– Owszem, właśnie, że tak – odparł spokojnie. – Teraz nie jesteś sobą.
– Ach, tak? A jaki niby jestem?
Odpowiedziała mu Mira:
– Masz kwaśną minę. Jesteś zły i rozgniewany, niedobry i niemiły. Wczoraj taki nie byłeś.
– On jest po prostu niespokojny, Miro – usprawiedliwił przyjaciela Heike. – Wówczas tak właśnie człowiek się zachowuje.
Sam martwił się nagłą zmianą, jaka zaszła w przyjacielu. To nie był ten Peter, którego znał i lubił.
Skończyli posiłek najszybciej jak mogli, nie mieli czasu do stracenia. Słońce stało niepokojąco nisko nad górami, a żadne z nich nie miało ochoty na spędzenie kolejnej doby w Targul Stregesti.
Zanim opuścili gospodę, Heike ujął Mirę za ręce i zapytał cicho:
– Jak się miewasz?
Dziewczyna przymknęła oczy.
– Czuję się tak cudownie bezpieczna, Heike. Ten amulet… Powiedz mi, czy on żyje? Wiem, że to brzmi niemądrze, ale mam wrażenie, że chce mi powiedzieć: „Nie bój się!”
– To wcale nie jest niemądre. Jak sądzisz, dlaczego ci go pożyczyłem?
– Dziękuję, Heike! Wiesz, w innej sytuacji odrzuciłabym go daleko od siebie, bo jestem bardzo wierząca. Ale wydaje mi się, że jesteś szlachetnym człowiekiem, który niesie ze sobą samo dobro.
Heike poczuł ogarniające go wzruszenie.
– Twoje słowa cieszą mnie bardziej, niż przypuszczasz, bo właściwie zrodzony zostałem, by służyć ciemności. Ale moje przeżycia w dzieciństwie sprawiły, że z całych sił staram się zwalczyć zło istniejące na świecie, a przede wszystkim to, które tkwi we mnie.
Mira nie bardzo pojmowała, co mówił Heike, nie znała bowiem historii jego życia. Powiedziała tylko ciepło:
– W takim razie udało ci się, Heike!
To się jeszcze okaże, pomyślał. Czeka mnie długie życie, przynajmniej taką mam nadzieję.
– Uważajcie teraz na siebie – szepnęła. – Pilnuj Petera, zrób to dla mnie! A może chcesz, bym poszła z wami?
– Nie, pod żadnym pozorem nie wolno ci wyjść za te drzwi! Pamiętaj o tym! A nocą dobrze się zamknij, tak jak wczoraj wieczorem, to ogromnie ważne!
Przeraziła się.
– Czy nie wrócicie przed zapadnięciem ciemności?
– Nie, kiedy uporamy się ze wszystkim na cmentarzu, pójdziemy do twierdzy, by wydostać Nicolę.
Na szczerej buzi Miry odmalował się żal.
– Ach, tak, Nicola! Oczywiście, musimy jej pomóc. Ale czy nie chcesz z powrotem swego amuletu… Jak go nazwałeś?
– Alrauny? Wiele bym dał, by móc mieć ją przy sobie, ale tym razem ona mi przeszkadza. Nie pozwala mi widzieć tego samego co Peter, a w dodatku księżniczka nie znosi jej obecności, jakże więc mógłbym coś zdziałać?
Tobie przyda się bardziej, jesteś tu całkiem bezbronna, a księżniczka traktuje cię jak rywalkę. Pragnie mieć wszystkich mężczyzn tylko dla siebie, dlatego tak straszliwie dręczy Nicolę.
– Rozumiem. Zaczyna się starzeć i boi się, że nie będzie już mogła uwodzić.
– Tak, tak właśnie jest.
Nie chciał wyjaśniać, że Feodora to Anciol, zdradzona narzeczona, która pragnie zemścić się na wszystkich przedstawicielach męskiego rodu i na wszystkich młodych kobietach, ponieważ jedna z nich odebrała jej przyszłego męża. To przecież była tylko jego teoria.
Uścisnął ręce Miry.
– Bądź przy nas myślami, Miro!
– Obiecuję. Pomodlę się do Boga za was obu.
Heike odchodząc uśmiechał się ze smutkiem. Bardzo pragnął należeć do świata Boga, ale był on przed nim zamknięty. Złe dziedzictwo nie pozwalało mu przestąpić jego progu. Musiał więc żyć najlepiej jak potrafił i mieć nadzieję, że litościwy Stwórca w swym miłosierdziu dostrzeże jego dobre uczynki i nie osądzi go zbyt surowo.
Heike nie należał do świata zwykłych ludzi. Akurat w tej chwili był przez to bardzo samotny.
Dotknięci z Ludzi Lodu zwykle odczuwali dumę ze swego szczególnego pochodzenia, z możliwości służenia złu, ale nie Heike. On, tak jak kiedyś dawno temu Tengel Dobry, musiał zupełnie sam toczyć walkę o swoje człowieczeństwo.
Tengelowi powiodło się, zwłaszcza po tym, jak spotkał Silje. Ale Heike?
Któż mógł być bardziej samotny niż on owego sądnego dnia w nawiedzonym miasteczku Stregesti, w Siedmiogrodzie, w roku 1793?
Przez moment zbierał siły, po czym skinął na Petera i opuścili względnie bezpieczną przystań, jaką była gospoda.
ROZDZIAŁ X
Kiedy wyszli z karczmy, ujrzeli wszystkich mieszkańców miasteczka stojących wokół rynku: wiele kobiet we wdowich welonach i garstkę mężczyzn o mniej lub bardziej odpychającym wyglądzie.
Wpatrzeni w Heikego i Petera skrywali nieśmiało rodzącą się nadzieję. Potomek Ludzi Lodu dostrzegł jednak w ich oczach rozpaczliwe błaganie, niemą prośbę, by przerwał niekończące się pasmo udręki i cierpienia, trwające od tak wielu lat, że trudno wyobrazić sobie jego rozmiary.
Po plecach przebiegły mu ciarki. A jeśli mu się nie powiedzie? Jeśli nie spełni ich oczekiwań? Przecież niczego tak naprawdę nie wiedział.
Ku zaskoczeniu chłopców od zachodu nadciągnęły lekkie chmury. Niedobrze, pomyśleli obaj. Przydałby się blask księżyca w pełni, choć po prawdzie bardzo jeszcze bladego, gdyż słońce dopiero znikało za górskim grzbietem.
– Powinniśmy byli zabrać pochodnię – mruknął Peter.
– Przy cmentarzu jest latarnia – odparł Heike. – Zeno mi o tym powiedział.
– Wspaniale! Ale mam nadzieję, że sporo zdążymy zdziałać jeszcze przy dziennym świetle.
– Oczywiście. Ciemności nie zapanują tak od razu.
Gdy wyszli zza węgła domu, przed oczami mieli już kościół. W wejściu oczekiwał ich jakiś człowiek, prawdopodobnie przewodnik, którego ugodził Zeno.
W tej samej chwili zaszło słońce i na dolinę padły długie cienie. Nagle jakby śmierć wzięła ich w swoje chłodne objęcia… Peter gwałtownie zawrócił.
– Chyba jednak nie pójdę. Nie chcę błąkać się wieczorem między grobami, zwłaszcza że wiem, o czym myślisz.
– I o czym to ja myślę?
– Sądzisz, że nie słyszałem, jak postępuje się z upiorami? W jaki sposób się je unicestwia?
– A więc dobrze, odjedziemy stąd. Bez Nicoli.
– Nie! – gwałtownie sprzeciwił się Peter. – Chodźmy, niech to się już wreszcie raz na zawsze skończy!
Przywitali się ze starym, zgiętym wpół mężczyzną.
– Jesteś księdzem? – zapytał Heike.
– Nie, nie mamy już księdza, księżniczka się na to nie godziła. Opiekuję się cmentarzem. Właściwie to już prawie nie wstaję z łóżka – drżącym głosem wyjaśniał starzec. – Ale kiedy dowiedziałem się, o co chodzi, to… Ale nie chcę iść z wami!
– Nie musisz. Jeśli tylko wskażesz nam groby, sami poradzimy sobie z resztą.
Kiedy obchodzili kościół, kierując się do ogrodzonego cmentarza, Peter wyraźnie czuł się nieswojo. Bezustannie rozglądał się dokoła i Heike z niepokojem zauważył, że spojrzenia przyjaciela kierują się ku twierdzy.
– Późno przyszliście – rzekł staruszek ze strachem. – Słońce już zaszło, tak być nie powinno.
Heike rozumiał jego obawy. Za dnia upiory są bezbronne, można je pojmać w grobach. Nocą budzą się do życia, a wówczas nie ma na nie siły.
Na razie jednak było jeszcze widno. Za górami słońce nadal świeciło mocnym blaskiem, tylko tutaj, w wąskiej dolinie Stregesti, królowały cienie.
Kiedy jednak ciemności ostatecznie zwyciężą, z twierdzy może nadjechać powóz. A wówczas nikt już nie oprze się damie z wysokiego rodu i jej dziwacznemu woźnicy.
– Musimy się spieszyć – Heike wpadł w popłoch.
Starzec pokiwał głową. Wykrzywione palce mocowały się z zamkiem przy bramie.
Nareszcie stanęła otworem, zaskrzypiała, jakby lata całe jej nie otwierano. Weszli na cmentarz.