– A czy naprawdę powinien się ustatkować? – zapytał Brunetti, którego intrygowało, dlaczego żonaci mężczyźni zawsze udzielają takiej rady kawalerom.
– No cóż, właściwie nie wiem – odparł Wolf, opierając łokcie na biurku. – Ale przecież stuknęła mu trzydziestka. Najwyższy czas założyć rodzinę.
– Przede wszystkim potrzebna jest do tego dziewczyna – skomentował komisarz pół żartem, pół serio. – Miał jakąś?
Sierżant spojrzał na Brunettiego, a potem przeniósł wzrok na blat biurka.
– O ile mi wiadomo, nie.
– Interesował się kobietami?
Jeśli Wolf zrozumiał, że to pytanie mogło dotyczyć również zainteresowania mężczyznami, niczym tego nie zdradził.
– Przypuszczam, że tak. W gruncie rzeczy zbyt dobrze go nie znałem. Tylko z pracy.
– Czy jest tu ktoś, z kim się przyjaźnił? – zapytał komisarz, a gdy sierżant pokręcił głową, dodał: – Widok zwłok bardzo poruszył doktor Peters.
– Cóż, pracowali razem przez rok albo coś koło tego. Nie sądzi pan, że jej reakcja była normalna?
– Owszem, myślę, że tak – odpowiedział Brunetti, niczego nie wyjaśniając. – Kto jeszcze?
– Nikt inny nie przychodzi mi do głowy.
– Kiedy wróci pan Dostie, może jego powinienem o to zapytać?
– Sierżant Dostie – odruchowo skorygował Wolf.
– Czy on dobrze znał sierżanta Fostera?
– Naprawdę nie mam pojęcia, commissario.
Brunetti odniósł wrażenie, że Wolf w ogóle wie niewiele, zwłaszcza o człowieku, który z nim pracował przez…
– Jak długo z panem pracował sierżant Foster?
Wolf odchylił się do tyłu, spojrzał na zdjęcie, jakby żona mogła mu podpowiedzieć, i w końcu odparł:
– Cztery lata, przez cały czas od chwili, gdy tu przyjechał.
– Aha, rozumiem. A jak długo jest tutaj sierżant Dostie?
– Około czterech lat.
– Panie sierżancie, jakim człowiekiem był Foster?
Tym razem przed odpowiedzią Wolf zerknął na dzieci.
– Był doskonałym żołnierzem, o czym świadczą jego wyniki. Miał skłonność do trzymania się na uboczu, ale pewnie dlatego, że studiował, a naukę traktował bardzo poważnie. – Sierżant na moment umilkł, jakby się zastanawiał, czy nie powinien dodać czegoś głębszego. – Był osobą bardzo lubianą. Wy, Włosi, nazywacie to simpatico.
– Mhm – mruknął Brunetti. – A pan go lubił? Pytanie to najwyraźniej zaskoczyło Wolfa.
– No cóż… Właściwie… Chyba tak… Lubić lubiłem, co nie znaczy, żebyśmy się przyjaźnili czy coś w tym rodzaju, ale to był sympatyczny facet.
– A dokładnie na czym polegały jego obowiązki? – zapytał komisarz, wyjmując z kieszeni notes.
– Hm. – Sierżant splótł dłonie na potylicy i wygodniej rozsiadł się w fotelu. – Sprawdzał warunki mieszkaniowe i czy właściciele domów zapewniają odpowiedni standard. No, wie pan, czy jest gorąca woda, czy mieszkania są dostatecznie ogrzewane zimą. Dbał również o to, żeby lokatorzy nie dewastowali mieszkań ani domów. Jeśli jakiś właściciel domu dzwoni do nas i mówi, że jego lokatorzy stwarzają jakieś zagrożenie dla stanu sanitarnego, jedziemy tam i sprawdzamy.
– O jakie zagrożenia chodzi? – spytał Brunetti, szczerze zaciekawiony.
– Oj, o mnóstwo rzeczy. Nieusuwanie śmieci albo wyrzucanie odpadków zbyt blisko domu. Poza tym niesprzątanie po zwierzętach. Jest tego cała fura.
– I co wówczas robicie?
– Wolno nam, a właściwie nie, mamy prawo wejść do takich domów.
– Wbrew woli lokatorów?
– Zwłaszcza gdy protestują – rzekł Wolf, swobodnie się śmiejąc. – To nieomylny znak, że zastaniemy bałagan.
– A wtedy co robicie?
– Przeprowadzamy inspekcję, by stwierdzić, czy istnieje zagrożenie dla stanu sanitarnego.
– Często takie rzeczy się zdarzają?
Wolf już otwierał usta, ale się wstrzymał z odpowiedzią. Brunetti zrozumiał, że sierżant się zastanawia, ile może powiedzieć Włochowi i jak Włoch zareaguje na takie historie o Amerykanach.
– Mamy nieliczne przypadki – odparł Wolf wymijająco.
– Co potem?
– Każemy im posprzątać i meldujemy o tym ich dowódcy. Oczywiście wyznaczamy jakiś czas na sprzątanie.
– A jeśli nie sprzątną?
– Dostają paragraf piętnasty.
Brunetti nieznacznie się uśmiechnął.
– Paragraf piętnasty?
– To rodzaj oficjalnej nagany. Jest odnotowywana w aktach personalnych i może sprawić wiele kłopotów.
– Na przykład jakich?
– Potrącenie z pensji, degradację, a czasem nawet wyrzucenie z wojska.
– Za brudy w domu? – zdziwił się Brunetti.
– Panie komisarzu, gdyby pan zobaczył te domy, chętnie by ich pan wydalił z Włoch. – Wolf na chwilę umilkł, a potem zmienił temat. – Sierżant Foster dokonywał także inspekcji kuchni w ambasadach, szczególnie gdy ktoś się rozchorował albo, co gorsza, gdy większa liczba osób zaczęła chorować. W zeszłym roku w Belgradzie mieliśmy zapalenie wątroby, więc musiał tam pojechać i przeprowadzić kontrolę.
– Co poza tym?
– Nic ważnego.
Komisarz się uśmiechnął.
– Panie sierżancie, w tym momencie sam jeszcze nie wiem, co jest ważne, a co nie, ale chciałbym mieć jasny obraz jego obowiązków.
Wolf także się uśmiechnął.
– Doskonale rozumiem. Otóż sprawdzał również, czy wszystkie dzieci w szkole zostały należycie szczepione. No, wie pan, przeciwko takim chorobom jak odrą i ospa. Prócz tego musiał dopilnować usuwania zdjęć rentgenowskich i innych rzeczy, których nie wolno nam się pozbywać normalną drogą. I jeszcze zajmował się zbieraniem pewnych informacji na temat zdrowia publicznego.
– Usuwacie zdjęcia rentgenowskie?
– Tak, z gabinetu dentystycznego, a nawet z tutejszego szpitala. Należy się ich pozbywać w szczególny sposób. Nie wolno wyrzucać ich na śmietnik.
– Więc jak to robicie?
– Oj, mamy umowę z pewnym włoskim przedsiębiorcą, który przyjeżdża raz na miesiąc i je wywozi. Mike sprawdzał, czy on wszystko zabierał. – Wolf się uśmiechnął. – To chyba tyle.
Brunetti odpowiedział mu uśmiechem i wstał.
– Dziękuję, sierżancie. Bardzo mi pan pomógł.
– Cóż, mam nadzieję, że to się przyda. Tutaj wszyscy lubiliśmy Mike’a i pragniemy, żeby pan złapał mordercę.
– Zapewne – rzekł komisarz, wyciągając rękę. – Nie będę dłużej odrywał pana od pracy, sierżancie.
Amerykanin wstał, by podać Brunettiemu dłoń. Miał mocny, pewny uścisk.
– Cieszę się, że mogłem się na coś przydać, panie komisarzu. Gdyby pan miał jeszcze jakieś pytania, proszę się do mnie zwrócić.
– Dziękuję, sierżancie. Nie omieszkam.
Kiedy Brunetti znalazł się na korytarzu, wrócił do biura Inspektoratu Zdrowia i ponownie zapukał w te same drzwi. Odczekał kilka sekund. Upewniwszy się, że w pokoju panuje cisza, pozwolił sobie wejść. Jak przewidywał, pocztówki z Błękitnym Meczetem i Koloseum dalej wisiały na tablicy. Ta z piramidami zniknęła.
Rozdział 11
Wrócił do hallu i spytał pierwszą napotkaną osobę, młodą Murzynkę w stroju pielęgniarki, gdzie mógłby znaleźć doktor Peters. Odpowiedziała, że chętnie go zaprowadzi, bo akurat idzie do Oddziału B, a właśnie tam pracuje pani doktor. Tym razem komisarz skręcił w drugą stronę, przeszedł przez takie same wahadłowe drzwi, ale tutaj wszystkie osoby, kręcące się po korytarzu, były ubrane na biało lub jasnozielone, a nie w wojskowe mundury. Minęli salę z napisem „Oddział położniczy” i wtedy usłyszał kwilenie noworodków. Pytająco spojrzał na pielęgniarkę, która pokiwała głową i rzekła: