Выбрать главу

Napełniwszy kawą filiżanki, signora Ruffolo postawiła jedną przed Brunettim i podała mu srebrną cukiernicę. Za pomocą srebrnych szczypiec położyła na jego talerzyku sześć ciasteczek wielkości moreli, a następnie, tymi samymi szczypcami, cztery cukierki zawinięte w celofan.

Brunetti osłodził sobie kawę i wypił niewielki łyk.

– Signora, to najlepsza kawa w całej Wenecji. Wciąż nie chce mi pani zdradzić tajemnicy, jak pani ją robi?

Uśmiechnęła się i wtedy zobaczył, że straciła kolejny ząb z przodu. Komisarz spróbował ciasteczka i słodycz wypełniła mu usta. Poczuł mielone migdały, cukier, najwspanialsze ciasto i znowu cukier. Następne zawierało mielone orzeszki pistacjowe. Trzecie było czekoladowe, a czwarte napełnione słodkim kremem. Zjadł połowę piątego i resztę odłożył na talerzyk.

– Proszę jeść. Jest pan za chudy. Niech pan je. Cukier dodaje energii i dobrze robi na krew.

– Ciasteczka są doskonałe, signora Concetta, ale dopiero co byłem na obiedzie i jeśli zjem ich zbyt wiele, nie tknę kolacji, a wtedy moja żona się na mnie wścieknie.

Skinęła głową. Rozumiała gniew żon.

Komisarz dopił kawę i postawił filiżankę na spodeczku. W ciągu niespełna trzech sekund gospodyni zerwała się od stołu, przebiegła przez pokój i wróciła, niosąc rżniętą szklaną karafkę oraz dwa kieliszki nie większe od oliwek.

– Marsala. Domowa – oznajmiła, nalewając mu pełen naparstek.

Brunetti wziął od niej kieliszek i poczekał, aż nalała sobie kilka kropli. Kiedy trącili się kieliszkami, wysączył swoją marsalę. Smakowała słońcem, morzem i piosenkami o miłości i śmierci.

Odstawiwszy kieliszek, spojrzał przez stół na gospodynię.

– Signora Concetta, chyba pani wie, po co tu przyszedłem.

Potwierdziła skinieniem głowy.

– Peppino?

– Tak, proszę pani.

Wyciągnęła ku niemu otwartą dłoń, jakby chciała zagrodzić drogę jego słowom albo, być może, osłonić się przed malocchio, złym spojrzeniem.

– Signora, myślę, że Peppino jest zamieszany w coś bardzo niedobrego.

– Ale tym razem… – zaczęła, lecz urwała, przypomniawszy sobie, kim jest Brunetti. Powiedziała tylko: – On nie jest złym chłopcem.

Komisarz odczekał chwilę, by się upewnić, że ona już skończyła mówić.

– Signora, rozmawiałem dziś ze swoim znajomym. On twierdzi, że osoba, z którą Peppino, według mnie, może być powiązany, jest bardzo nieuczciwym człowiekiem. Czy cokolwiek pani wie o tym, co robi syn albo z kim się kontaktuje od chwili, gdy… – nie miał pewności, jak to ująć. – Od chwili gdy wrócił do domu?

Zastanawiała się dłuższy czas, nim udzieliła odpowiedzi.

– W tamtym miejscu Peppino przebywał z bardzo złymi ludźmi. – Nawet po tylu latach słowo „więzienie” jakoś nie przechodziło jej przez usta. – Wspominał mi o tym.

– A co o nich mówił?

– Że są bardzo ważni i że teraz jego los się zmieni.

Brunetti sobie przypomniał, że zawsze słyszał o zmianie jego losu.

– Czy poza tym jeszcze coś mówił?

Pokręciła głową, lecz komisarz nie miał pewności, czego dotyczyło to przeczenie. Dotychczas nigdy nie był pewien, ile signora Concetta naprawdę wie o tym, co robi jej syn. Przypuszczał, że znacznie więcej, niż okazywała, ale prawdopodobnie nawet przed sobą starała się to ukryć.

– Poznała pani któregoś z nich?

Gwałtownie pokręciła głową.

– Nigdy mi ich nie będzie tu sprowadzał. Nie do mojego domu.

Bez wątpienia powiedziała prawdę.

– Signora, właśnie poszukujemy Peppina.

Zamknęła oczy i pochyliła czoło. Wyszedł zaledwie przed dwoma tygodniami, a policja już go szuka.

– Co on przeskrobał, dottore!

– Nie jesteśmy pewni, signora. Chcielibyśmy z nim porozmawiać. Kilka osób twierdzi, że go widziało w miejscu, gdzie popełniono przestępstwo. Osoby te poznały go na zdjęciu.

– A może to wcale nie był mój syn?

– Trudno powiedzieć, proszę pani. Właśnie dlatego pragniemy z nim porozmawiać. Wie pani, gdzie on jest?

Zaprzeczyła ruchem głowy, lecz Brunetti znowu nie miał pewności, czy ona rzeczywiście nie wie, czy tylko udaje.

– Signora, jeśli pani będzie rozmawiała z synem, mogłaby mu pani coś ode mnie powiedzieć?

– Tak, dottore.

– Proszę mu powiedzieć, że koniecznie chcemy z nim porozmawiać i że ludzie, z którymi się zadaje, są nieuczciwi i mogą być niebezpieczni.

– Jest pan moim gościem, dottore, i chyba nie wypada mi pana pytać.

– O co?

– Czy to prawda, czy oszukaństwo?

– Signora, jeśli pani sobie życzy, mogę przysiąc, że to prawda.

Odparła bez wahania:

– A przysiągłby pan na serce swojej matki?

– Signora, przysięgam na serce mojej matki, że mówiłem prawdę. Peppino powinien się zgłosić i z nami porozmawiać. Powinien również być bardzo ostrożny z tamtymi ludźmi.

Odstawiła kieliszek, nawet nie umoczywszy ust w marsali.

– Spróbuję z nim pogadać, ale może tym razem wszystko faktycznie się zmieni?

W jej głosie wyraźnie przebijała nadzieja. Brunetti zdał sobie sprawę, że Peppino musiał wiele opowiadać swojej matce o tych ważnych znajomych i o jego szansie, która sprawi, że wszystko się zmieni i wreszcie będą bogaci.

– Przykro mi, signora, lecz nie sądzę – odparł i wstał od stołu. – Dziękuję za kawę, a także za ciasteczka. Nikt w Wenecji nie potrafi robić ani takiej kawy, ani takich ciasteczek jak pani.

Z trudem się podniosła. Chwyciwszy garść cukierków, włożyła mu je do kieszeni marynarki.

– To dla pańskich dzieci. One teraz dorastają. Cukier dobrze im zrobi.

– Bardzo pani uprzejma – rzekł Brunetti, aż do bólu świadomy, że one rzeczywiście dorastają.

Signora Ruffolo ruszyła razem z nim do drzwi, znowu prowadząc go pod rękę, jakby był ociemniały albo nie umiał trafić do wyjścia. Na progu ceremonialnie uścisnęła mu dłoń, a potem stała w otwartych drzwiach i patrzyła, jak odchodził.

Rozdział 15

Nazajutrz była niedziela. Paolę przerażały niedziele, bo wówczas budziła się z obcym mężczyzną. W ciągu wielu lat małżeństwa przywykła do tego, że w dni powszednie budziła się obok męża, ponurego i wstrętnego faceta, pozbawionego wszelkich manier. Co najmniej przez godzinę od chwili, gdy wstawali z łóżka, mogła się po nim spodziewać wyłącznie mruknięć i złych spojrzeń. Wprawdzie wtedy nie był najwspanialszym partnerem, ale przynajmniej nie zwracał na nią uwagi i pozwalał jej spać. Jednakże w niedziele jego miejsce zajmował człowiek w doskonałym humorze, czego nie cierpiała. Wolny od pracy i obowiązków stawał się życzliwy, skłonny do żartów, a często do amorów. Takiego Guida Paola nienawidziła.

Tej niedzieli otworzył oczy o siódmej i zaczął przemyśliwać, co zrobi z pieniędzmi, które wygrał w kasynie. Mógł uprzedzić teścia z kupnem komputera dla Chiary, a także sprawić sobie nowe palto. Dzięki wygranej cała rodzina mogłaby w styczniu pojechać na tydzień w góry. Leżał pół godziny, przeznaczając pieniądze na coraz to inne cele, aż wreszcie wyciągnęła go z łóżka ochota na kawę.

Nucąc pod nosem, ruszył do kuchni. Wyjął największy ekspres, przygotował go, postawił na gazie, a obok, na drugim palniku, rondel z mlekiem, i poszedł do łazienki. Gdy wrócił, kawa już bulgotała, wypełniając dom swoim aromatem. Komisarz nalał jej do dwóch dużych filiżanek, osłodził, dodał mleka i zaniósł do sypialni. Tam postawił je na nocnym stoliku, wślizgnął się pod kołdrę, póki nie znalazł pozycji umożliwiającej picie kawy. Hałaśliwie siorbiąc, wypił jeden łyk i ponownie zaczął się wiercić, by znaleźć jeszcze wygodniejszą pozycję.