Podczas gdy Peter, idąc, złorzeczył mu w coraz bardziej gorzkich słowach, Heike stopniowo nabierał przekonania, że się omylił. Księżniczka Feodora, która tak poufale trzymała go pod ramię, miałaby być zjawą? Niewiarygodne! Przecież cały czas czuł jej rękę!
Całą swą wiedzę o siłach ciemności, z jakimi może zetknąć się człowiek, Heike wyniósł ze Słowenii. W tej dziedzinie otrzymał niezwykle staranną edukację.
Wiedział, że należy odróżnić zjawę od upiora. Zjawa to dusza człowieka, twór bezcielesny, ciało astralne. Upiór natomiast jest jakby żywą istotą, która nigdy tak naprawdę nie umarła, nie obróciła się w proch. Do upiorów zalicza się wampiry, a także niektóre czarownice.
Istnieje jeszcze wiele, wiele innych istot ze świata cieni, które także należą do tej grupy. Wszystkie one, by przetrwać, muszą się posilać, na przykład krwią żywych ludzi lub w inny równie osobliwy sposób.
Heike dotychczas sądził, że taką właśnie istotą jest księżniczka Feodora, ale nie mógł pojąć, w jaki sposób – jeśli można to tak określić – utrzymuje się ona przy życiu. Teraz czuł się zdezorientowany, być może omylił się w ocenie jej osoby, być może jest ona zwykłym, niewinnym człowiekiem, a twierdza tym, na co wygląda: piękną, dobrze utrzymaną budowlą.
W takim razie bez powodu wdarł się brutalnie w miłosną przygodę Petera. Było to ostatnie, co chciał zrobić, i myśl o tym sprawiła mu ogromną przykrość.
Co właściwie miał na poparcie swej chorej idei?
Prymitywne przesądy mieszkańców Stregesti? Słowa Nicoli o tym, że ciotka jest czarownicą? Poranne przywidzenie? Boże, jakże to było dawno!
Co jeszcze? Mira, która twierdziła, że ktoś usiłował wedrzeć się do jej izby w gospodzie? Ale przecież to był sen!
Droga, której najpierw nie było, a potem się pojawiła. Nie, to znów sprawka mandragory, tego nie można brać pod uwagę.
Las?
Las, tak, to prawda, ale czy wydarzyło się w nim coś poza tym, że zdjął ich niewytłumaczalny strach?
Opowiadanie Zeno o człowieku, którego znaleźli. Wyszeptał dwa słowa: „skrzydła kruka”…
Wszyscy mężczyźni, którzy zniknęli. Bezpańskie konie…
Ptaki w ciemnościach…
Było coś jeszcze, czego nie mógł sobie przypomnieć, wydarzyło się już tak dawno…
I najważniejsze ze wszystkiego: troje z Ludzi Lodu twierdziło, że grozi mu tak wielkie niebezpieczeństwo, iż będą musieli mu pomagać.
Ich Heike nie mógł zlekceważyć, choćby wszystko pozostałe wydawało się niejasne.
W jego głosie znów zabrzmiała stanowczość:
– Peterze, posłuchaj mnie! Spotkasz się jeszcze z Nicolą i wyprowadzimy ją z twierdzy. Ale później, wieczorem, jak proponowałeś. Najpierw musimy unieszkodliwić straszną Feodorę. Dlatego chciałbym, byś poszedł ze mną na cmentarz i odnalazł jej grób…
– Chyba oszalałeś!
– Nie, mówię poważnie. Nie wydostaniemy Nicoli z twierdzy, dopóki czarownica nie zginie. Dziewczynę przytrzymują zaklęte więzy, których nie będziemy w stanie rozerwać.
– Wydaje mi się, że przed chwilą powiedziałeś, że czarownica nie żyje.
– Proszę, nie drwij ze mnie! To nie pora na żarty. Nie będę już więcej nudził na ten temat, rozumiem tak samo niewiele jak ty. Ale czy widzisz te konie? Są teraz nasze, ich właściciele zniknęli już dawno temu, prawdopodobnie w lesie. Tak więc Mira i ty będziecie mieć każde swojego wierzchowca, a Nicolę możesz posadzić na siodle przed sobą, kiedy będziemy stąd odjeżdżać.
Heike bardzo się cieszył, że może przekazać przyjacielowi tak radosną nowinę.
– Co ty mówisz? Konie są nasze? Kto…
Heike jeszcze raz opowiedział o zaginionych Francuzach i mieszkańcach miasteczka, którzy nie mieli dla koni miejsca w stajni ani też paszy na długą, mroźną zimę.
– To naprawdę fantastyczne! Muszę opowiedzieć o tym Nicoli.
– Przyjdzie na to czas. Kłopot w tym, że zwierzęta zdziczały, nie dają się złapać.
– Ja się tym zajmę. Kiedy byłem dzieckiem, mój ojciec miał zawsze wiele koni.
Peter włożył dwa palce do ust i gwizdnął. Konie natychmiast zastrzygły uszami.
– Och, naprawdę… – Heike wyraził szczere zdumienie.
Piękne zwierzęta były lekko spłoszone, ale Peter najwyraźniej umiał odpowiednio je podejść, kusił i wabił, aż w końcu znalazły się tak blisko, że czuł na dłoniach ich oddech.
Delikatnie, ostrożnie pogłaskał jednego, przemawiając pieszczotliwie jak do dziecka.
– Nigdy czegoś podobnego nie widziałem – zachwycił się Heike. – Mnie by się to z pewnością nie udało.
– Jeśli nie wiem czegoś o koniu, to znaczy, że nie warto tego wiedzieć. – Peter uśmiechnął się z zadowoleniem.
– Ponieważ i tak nie mamy uprzęży, niech sobie tutaj chodzą. Sprowadzę je później. Dokąd idziemy teraz?
– Najpierw do karczmy. Później musimy iść na cmentarz, czy tego nie pojmujesz? Jeśli nie, to dziś w nocy ja wyprowadzę stamtąd Nicolę, nie ty.
– Dlaczego? – oburzył się Peter, nadzwyczaj czujny, gdy padło imię Nicoli. – Czego ty chcesz od mojej dziewczyny?
– Uspokój się! Jeśli nie zdołamy unieszkodliwić księżniczki Feodory, nocą w twierdzy będzie dla ciebie zbyt niebezpiecznie.
– I znów zaczynasz – westchnął Peter. – Powtarzasz to już chyba po raz setny. Dobrze, pójdę z tobą na cmentarz, żebyś mógł się przekonać, jak bardzo się mylisz.
– Nic by mnie bardziej nie uradowało, niż gdybym się mylił.
Peter potrząsnął głową.
– Dziwny jesteś, Heike. Czy naprawdę nic nie zdoła wprawić cię w gniew?
– O, tak – dobrodusznie odparł Heike. – Z pewnością. W tej dolinie jest coś, co porusza we mnie struny gniewu. Dlatego właśnie postanowiłem to zwalczyć.
– Bóg z tobą – rzekł Peter cierpko.
Ludzie z miasteczka nie wierzyli własnym oczom, gdy ujrzeli dwóch młodzieńców idących ulicą i wchodzących na rynek. Szeptem coraz dalej przekazywano sobie niecodzienną nowinę.
Zeno i jego żona dosłownie otworzyli usta ze zdumienia, gdy chłopcy stanęli w drzwiach karczmy, a Mira przypadła do nich uszczęśliwiona.
– Odnalazłeś Petera, Heike! Dziękuję ci, dziękuję!
– Odnalazł – mruknął Peter z kwaśną miną. – Czyżby ta miała być aż tak wielka sztuka?
– Naprawdę, wróciliście? – Zeno i cała obsługa kuchenna nie posiadali się ze zdumienia. – A może wcale tam nie byliście?
Heike uśmiechnął się.
– Jeśli chodzi o Cetatea de Strega, to owszem, byliśmy w niej. Mówiłem przecież, że sprowadzę Petera do domu.
W izbie szynkowej zapadła cisza, w której wyczuć się dało zaskoczenie i zdumienie.
– Ale… ale… nikt dotąd…
Heike przerwał karczmarzowi:
– Czy możemy dostać teraz solidny posiłek? Później pójdziemy na cmentarz.
Zeno odetchnął głęboko.
– Kim ty właściwie jesteś? Bo rozumiem, że to twoja zasługa, a nie twego sympatycznego, ale całkiem zwyczajnego kompana?
– Tego nie wiem – roześmiał się Heike, potrząsając głową.
W karczmarza nagle jakby wstąpił nowy duch.
– Dziewczęta, dalej! – wołał. – Na co czekacie? Ruszajcie! Podajcie to, co mamy najlepszego!
Kiedy zasiedli do wystawnego posiłku, Heike wypytywał Zeno.
– Muszę znaleźć kogoś, kto dobrze zna stary cmentarz. Ksiądz? A może kościelny? Albo ktoś inny?
– Zajmę się tym – zapewnił go karczmarz. – Zaufaj mi.
Mira, siedząca między chłopcami, użaliła się:
– Peter jest taki odmieniony! Gdzie się podział miły, rozgadany chłopak, którego poznałam?
– Wcale się nie zmieniłem – parsknął Peter.
Heike uniósł głowę.