Выбрать главу

– A kogo masz na myśli?

– Tych, którzy znają rząd i wiedzą, co on robi, ale nie wchodzą w jego skład ani w tym nie uczestniczą. Należy jeszcze uwzględnić istotny fakt, a mianowicie, że jest w to zamieszany nie tylko nasz rząd, lecz także amerykański.

– Nie wspominając o dżentelmenach z południa.

– O tak, mafia również – potwierdził hrabia z westchnieniem. – Wydaje się, że tę pajęczynę utkała cała ta trójka, więc jest potrójnie mocna i dodałbym jako ostrzeżenie, że potrójnie groźna. – Spojrzał na Brunettiego i z wyraźną troską zapytał: – Jak bardzo jesteś w to zaangażowany?

– Pamiętasz o tym Amerykaninie, którego przed tygodniem zamordowano w Wenecji?

– Owszem, podczas napadu rabunkowego. A to pech! – Natychmiast jednak przestał udawać i rozsądnie zauważył: – Przypuszczam, że odkryłeś jakiś związek między nim a signorem Gamberettem.

– Tak.

– Doszło do jeszcze jednego dziwnego zgonu wśród Amerykanów. Umarła jakaś lekarka ze szpitala w Vicenzy. Zgadza się?

– Tak. Była jego kochanką.

– O ile pamiętam, przedawkowała.

– Została zamordowana – poprawił go Brunetti, ale niczego nie wyjaśnił.

Hrabia się nie dopytywał, tylko dłuższy czas siedział w milczeniu i patrzył na łodzie płynące w obie strony po kanale. W końcu się odezwał:

– Co zamierzasz zrobić?

– Nie wiem – odparł komisarz, a potem zadał pytanie związane z celem swojej wizyty: – Czy ty na tę sprawę masz jakikolwiek wpływ?

Hrabia długo się zastanawiał, a wreszcie rzekł:

– Nie jestem pewien, Guido, co chciałeś przez to powiedzieć.

Brunetti, dla którego pytanie było dostatecznie jasne, zignorował uwagę teścia i postanowił udzielić mu więcej informacji.

– Nad jeziorem Barcis jest wysypisko. Są tam beczki i puszki z amerykańskiej bazy w Ramstein, w Niemczech, a może również z innych miejscowości. Mają nalepki w języku angielskim i niemieckim.

– Czy tych dwoje Amerykanów znalazło to miejsce?

– Tak sądzę.

– I dlatego zginęli?

– Właśnie.

– Czy jeszcze ktoś o tym wie?

– Pewien oficer karabinierów, który pracuje w amerykańskiej bazie.

Komisarz uznał, że lepiej nie podawać nazwiska Ambrogianiego ani nie wspominać hrabiemu, że jego jedyne dziecko też coś o tym wiedziało.

– Można mu ufać?

– Z czym?

– Nie udawaj głupiego, Guido. Próbuję ci pomóc. – Hrabia nie bez trudności się opanował i zapytał: – Czy będzie trzymał język za zębami?

– Jak długo?

– Póki czegoś nie załatwię.

– To znaczy?

– To znaczy, że dziś wieczorem zadzwonię do kilku osób i zobaczę, co się da zrobić.

– W jakiej sprawie?

– W sprawie oczyszczenia wysypiska i usunięcia tamtych rzeczy.

– Dokąd?

– Chodzi przecież o zabranie ich stamtąd, gdzie są, Guido.

– I przeniesienie ich w inne miejsce we Włoszech?

Brunetti obserwował, jak teść się zastanawia, czy skłamać, czy nie. Wreszcie hrabia zdecydował się powiedzieć prawdę, choć komisarz nie rozumiał dlaczego.

– Może, ale bardziej prawdopodobne jest wywiezienie ich z kraju. – Widząc, że zięć otwiera usta, by zadać następne pytanie, powstrzymał go uniesieniem ręki. – Guido, proszę, postaraj się zrozumieć. Nie wolno mi obiecywać więcej, niż mogę. Sądzę, że tych odpadów uda się pozbyć, ale dalej bałbym się posunąć.

– Naprawdę się boisz?

– Naprawdę.

– Dlaczego?

– Wolałbym tego nie wyjaśniać, Guido.

Brunetti postanowił spróbować innej taktyki.

– Przyczyną znalezienia wysypiska było to, że pewien mały chłopiec tam się przewrócił i poparzył sobie rękę tym, co wyciekło z beczek. To mogło być każde dziecko, na przykład Chiara.

– Guido, proszę, wpadasz w łzawy sentymentalizm.

Komisarz wiedział, że to prawda.

– Ciebie to nic nie obchodzi? – zapytał z pasją.

Hrabia umoczył w szampanie palec, którym zaczął pocierać krawędź kieliszka kolistym ruchem. Wilgotny palec przesuwał się coraz szybciej. Nagłe z kryształu dobył się wysoki, zawodzący dźwięk i wypełnił pokój. Kiedy palec oderwał od kieliszka, ów dźwięk dalej trwał, jakby zawisł w powietrzu niczym ich rozmowa. Hrabia przeniósł wzrok z kieliszka na zięcia.

– Owszem, to mnie obchodzi, Guido, ale inaczej niż ciebie. Ty zdołałeś zachować resztki optymizmu, nawet mimo swojej pracy, a ja go całkiem straciłem. Na siebie, moją przyszłość i przyszłość tego kraju patrzę bez optymizmu. – Znowu spojrzał na kieliszek. – Obchodzi mnie, że takie rzeczy się zdarzają, że zatruwamy siebie i swoje potomstwo, że świadomie niszczymy naszą przyszłość, ale ja nie wierzę, że cokolwiek, powtarzam: nie wierzę, że cokolwiek można zrobić, aby temu zapobiec. Jesteśmy narodem egoistów. Chełpimy się tym, lecz to przyniesie nam zgubę, bo żadnego Włocha nie można zmusić, by dbał o tak abstrakcyjną rzecz jak wspólne dobro. Najlepsi z nas troszczą się co najwyżej o własne rodziny, ale jako naród nie potrafimy zdobyć się na więcej.

– Ja tam w to nie wierzę – powiedział Brunetti.

– Co nie zmienia faktu, że to prawda, Guido – skomentował hrabia z uśmiechem, który był niemal czuły.

– Twoja córka też w to nie wierzy.

– I za tę łaskę codziennie składam dzięki – odparł hrabia półgłosem. – To chyba moje największe osiągnięcie w życiu, że moja córka nie dzieli ze mną przekonań.

W tonie teścia komisarz doszukiwał się ironii lub sarkazmu, lecz znalazł jedynie ból i szczerość.

– Mówiłeś, że się postarasz załatwić sprawę wysypiska. Dlaczego nie możesz zrobić więcej?

Hrabia znów obdarzył zięcia tym samym uśmiechem.

– Chyba po raz pierwszy w ten sposób ze sobą rozmawiamy, Guido – rzekł, a potem, już innym głosem, dodał: – Ponieważ jest zbyt wiele takich wysypisk i zbyt wielu takich ludzi jak Gamberetto.

– A jego nie mógłbyś załatwić?

– Ha, tutaj nie potrafię nic zrobić.

– Nie możesz czy nie chcesz?

– W niektórych sytuacjach to jedno i to samo.

– Sofistyka – odparował Brunetti.

Hrabia się roześmiał.

– Istotnie, przyznaję. Wobec tego pozwól, że ujmę to tak: wolę nie robić nic więcej ponad to, co powiedziałem, że zrobię.

– Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?

– Słucham.

– Kiedy zadzwoniłem z prośbą o rozmowę, spytałeś mnie, czy chcę rozmawiać o Viscardim. Dlaczego akurat on przyszedł ci do głowy?

Hrabia spojrzał na zięcia zaskoczony, a potem przeniósł wzrok na łodzie płynące kanałem. Dopiero po jakimś czasie odparł:

– Signor Viscardi i ja mamy wspólne interesy.

– Czyli co?

– Dokładnie to, co powiedziałem: mamy wspólne interesy.

– A czy mogę zapytać, na czym one polegają?

– Guido, z nikim nie rozmawiam o swoich interesach, z wyjątkiem osób, które są z nimi bezpośrednio związane – odpowiedział hrabia patrząc zięciowi prosto w oczy i nie dając mu dojść do słowa, oznajmił: – Po mojej śmierci znaczna, ich część zostanie przekazana twojej żonie. – Na moment umilkł, a później dodał: – I tobie. Jednakże zanim umrę, będę o nich rozmawiał wyłącznie z osobami, których one dotyczą.

Brunetti chciał jeszcze zapytać, czy interesy z Viscardim są legalne, ale nie wiedział, jak to zrobić, żeby teścia nie obrazić. Najgorsze, że sam już nie bardzo wiedział, co oznacza słowo „legalne”.

– Czy możesz mi powiedzieć o signorze Viscardim choć cokolwiek?

Długo musiał czekać na odpowiedź.

– Prowadzi wspólne interesy z pewnymi ludźmi. Wielu spośród nich dysponuje ogromną władzą.

W głosie hrabiego komisarz usłyszał ostrzeżenie, ale również aluzję.