Выбрать главу

Kiedy drzwi przedziału się rozsunęły, avvocato obrócił się, aby wyjąć bilet z kieszeni płaszcza i podać go konduktorowi. Jednakże osoba, która stała w drzwiach, chciała czegoś więcej niż biletu.

Zwłoki odkryła konduktorka Cristina Merli, kiedy pociąg przebywał lagunę oddzielającą Wenecję od Mestre. Mijając przedział, w którym elegancko ubrany jegomość drzemał skulony przy oknie, w pierwszej chwili postanowiła nie budzić go i nie prosić o okazanie biletu, lecz zaraz pomyślała sobie, że pasażerowie na gapę – nawet elegancko ubrani – często udają pogrążonych we śnie podczas krótkiej przeprawy przez lagunę, licząc, że konduktor nie będzie ich niepokoił i zdołają w ten sposób zaoszczędzić tysiąc lirów. Pomyślała też, że jeżeli jegomość ma bilet i faktycznie śpi, to będzie jej wdzięczny za zbudzenie, zwłaszcza jeśli zamierza zdążyć na vaporetto linii numer jeden do Rialto, który odpływa z embarcadero przed stacją równo trzy minuty po przybyciu pociągu.

Otworzyła więc drzwi i weszła do małego przedziału.

– Buona sera, signore. Suo biglietto, per favore.

Później, kiedy o tym opowiadała, wciąż pamiętała zapach; mówiła, że od razu uderzył ją w nozdrza, ledwo wetknęła głowę do nagrzanego przedziału. Postąpiła dwa kroki do przodu i powtórzyła, podnosząc nieco głos:

– Suo biglietto, per favore.

Czyżby spał tak mocno, że nic nie słyszał? Niemożliwe; najpewniej nie miał biletu i próbował tylko uniknąć zapłacenia czekającej go kary. Przez lata pracy na kolei Cristina Merli polubiła ten moment, kiedy prosi gapowicza o okazanie dokumentu tożsamości, po czym wypisuje bilet i inkasuje należność wraz z przewidziana karą. Bawiły ją rozmaite wymówki, które wymyślali pasażerowie; znała wszystkie tak dobrze, że mogłaby je recytować we śnie: kupiłem bilet, musiał mi wypaść z kieszeni; pociąg właśnie odjeżdżał, nie miałem czasu stać w kolejce do kasy; mój bilet ma żona, która siedzi w innym przedziale.

Wiedząc to wszystko i nie chcąc niepotrzebnie tracić czasu, zwłaszcza teraz, na końcu długiej trasy z Turynu, była szorstka, a nawet gwałtowna w obejściu.

– Proszę się obudzić i pokazać mi bilet – rzekła, po czym schyliła się i potrząsnęła pasażera za ramię.

Ledwo go dotknęła, mężczyzna odchylił się wolno od okna, przewrócił na siedzenie i zsunął na podłogę. Kiedy upadał, poły jego marynarki rozchyliły się i konduktorka ujrzała czerwone plamy na koszuli. Nad ciałem unosił się smród moczu i kału.

– Maria Vergine! – szepnęła Cristina Merli i wycofała się tyłem z przedziału.

Na lewo od siebie zauważyła dwóch nadchodzących korytarzem mężczyzn; najwyraźniej zamierzali wysiąść przez drzwi znajdujące się na przedzie wagonu.

– Przykro mi, ale drzwi z przodu są zamknięte, muszą panowie wysiąść tylnymi – oświadczyła.

Ta wiadomość ich nie zaskoczyła: odwrócili się i ruszyli na koniec wagonu. Konduktorka wyjrzała przez okno. Stwierdziła, że pociąg zaraz zjedzie z grobli i najwyżej za trzy, cztery minuty dotrze na stację. Kiedy się zatrzyma, pasażerowie wysiądą, a wszelkie spostrzeżenia i obserwacje, jakie mogli poczynić w trasie, na przykład dotyczące osób widzianych na korytarzach, przepadną raz na zawsze. Wtem usłyszała znajome trzaski i zgrzyty – pociąg kierował się na właściwy tor; chwilę później elektrowóz wjeżdżał pod dach stacji.

Cristina Merli uczyniła jedyną rzecz, jaka w tej sytuacji przyszła jej do głowy, choć w ciągu piętnastu lat przepracowanych na kolei ani razu sama czegoś takiego nie zrobiła, ani nikt w jej obecności: weszła do następnego przedziału i pociągnęła za hamulec bezpieczeństwa. Usłyszała ciche pyknięcie, kiedy pękł wytarty sznurek podtrzymujący uchwyt; od tego momentu czekała na to, co będzie. Czekała z chłodną, wręcz naukową ciekawością.

Rozdział 4

Koła zablokowały się i pociąg ze zgrzytem zatrzymał się na stacji: pasażerowie, straciwszy równowagę, lądowali na podłodze lub na kolanach tych, którzy siedzieli przed nimi. W ciągu kilku chwil w otwartych mocnymi szarpnięciami oknach ukazały się głowy; ludzie rozglądali się w lewo i w prawo, szukając przyczyn nagłego zahamowania. Cristina Merli otworzyła okno na korytarzu, z ulgą odetchnęła mroźnym, zimowym powietrzem i wystawiwszy głowę, patrzyła, kto podejdzie do pociągu. Na peron wbiegli dwaj umundurowani funkcjonariusze polizia ferrovia. Konduktorka wychyliła się i pomachała do nich.

– Tutaj, tutaj! – zawołała. Ponieważ nie chciała, żeby ktokolwiek poza policją słyszał, co ma do zakomunikowania, nie powiedziała nic więcej, dopóki nie znaleźli się pod jej oknem.

Kiedy wyjawiła im, co się stało, jeden z funkcjonariuszy ruszył biegiem w kierunku budynku stacji, drugi natomiast udał się na początek składu, żeby powiadomić maszynistę. Pociąg szarpnął raz i drugi i zaczął wolno sunąć do przodu, centymetr po centymetrze, aż w końcu zatrzymał się na swoim zwykłym miejscu na torze piątym. Po peronie spacerowało kilka osób; jedne przyszły kogoś odebrać, inne zamierzały jechać do Triestu. Drzwi pozostawały zamknięte, czekający zbili się w ciasną gromadkę, dyskutując, co się mogło stać. Pewna kobieta, przekonana, że chodzi o kolejny strajk, cisnęła walizkę na ziemię, po czym wyrzuciła w powietrze obie ręce. Podczas gdy tak stali, rozmawiając i irytując się coraz bardziej z powodu nie wyjaśnionej zwłoki, którą uważali za jeszcze jeden przejaw nieudolności kolei, na peron weszło sześciu funkcjonariuszy policji uzbrojonych w pistolety maszynowe. Ustawili się wzdłuż składu, przy co drugim wagonie. W oknach pociągu pojawiło się więcej głów; niektórzy pasażerowie zaczęli gniewnie wykrzykiwać, ale nikt ich nie słuchał. Drzwi wciąż były zamknięte.

Trwało to przez dłuższy czas, aż wreszcie ktoś poinformował sierżanta dowodzącego policjantami, że pociąg jest zradiofonizowany. Sierżant wspiął się po stopniach do elektrowozu i wyjaśnił przez radiowęzeł, że w jednym z wagonów popełniono przestępstwo, toteż podróżni muszą pozostać na miejscu, dopóki policja nie spisze ich personaliów.

Kiedy skończył mówić, maszynista odblokował drzwi i funkcjonariusze weszli do wagonów. Niestety nikt o niczym nie poinformował pasażerów czekających na peronie, więc ci również wsiedli do pociągu i szybko przemieszali się z tymi, którzy byli w środku. W drugim wagonie dwóch mężczyzn usiłowało się przepchnąć obok policjanta, twierdząc, że nic nie widzieli i nic nie wiedzą, a są już mocno spóźnieni. Zablokował im drogę pistoletem maszynowym uniesionym w poprzek na wysokość piersi, po czym zmusił ich do wejścia do przedziału; zaczęli narzekać na arogancję policji i nierespektowanie przez nią praw obywatelskich.

Ostatecznie stwierdzono, że w pociągu znajduje się tylko trzydziestu czterech pasażerów, nie licząc tych, którzy wsiedli przed chwilą, za funkcjonariuszami. W ciągu półgodziny policjanci zdążyli spisać nazwiska i adresy podróżnych oraz zapytać ich. czy nie zauważyli nic podejrzanego. Dwie osoby przypomniały sobie czarnego handlarza, który wysiadł w Vicenzie: ktoś widział długowłosego, brodatego mężczyznę wychodzącego z toalety przed Weroną; ktoś inny wspomniał, że w Mestre wysiadła kobieta w futrzanej czapie, ale poza tym mc niezwykłego nie rzuciło się nikomu w oczy.