Выбрать главу

Rozdział 13

W soboty na ogół nie chodził do komendy, ale tego ranka to zrobił, bardziej żeby zobaczyć, kto tam jest, niż z jakiegoś innego powodu. Nie zależało mu na punktualności. Spacerowym krokiem przeciął Campo San Luca i wypił cappuccino w barze „Rosa Salva”, gdzie zdaniem Paoli podawali najlepszą kawę w Wenecji.

Potem ruszył do komendy skrajem placu Świętego Marka. Kiedy dotarł na miejsce, wszedł na drugie piętro. Rossi rozmawiał z Riverrem. Brunetti sądził, że Riverre ma zwolnienie lekarskie. Kiedy Rossi go spostrzegł, dał mu znak, żeby się zbliżył.

– Cieszę się, że pan jest, panie komisarzu. Mamy coś nowego.

– A konkretnie?

– Włamanie. Nad Canale Grande. Do tego dużego pałacu, który właśnie odnowiono, przy San Stae.

– Własność tego mediolańczyka?

– Tak, panie komisarzu. Kiedy wczoraj wieczorem wrócił do domu, zastał dwóch czy trzech ludzi, nie jest pewien.

– No i co?

– Vianello teraz rozmawia z nim w szpitalu. Wiem tylko to, co mi mówili funkcjonariusze, którzy tam pojechali i zawieźli go do szpitala.

– Co powiedzieli?

– Że próbował uciec, ale włamywacze go złapali i pobili. Trzeba było go zawieźć do szpitala, lecz jest w nie najgorszym stanie. Skaleczenia i siniaki.

– A co z tamtymi dwoma czy trzema?

– Zniknęli. Funkcjonariusz, który odebrał telefon, później się tam udał. Wygląda na to, że ukradli parę obrazów i trochę biżuterii żony.

– Mamy rysopisy?

– Niezbyt dobrze ich widział, więc niewiele mógł powiedzieć, prócz tego, że jeden był bardzo wysoki i że chyba któryś z nich miał brodę. – Rossi podniósł wzrok, uśmiechnął się i dodał: – Ale na brzegu kanału siedziała para turystów i oboje widzieli trzech mężczyzn wychodzących z pałacu. Jeden niósł walizkę. Te dzieciaki jeszcze tam siedziały, kiedy nasi ludzie przyjechali, i podały im rysopisy. – Tu na chwilę umilkł i znowu się uśmiechnął, jakby wiedział, że tym, co zaraz powie, ucieszy przełożonego. – Jeden z tamtych wygląda na Ruffola.

– Myślałem, że on siedzi.

– Siedział, panie komisarzu, ale dwa tygodnie temu wyszedł.

– Pokazywaliście zdjęcia tej parze?

– Tak jest. Twierdzą, że to on. Zwrócili uwagę na jego duże uszy.

– A pokazaliście jego zdjęcie właścicielowi pałacu?

– Jeszcze nie, panie komisarzu. Dopiero co wróciłem po rozmowie z tą parą młodych Belgów. Według mnie to Ruffolo.

– Co z pozostałymi dwoma? Czy ich rysopisy, podane przez młodych Belgów, są równie dokładne jak jego?

– Było ciemno, panie komisarzu, i za bardzo im się nie przyglądali.

– Ale…?

– Ale są prawie pewni, że żaden z nich nie miał brody.

Brunetti przez chwilę się na tym zastanawiał, a w końcu rzekł:

– Pojedź z tym zdjęciem do szpitala i sprawdź, czy mediolańczyk go rozpozna. Może mówić?

– O tak, panie komisarzu. Właściwie nic mu się nie stało. Parę siniaków, podbite oko. Poza tym wszystko w porządku. Pałac jest całkowicie ubezpieczony.

– Jeżeli potwierdzi tożsamość Ruffola, daj mi znać, a wtedy pójdę do jego matki i spróbuję się od niej dowiedzieć, gdzie on jest.

Rossi pogardliwie prychnął.

– Wiem, wiem – rzekł Brunetti. – Okłamałaby nawet papieża dla ratowania swojego Peppina. Ale czy można ją za to winić? Przecież to jej jedyny syn. Niezależnie od wszystkiego chciałbym znowu zobaczyć tę wojowniczą staruszkę. Widziałem ją najwyżej dwa razy od czasu, gdy go aresztowałem.

– Pamięta pan, jak się na pana rzuciła z nożyczkami? – spytał Rossi.

– Ha, cóż, ale na szczęście Peppino ją powstrzymał. – Komisarz szeroko się uśmiechnął na wspomnienie tego zdarzenia, które należało do najkomiczniejszych w jego karierze. – W dodatku to były nożyczki ząbkowane.

– Signora Concetta to niezły model.

– Rzeczywiście – przyznał Brunetti. – Aha, i trzymajcie na oku tę jego dziewczynę. Jak ona się nazywa?

– Ivana jakaś tam.

– Tak, ją.

– Czy mamy z nią porozmawiać, panie komisarzu?

– Nie, bo i tak powie, że go nie widziała. Porozmawiajcie z ludźmi, którzy pod nią mieszkają. Ostatnim razem właśnie oni go zadenuncjowali. Może pozwolą, żeby któryś z naszych u nich zaczekał, dopóki Ruffolo się nie zjawi. Spytajcie ich.

– Według rozkazu.

– Masz coś więcej?

– Nie, nic.

– Będę u siebie przez jakąś godzinę. Zawiadom mnie, czy ten facet w szpitalu rozpoznał Ruffola.

Brunetti ruszył do drzwi, a wtedy Rossi wykrzyknął:

– Jeszcze jedno, panie komisarzu! Wczoraj wieczorem ktoś do pana dzwonił.

– Kto?

– Nie wiem. Telefonista z centrali powiedział, że to było około jedenastej. Jakaś kobieta. Wymieniła pańskie nazwisko, ale w ogóle nie znała włoskiego albo bardzo słabo. On jeszcze coś mówił, tylko nie pamiętam co.

– Po drodze do niego wstąpię – odparł Brunetti i wyszedł.

Zamiast na klatkę schodową, pomaszerował do końca korytarza, gdzie w niewielkim pomieszczeniu siedział telefonista. Ten nowo zatrudniony policjant o chłopięcej twarzy miał chyba wszystkiego osiemnaście lat. Brunetti nie pamiętał jego nazwiska.

Kiedy telefonista go zobaczył, zerwał się na równe nogi, pociągając za sobą przewód łączący słuchawki z pulpitem.

– Dzień dobry, panie komisarzu.

– Dzień dobry. Proszę usiąść.

Młody człowiek nerwowo przycupnął na krawędzi krzesła.

– Rossi mi powiedział, że wczoraj był do mnie jakiś telefon.

– Tak jest, panie komisarzu – potwierdził nowicjusz, walcząc z odruchem, który nakazywał mu wstać, kiedy się zwraca do przełożonego.

– Pan przyjął ten telefon?

– Tak jest, panie komisarzu – odparł młodzieniec, a potem, by uprzedzić pytanie, dlaczego po dwunastu godzinach ciągle jest w centrali, wyjaśnił: – Na tej zmianie zastępuję Monika, bo się rozchorował.

Brunettiego to nie obchodziło.

– Co ona powiedziała?

– Wymieniła pańskie nazwisko, panie komisarzu, ale słabo mówiła po włosku.

– Czy mógłby pan dokładnie powtórzyć jej słowa?

– Tak, panie komisarzu. – Telefonista zaczął grzebać w papierach leżących na biurku przed łącznicą. Gdzieś tu wszystko zapisałem. – Wreszcie znalazł jakąś kartkę i zerkając na nią, przystąpił do relacjonowania: – Zapytała o pana, ale nie podała swojego nazwiska ani nic. Wtedy poprosiłem ją o nazwisko. Nie chciała powiedzieć albo nie zrozumiała. Poinformowałem ją, że pana tu nie ma, a wtedy znowu zapytała o pana.

– Czy mówiła coś po angielsku?

– Chyba tak, panie komisarzu, ale tylko parę słów i jej nie rozumiałem. Poprosiłem, żeby mówiła po włosku.

– Nic więcej nie powiedziała?

– Coś jakby „basta” czy „pasta”, a może „posta”.

– To wszystko?

– Tak, panie komisarzu, tylko to. „Basta” lub „pasta”. Potem się wyłączyła.

– A jaki miała głos?

– Głos, panie komisarzu?

– Tak. Wesoły? Smutny? Nerwowy?

Młody człowiek chwilę się zastanawiał, a w końcu rzekł:

– Nie zauważyłem nic szczególnego. Powiedziałbym tylko, że wydawała się rozczarowana z powodu pana nieobecności.

– W porządku. Jeśli znowu zadzwoni, proszę ją łączyć ze mną albo z Rossim. On zna angielski.

– Tak jest!

Młody telefonista już dłużej nie potrafił opanować odruchu i zerwał się na równe nogi, salutując plecom wychodzącego komisarza.