Выбрать главу

Cóż, również Brunetti był przekonany, że to usuwa wszelkie wątpliwości.

– No i właśnie dlatego poszedłeś tam, żeby się z nim spotkać w sprawie Amerykanina, nieprawdaż? – Nie otrzymawszy odpowiedzi, Patta powtórzył: – Nieprawdaż, commissario?

Brunetti zbył naleganie przełożonego ruchem głowy i zapytał:

– Czy pan to samo powiedział prokuratorowi, panie komendancie?

– Oczywiście. Myślisz, że co robiłem całe rano? Podobnie jak ja, uważa sprawę za otwartą i zamkniętą. Ruffolo zabił Amerykanina podczas napadu rabunkowego, a później, chcąc zdobyć więcej pieniędzy, włamał się do palazzo Viscardiego.

Komisarz jeszcze raz spróbował wtrącić uwagę, która dodałaby temu trochę logiki.

– To były dwa niezależne przestępstwa: napad rabunkowy i kradzież obrazów.

– Mamy dowody, że w obu uczestniczył Ruffolo. – Patta mówił coraz głośniej. – Jest ta legitymacja służbowa i są twoi świadkowie z Belgii. Przedtem uważałeś ich za wiarygodnych, gdy mówili, że go widzieli tej nocy, kiedy dokonano włamania. No i teraz signor Viscardi twierdzi, że go pamięta. Prosiłem, żeby jeszcze raz obejrzał zdjęcie, i jeśli go rozpozna, nie będzie żadnych wątpliwości. Według mnie dowodów jest aż nadto, by przekonać prokuratora.

Komisarz gwałtownie odsunął krzesło i wstał.

– Czy to wszystko, panie komendancie?

– Myślałem, że będziesz bardziej zadowolony, Brunetti – powiedział Patta z niekłamanym zdziwieniem. – Śmierć Ruffola zamyka sprawę Amerykanina, ale teraz będzie trudniej odnaleźć obrazy i zwrócić je signorowi Viscardiemu. Właściwie nie zasługujesz na miano bohatera, skoro nie aresztowałeś Ruffola. Niemniej jestem przekonany, że na pewno byś to zrobił, gdyby tylko chłopak nie spadł z tamtego przejścia. Wspomniałem o tobie prasie.

Prawdopodobnie przyszło to Patcie niełatwo i pewnie wolałby oddać Brunettiemu własnego pierworodnego syna. Jednakże prezent to prezent.

– Dziękuję, panie komendancie.

– Oczywiście wyjaśniłem, że postępowałeś według moich wskazówek. Nie zapominaj, że to ja podejrzewałem Ruffola od samego początku. Przecież wyszedł z więzienia zaledwie tydzień przed zamordowaniem Amerykanina.

– Istotnie, panie komendancie.

– Szkoda, żeśmy nie znaleźli obrazów signora Viscardiego. Spróbuję dziś do niego wpaść i sam mu wszystko opowiem.

– To on tu jest?

– Owszem. Kiedy wczoraj z nim rozmawiałem, napomknął mi, że dzisiaj wybiera się do Wenecji. Powiedział, że pragnie do nas wstąpić, by jeszcze raz obejrzeć tamto zdjęcie. W ten sposób, jak już mówiłem, rozwieje wszelkie wątpliwości.

– Myśli pan, że on by się zmartwił, gdybyśmy nie odzyskali jego obrazów?

– Ależ oczywiście! – rzekł Patta, najwyraźniej jakby wcześniej rozważył sobie tę kwestię. – Kolekcjonerzy bardzo emocjonalnie podchodzą do swoich obrazów. Niektórzy ludzie traktują je jak żywe istoty. Nie wiem, czy to rozumiesz, Brunetti, ale jestem pewien, że to prawda.

– Sądzę, że Paola tak traktuje ten obraz Canaletta.

– Czyj?!

– Canaletta. Był taki wenecki malarz. Jeden z jego obrazów dostaliśmy w prezencie ślubnym od jej stryja. Nie jest zbyt duży, ale Paola wydaje się bardzo do niego przywiązana. Stale jej powtarzani, żeby go przenieść do salonu, lecz ona woli, by wisiał w kuchni.

Jako rewanż to niewiele, zawsze jednak coś.

– To twoja żona ma w kuchni obraz Canaletta? – spytał Patta zduszonym głosem.

– Owszem. Cieszę się, że i pańskim zdaniem to dziwne miejsce do wieszania obrazów, panie komendancie. Powiem jej, że pan też tak uważa.

Brunetti nie wspomniał, że nalegając na przeniesienie obrazu do salonu, proponuje żonie, by powiesiła w kuchni rysunki pewnego Francuza przedstawiające jabłka, ale się obawiał reakcji Patty na nazwisko Cezanne’a.

– Myślę, że teraz zejdę do Vianella i sprawdzę, co już załatwił. Miał się zająć paroma rzeczami.

– Doskonale, Brunetti. Chciałem ci pogratulować dobrej roboty. Signor Viscardi był bardzo zadowolony.

– Dziękuję, panie komendancie – odpowiedział komisarz, ruszając do drzwi.

– Wiesz, że on przyjaźni się z burmistrzem.

– O? Nie, tego nie wiedziałem.

A powinien.

Vianello siedział za biurkiem. Uśmiechnął się na widok wchodzącego komisarza.

– Słyszałem, że dziś jest pan bohaterem.

– Co jeszcze było w tych papierach, które w nocy podpisałem? – spytał Brunetti bez żadnych wstępów.

– Że Ruffolo miał coś wspólnego ze śmiercią Amerykanina.

– To bzdura. Przecież znałeś Ruffola. Wystarczyło na niego krzyknąć, a już zwiewał.

– Dwa lata odsiedział w więzieniu, panie komisarzu, więc mógł się zmienić.

– Naprawdę tak uważasz?

– Uważam, że to możliwe, panie komisarzu.

– Nie o to mi chodziło, Vianello. Chciałem się dowiedzieć, czy twoim zdaniem on go zabił.

– Jeśli nie on, to skąd się wzięła w jego portfelu legitymacja służbowa Amerykanina?

– Zatem sądzisz, że on?

– Tak, a przynajmniej myślę, że to możliwe. Dlaczego pan w to nie wierzy, panie komisarzu?

Bo hrabia go uprzedzał o konszachtach Gamberetta z Viscardim. Dopiero w tym momencie Brunetti sobie uświadomił, że to było ostrzeżenie i że groźba Viscardiego nie miała żadnego związku z dochodzeniem w sprawie włamania do palazzo, lecz ze śledztwem dotyczącym morderstwa dwojga Amerykanów, morderstwa, z którym nic nie łączyło tego biednego głupka, Ruffola. Teraz komisarz wiedział, że sprawcy na zawsze pozostaną bezkarni.

Jego myśli krążyły wokół dwójki martwych Amerykanów, potem Ruffola, a w końcu tego, co Peppino uważał za szczęśliwe zrządzenie losu, gdy się chwalił przed matką, że ma ważnych przyjaciół. Włamał się do palazzo, a nawet nieco poturbował swojego ważnego przyjaciela na jego własne życzenie, lecz to wszystko było do Ruffola całkiem niepodobne. Prawdopodobnie w którymś momencie się dowiedział, że signor Viscardi jest zamieszany w coś znacznie poważniejszego niż kradzież własnych obrazów. Wspomniał o trzech rzeczach, które interesowałyby Brunettiego. Pierwsza to z pewnością obrazy, a pozostałe dwie? W portfelu znajdowała się legitymacja służbowa Fostera. Kto ją tam włożył? Czy Ruffolo w jakiś sposób wszedł w jej posiadanie i zachował, by użyć jako karty przetargowej w rozmowie z komisarzem? A może, co gorsza, próbował szantażować Viscardiego tym, że wie, co ona oznacza? Czy też był po prostu niewinnym, niczego nie świadomym pionkiem, jednym z licznych drobnych uczestników tej gry, jak Foster i Peters, przez pewien czas wykorzystywanych, a później likwidowanych, gdy się dowiadywali o czymś, co stanowiło zagrożenie dla głównych graczy? A jeśli tę legitymację włożyła do portfela ta sama osoba, która kamieniem zabiła Ruffola?

Vianello siedział za biurkiem i dziwnie przyglądał się Brunettiemu, który w żaden przekonywający sposób nie potrafił odpowiedzieć na pytanie sierżanta. Komisarz wrócił na górę do swojego pokoju i godzinę patrzył przez okno. Na rusztowaniu kościoła San Lorenzo wreszcie się pojawiło kilku robotników, ale właściwie nie sposób było powiedzieć, co robią. Ani jeden nie wszedł na dach, więc dachówki pozostały nietknięte. Wyglądało na to, że nie używali żadnych narzędzi. Chodzili po całym rusztowaniu, korzystając z drabin łączących różne jego poziomy, później się zeszli i przez jakiś czas ze sobą rozmawiali, a w końcu się rozdzielili, by znów krążyć po rusztowaniu. Bardzo przypominali mrówki. Odnosiło się wrażenie, że mają jakiś cel, o czym świadczyło choćby to, że poruszali się energicznie, lecz dla postronnego obserwatora cel ten był całkowicie niezrozumiały.