiłowałam, oczywiście, uciec w pojedynkę, to chyba jasne! Nie zaprzeczę, że znaleźli się i inni, którzy pragnęli mi pomóc. Ale ciotka Feodora nieodmiennie obraca wniwecz każdy plan. Ach, Peterze, nie masz pojęcia, jakie to straszne, nie da się tego opisać. To zła, przewrotna czarownica!
Nicola wybuchnęła płaczem, wspierając się na jego silnym ramieniu.
Peterowi z gniewu pociemniały oczy.
– Gotów jestem zabić tę wiedźmę! Co za despotka!
– Tak – łkała Nicola. – Bo widzisz, jej się wydaje, że jest taka piękna. Chciałaby zagarnąć wszystkich mężczyzn, którzy odwiedzają twierdzę, mieć ich tylko dla siebie…
– Owszem, zauważyłem, jak z początku usiłowała mnie uwieść – przytaknął Peter. – A kiedy zorientowała się, że poza tobą świata nie widzę, wręcz się na mnie rozgniewała..
– Nienawidzi mnie właśnie dlatego, że jestem młoda i mam życie przed sobą. Obawia się, że odbiorę jej mężczyzn, jest zazdrosna i posługuje się najohydniejszymi wybiegami. Nie uwierzyłbyś, jakimi!
Popatrzył na nią czule.
– Jutro rano będziesz już daleko stąd, obiecuję ci.
– Ach, Peterze! Chodź! Przejdziemy do innej komnaty.
Heike nie spodziewał się, że zostanie wpuszczony do twierdzy. Stało się jednak inaczej.
Długo rozmyślał pod bramą, nie mogąc się zdecydować. Przyglądał się grubym murom, zbudowanym jedynie z wielkich bloków kamiennych, bez śladów żadnego spoiwa. Wielokrotnie już wyciągał palce, by ich dotknąć, ale nie śmiał. Obraz, który ujrzał wcześniej tego dnia, przez cały czas stał mu przed oczami. W końcu zebrał się na odwagę i błyskawicznych ruchem dotknął kamienia, by zaraz przyciągnąć dłoń do siebie, jakby się sparzył.
Ale kamień był tylko kamieniem i niczym innym. Znów przyłożył więc dłoń, gładząc chłodną powierzchnię.
A zatem tamten straszny widok był tylko iluzją, wywołaną przez mandragorę. Prosiła go, by postępował ostrożnie, niezwykle sugestywnie przedstawiała niebezpieczeństwo tylko po to, by nie podejmował zbędnego ryzyka.
Heike nadal pamiętał tamten dźwięk… Ohydny, niosący się echem skrzek drapieżnych ptaków. A może były to ptaki żywiące się padliną, nie umiał tego rozstrzygnąć, jako że w upiornej wizji, którą nadal miał w pamięci, nie dostrzegł żadnych ptaków.
W końcu zdecydował się zapukać do bramy.
Otworzył mu niezwykle blady i wychudzony mężczyzna. Heike wyłożył sprawę, w jakiej przybywa. Rzekł, iż spodziewa się zastać tu swego przyjaciela, z którym pragnie pomówić.
Mężczyzna w skupieniu wysłuchał Heikego, po czym poprosił go o chwilę cierpliwości, a następnie zamknął bramę i zniknął.
Heike czekał.
Spoglądał w dół, w dolinę, patrzył na ruiny miasteczka znacznie większego niż Targul Stregesti. Widział owce pasące się między fundamentami i wstrętny las, wżerający się coraz głębiej w dolinę, podkradający się aż do murów twierdzy.
Dreszcz odrazy przebiegł mu po krzyżu. Musi wyciągnąć stąd Petera, a potem odjechać tak szybko, jak konie poniosą.
No właśnie, konie… W jaki sposób zdoła je pojmać? Są niemal zdziczałe.
Powrócił chudy jak śmierć odźwierny. Jeśli pan będzie tak uprzejmy i…
Heike przeszedł przez bramę.
A więc znalazł się we wnętrzu twierdzy. Sycił oczy jej widokiem, starając się zapamiętać każdy swój krok, każdy zakamarek. Być może okaże mu się to pomocne.