Выбрать главу

– Nie potrafię odczytać napisów – oznajmił Heike, przemilczając fakt, że nie zna żadnych liter.

– Ja sobie z tym poradzę – odrzekł Peter. – Dobrze, że mogę się na coś przydać!

Powiedział to z nieskrywanym gniewem. Przez cały czas w Stregesti tak się zachowywał. Heike miał wyrzuty sumienia, że zmusza Petera do udziału w makabrycznym przedsięwzięciu, ale sam nie dałby sobie rady z ogromnymi ciężarami, jakie prawdopodobnie trzeba będzie dźwigać.

Cmentarz był straszliwie zaniedbany, Feodora miała rację. Korzenie, grube jak ramię dorosłego mężczyzny, wiły się wszędzie. Przerażony Heike nagle zrozumiał, że to był las. Wdarł się aż na tyły murów cmentarza i stał tak, ociekając wilgocią, oślizły, z gałęziami zwisającymi nad grobami, z korzeniami zaciskającymi pętle na nagrobkach. Las chciał i tutaj wedrzeć się podstępnie, tak by nikt tego nie zauważył.

Napisy na stojących pionowo kamieniach nagrobnych nietrudno było odczytać, ale nie te mogiły są teraz najważniejsze, wyjaśnił staruszek. Bardziej czcigodni członkowie rodu pogrzebani zostali pod płytami leżącymi na ziemi.

– Czy ten cmentarz jest bardzo stary? – zapytał Heike.

– O, tak! Wiekowy, tak stary, że nawet nie warto o tym myśleć.

Heike pod kubrakiem miał ukryty kołek, a także niewielki młotek. Nie chciał nikomu pokazywać narzędzi, znalazł je na podwórzu gospody i przez nikogo nie zauważony, pożyczył bez pytania. Nawet Peter o tym nie wiedział.

Peter rozgarnął nogą przegniłe liście na najbliższej płycie nagrobnej i odczytał napis:

– ”Sabin de Muntele”. Czy ci wojewodowie nazywali się Muntele?

Heike musiał przetłumaczyć pytanie przyjaciela.

– Tak – kiwnął głową starzec. – Wzięli nazwisko od szczytu tam dalej na południu. To także był wojewoda, niech jego dusza spoczywa w pokoju.

Słowom towarzyszył szybki znak krzyża.

Heike znów musiał przetłumaczyć te słowa Peterowi.

Ich przewodnik wyraźnie był zdenerwowany, dreptał w kółko niepewnym krokiem starego człowieka, rozglądał się na wszystkie strony, bez przerwy oblizywał wargi.

Peter szedł dalej.

– ”Wojewoda Mihail de Muntele”… Uff, zawsze miałem kłopoty z odczytywaniem dat! „Zmarł MDLXXIV”. Który to rok? Tysiąc pięćset siedemdziesiąty czwarty?

– To by się zgadzało – drżącym głosem odparł staruszek, gdy Heike mu przetłumaczył. – Ale jeśli pójdziecie teraz ze mną, to znajdziemy właściwe groby…

Szli za nim aż do chwili, gdy przystanął tak gwałtownie, że wpadli na niego.

– Nie mogę zostać tu dłużej – szepnął, rozglądając się dookoła z przerażeniem. – To zbyt niebezpieczne dla mnie i dla mojej rodziny. Groby znajdziecie tam, najbliżej muru, sami się zorientujecie, o które chodzi – poinformował tak ściszonym szeptem, iż ledwie go dosłyszeli, gestem wskazując przy tym najbardziej zniszczoną część cmentarza. Tutaj las jakby wspiął się po murze i skrył groby w plątaninie gałęzi i korzeni.

Sędziwy przewodnik umknął tak szybko, jak tylko pozwalały na to jego stare nogi.

Heike z lękiem spojrzał na niebo, na którym widniała teraz cała paleta barw – od bladoszarej przez pomarańczową aż do ognistej czerwieni. Ku tej feerii kolorów nadciągały z północy czarne ptaki. Wrony i kruki płynęły w powietrzu, kierując się na urwisko dzielące dolinę na dwie części, na żywe i wymarłe miasteczko. Między nimi, z lasu wysoko po drugiej stronie urwiska, wznosiła się Cetatea de Strega. Stąd oczywiście nie było jej widać.

Części miasteczka, usytuowanej bezpośrednio pod twierdzą, nie dane było przeżyć…

– Musimy się spieszyć – rzekł Heike przytłumionym głosem. – Na razie jest jeszcze jasno. Później być może zjawi się…

– Powóz? – równie cicho dopowiedział Peter. – Cały czas nasłuchuję jego turkotu.

Ale z zupełnie innego powodu niż ja, przyszło do głowy Heikemu. Masz nadzieję raz jeszcze ujrzeć swą Nicolę.

Heike był w stanie zrozumieć Petera, ale przyjaciel powinien okazać cierpliwość. Wszystko w swoim czasie!

Peter, wyraźnie podenerwowany, poganiany niepokojem, już doszedł do splątanych korzeni. W ręku trzymał siekierkę, którą dostał od staruszka.

– Tutaj! – zawołał cicho. – Chodź tutaj!

Heike wdrapał się na potężny korzeń, przypominający żywego węża, i pochylił nad ledwie widoczną marmurową płytą.

Peter odsunął warstwę przegniłych liści I usiłował podnieść kilka mniejszych korzeni, ale te trzymały się mocno.

– Spójrz, co tu jest napisane! „[Fiodoro]”.

– Och – szepnął Heike.

Peter powiedział cierpko:

– To wcale nie takie dziwne: Popatrz na tamten nagrobek, ten skrzywiony. Na nim wyryto takie samo imię.

Nadzieje Heikego prysnęły jak bańka mydlana.

– Nic dziwnego, sama przecież powiedziała, że to imię popularne w rodzie. Ale nie tego imienia szukamy, Peterze.

– Wiem o tym. Patrzmy dalej!

Petera ogarnęła gorączka poszukiwania. Rzucił się na kolana, odgarniając liście i gałęzie. Heike pomagał mu jak umiał.

Odnaleźli olbrzymi grobowiec, niemal całkowicie ukryty wśród roślinności.

– ”Bogdan” – odczytał Peter. – Bez wątpienia Bogdan Dziki.

– A tu musi spoczywać Borys i jego cztery żony – zawyrokował Heike. – Jest jedna wielka płyta, a wokół niej cztery mniejsze. Ale gdzie…

Najwyraźniej znaleźli się w samym sercu cmentarzyska. Kolejne nagrobki, coraz większe i bardziej zdobione, znakomicie odzwierciedlały czasy świetności rodu.

– Heike, podejdź tutaj! – ochrypłym głosem nakazał Peter. – Spójrz tu, przy samym murze!

Z trudem dokopał się do ogromnej płyty nagrobnej, będącej, jak przypuszczał, jedną z najnowszych na cmentarzu, choć i ona wydawała się prastara.

– Znaleźliśmy – szeptem oznajmił Heikemu, jak gdyby obawiał się, że ktoś może ich usłyszeć. – Zobacz! To podwójny grób! Imię na górze rozpoznajesz, prawda?

– Tak. Kolejna Feodora.

– A drugie… – Peter przeliterował: -A-n-c-i-o-l!

– A więc jest! Jest! – zawołał podniecony Heike. – Teraz szybko! Siekiera, zanim zniknie światło dzienne. Zobacz, niebo szarzeje coraz bardziej!

Las, który zdołał przedrzeć się przez mury, niewiele grobów opanował tak zachłannie jak ten. Niesamowita plątanina korzeni skrywała mogiłę, a czego nie zdołała przykryć, przysłoniły wieloletnie pokłady butwiejących liści. Peter naprawdę dzielnie się spisał, odnajdując prawie niewidoczną płytę.

– Siekierą nie dam rady – poskarżył się. – Odbija się jak od grubej skóry.

– Powinna być dostatecznie ostra. Poczekaj, pozwól mnie spróbować!

Heike, rozgorączkowany pośpiechem, chwycił siekierę i zamachnął się na pierwszy torujący drogę korzeń. Na powierzchni nie pojawił się nawet ślad zadrapania.

Spróbował jeszcze raz.

– To bez sensu – mruknął Peter. Pochylony badał ziemię wokół nagrobka.

– Co robisz? – zapytał Heike.

– Szukam dziury.

Heike popatrzył na niego ze zrozumieniem. Doskonale wiedział, do czego pije jego towarzysz. Gdy chodziło o wampiry, wokół ich grobów szukano zwykle małych otworów pozostawionych jakby przez węże lub dżdżownice, by sprawdzić, którędy przedostają się nocą. Wampiry mogły przybrać niemal każdą postać.

Ale Anciol-Feodora nie była wampirem, wszyscy w miasteczku gotowi byli to przysiąc.

– Znalazłeś coś?

– Nie, zresztą specjalnie na to nie liczyłem.

Heike tylko kiwnął głową. Znów wycelował w korzeń siekierą, ale równie dobrze mógł walić głową m mur.

– Chyba będziemy musieli się poddać – Peter nie ukrywał, że pragnie opuścić cmentarz i pobiec do Nicoli.