Выбрать главу

– Dottoressa, cieszę się, że znalazła pani dla mnie czas – powiedział, wyciągając ręce, żeby pomóc jej zdjąć płaszcz.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi i postawiła na krześle przy oknie pękatą torbę z brązowej skóry. Brunetti złożył jej płaszcz i przewiesił przez oparcie tego samego krzesła.

– Lekarz, który przychodził do nas, kiedy byłem mały, miał identyczną – rzekł, spoglądając na torbę.

Roześmiała się.

– Pewnie powinnam iść z duchem czasu i zacząć nosić aktówkę. Ale mama dała mi tę torbę, kiedy zrobiłam dyplom, i od tej pory się z nią nie rozstaje.

Kiedy kelner podszedł do stolika, zamówili kawę, po czym lekarka spytała:

– Jak mogę panu pomóc?

– Pani siostra wyjawiła mi, że signora Trevisan była pani pacjentką – oświadczył Brunetti, świadom, że nic nie zyska, ukrywając fakt, jak zdobył tę informację.

– Jej córka również – oznajmiła lekarka, sięgając po torbę i wyjmując zmiętą paczkę papierosów. Podczas gdy wciąż szukała na dnie torby zapalniczki, pojawił się kelner i nachylił się, żeby przypalić jej papierosa. – Grazie – powiedziała, zwracając głowę w stronę małego płomyka, jakby nawykła do tego rodzaju uprzejmości.

Po chwili kelner oddalił się bezgłośnie, a Barbara Zorzi, zaciągnąwszy się łapczywie dymem, zamknęła torbę i spojrzała na Brunettiego.

– Czy to ma jakiś związek z jego śmiercią?

– Na tym etapie dochodzenia sam nie wiem, co ma związek z jego śmiercią, a co nie – rzekł Brunetti, ale kiedy lekarka wydęła wargi, zdał sobie sprawę, jak urzędowo i sztucznie musiało to zabrzmieć. – Taka jest prawda, pani doktor. Na razie jeszcze nic nie wiemy, dysponujemy tylko wstępnymi wynikami oględzin zwłok.

– Został zastrzelony?

– Tak. Dwa pociski. Jeden zapewne przeciął tętnicę, bo zgon nastąpił bardzo szybko.

– Co chciałby pan wiedzieć o jego rodzinie?

Uderzyło go, że właśnie tak sformułowała pytanie, że spytała ogólnie o rodzinę, a nie o to, kto konkretnie go interesuje.

– Wszystko. Nie tylko o rodzinie. Także o przyjaciołach i pracy. Dopiero wtedy będę mógł wyrobić sobie opinię, jakim był człowiekiem.

– Uważa pan, że to pomoże panu ustalić, kto go zabił?

– Tylko w ten sposób zdołam poznać motywy zabójstwa. A kiedy będę je znał, zidentyfikowanie winnego powinno już być stosunkowo proste.

– Optymista z pana.

– Nie, wcale nie. – Brunetti potrząsnął głową. – Ale faktem jest, że znajomość człowieka ułatwia cały proces.

– Czyli informacje o żonie i córce mogą się przydać?

– Tak.

Podszedł kelner, który postawił przed nimi na stoliku dwie kawy espresso oraz srebrną cukiernicę. Oboje wsypali do maleńkich filiżanek po dwie łyżeczki cukru; mieszali przez chwilę, traktując to jako naturalny przerywnik rozmowy. W końcu dottoressa upiła łyk kawy i odstawiła filiżankę na spodek.

– Nieco ponad rok temu signora Trevisan przyprowadziła do mnie córkę, która miała wówczas czternaście lat. Było jasne, że dziewczynka nie chce, aby matka wiedziała, co jej dolega. Signora Trevisan próbowała wejść do gabinetu razem z dziewczynką, ale ją powstrzymałam. – Strząsnęła popiół z papierosa i uśmiechnęła się. – Nie było to łatwe.

Znów upiła łyk kawy; Brunetti jej nie poganiał.

– Dziewczynka cierpiała na opryszczkę genitalną. Zadałam kilka rutynowych pytań: czy uprawia seks z jednym czy z kilkoma partnerami, czy partner stosuje prezerwatywy, od jak dawna występują objawy. W przypadku opryszczki zwykle zakażenie pierwotne ma najcięższy przebieg, więc chciałam się zorientować, czy mam do czynienia z początkiem choroby, czy z nawrotem. Ta informacja pozwoliłaby mi określić charakter zakażenia. – Umilkła i zgasiła papierosa w popielniczce, po czym bez słowa odstawiła ją na sąsiedni stolik.

– To był początek?

– Tak twierdziła, ale podejrzewałam, że kłamie. Próbowałam jej wyjaśnić, że nie mogę przepisać odpowiedniego leczenia, nie znając przebiegu choroby. Trochę to trwało, ale w końcu przyznała się, że ma nawrót; pierwszy epizod był znacznie gorszy.

– Dlaczego wtedy nie przyszła do pani?

– Była na wakacjach. Bała się, że jeśli pójdzie do innego lekarza, o wszystkim dowiedzą się rodzice.

– Jakie miała objawy?

– Gorączkę, dreszcze, bóle narządów płciowych.

– I co zrobiła?

– Powiedziała matce, że ma bolesny okres, i przez dwa dni nie wstawała z łóżka.

– A matka?

– Co matka?

– Uwierzyła?

– Najwyraźniej.

– A tym razem?

– Tym razem Francesca też powiedziała matce, że ma bolesny okres i że chce się do mnie wybrać. Prowadziłam ją przez siedem lat, odkąd była małą dziewczynką.

– Dlaczego matka z nią przyszła?

Lekarka utkwiła wzrok w pustej filiżance.

– Signora Trevisan zawsze była nadmiernie opiekuńcza wobec córki. Początkowo wzywała mnie, ilekroć Francesca miała odrobinę podwyższoną temperaturę. Zdarzało się, że w zimie dzwoniła dwa razy w miesiącu i prosiła, żebym przyszła.

– I chodziła pani?

– Z początku tak. Chodziłam do wszystkich. Potem stopniowo zaczęłam się orientować, kto mnie wzywa, bo jest obłożnie chory, a kto… kto nie ma aż tak pilnego powodu.

– Czy signora Trevisan wzywała panią, kiedy sama się źle czuła?

– Nie, nigdy. Przychodziła do mnie do gabinetu.

– A co jej dolegało?

– To chyba nie ma związku ze sprawą, panie komisarzu – odparła lekarka.

Zdziwił się, że użyła jego tytułu; zrozumiał jednak, że nie powinien naciskać.

– A jak dziewczynka odpowiedziała na inne pani pytania?

– Powiedziała, że jej partner nie używa prezerwatyw, bo odczuwa wtedy mniejszą przyjemność. – Barbara Zorzi skrzywiła się, jakby niezadowolona, że musi powtarzać tę wyświechtaną, egoistyczną wymówkę.

– W grę wchodził tylko jeden partner?

– Tak twierdziła.

– Powiedziała kto?

– Nie pytałam. To nie moja sprawa.

– Uwierzyła jej pani? Że był tylko jeden?

– Nie miałam powodu nie wierzyć. Jak już panu mówiłam, znałam ją od dziecka. Wydawało mi się, że nie kłamie.

– A jak to było z tym pismem, którym jej matka rzuciła w panią?

Spojrzała na komisarza, wyraźnie zaskoczona.

– Oj, ta moja siostra. Nie pomija niczego, prawda? – W jej głosie nie było jednak gniewu; raczej podziw dla pięknej Elettry. – To miało miejsce później. Kiedy wyprowadziłam dziewczynkę z gabinetu, pani Trevisan zaczęła się dopytywać, co dolega Francesce. Powiedziałam, że córka ma drobne zakażenie, które wkrótce powinno zniknąć. Ta informacja jej wystarczyła; obie wyszły spokojnie.

– W jaki sposób dowiedziała się prawdy? – spytał Brunetti.

– Przez lek, który zapisałam małej. Zovirax. Działa wyłącznie na opryszczkę. Pani Trevisan ma znajomego, który jest farmaceutą; podejrzewam, że nie mówiąc, o co chodzi, zapytała go, na co bierze się ten specyfik. Powiedział jej. Zovirax praktycznie nie ma innego zastosowania. Nazajutrz pojawiła się u mnie, tym razem sama. Czyniła mi obraźliwe sugestie. – Barbara Zorzi umilkła.

– Jakie?

– Oskarżyła mnie o to, że skierowałam jej córkę na skrobankę. Kiedy powiedziałam, żeby opuściła ambulatorio, złapała ze stolika pismo i rzuciła we mnie. Dwóch starszych pacjentów, czekających na swoją kolej, wzięło ją pod ręce i wyprowadziło na zewnątrz. Od tego czasu jej nie widziałam.

– Franceski też?

– Spotkałam ją kilka razy na ulicy, ale nie jest już moją pacjentką. Niedawno otrzymałam od innego lekarza list z prośbą o potwierdzenie mojej diagnozy, co też uczyniłam. Historie choroby pani Trevisan i Franceski odesłałam im wcześniej.