Выбрать главу

Eve poczuła się wykluczona i miała szaloną ochotę pójść za Spiro i Joem.

– Będzie pani wygodniej w samochodzie – powiedział grzecznie Charles Cather. – Na pewno pani zmarzła.

Eve spojrzała na grób. Tak, zmarzła, była zmęczona i czuła w sobie pustkę. Widok grobu wyprowadził ją z równowagi i musiała wziąć się w garść. Poza tym Joe nie zostawi jej na długo. Zaczęła schodzić w dół.

– Chodźmy – powiedziała. – Mam w samochodzie termos z kawą.

– Czy mogę poprosić jeszcze trochę kawy? – Charles Cather siedział na miejscu pasażera. – Strasznie tu zimno. Spiro mówi, że muszę się zahartować, ale mu tłumaczę, że do tej pory całe życie mieszkałem w południowej Georgii.

Eve dolała mu kawy.

– Gdzie w południowej Georgii?

– Valdosta. Wie pani, gdzie to jest?

– Nigdy tam nie byłam, ale słyszałam o uniwersytecie.

Był pan kiedyś w Pensacoli? Jeździłam tam z córką na wakacje.

– Owszem. Fantastyczna plaża.

– Aha. Skąd jest agent Spiro?

– Chyba z New Jersey. On dużo nie mówi o sobie. – Charles Cather skrzywił się. – Przynajmniej mnie. Jestem nowy, a Spiro pracuje w biurze od wieków.

– Joe go szanuje.

– Ja też. To doskonały agent.

– Ale go pan nie lubi?

– Tego nie powiedziałem. – Zawahał się lekko. – Spiro prawie od dziesięciu lat zajmuje się psychiką morderców. To zmienia człowieka.

– W jaki sposób?

– No… Wypala go. Tacy ludzie przebywają tylko w swoim towarzystwie. Wydaje mi się, że jeśli ktoś całymi dniami wpatruje się w morderców, trudno mu znaleźć wspólny język z kimś, kto tego nie robi.

– Pan zajmuje się czymś innym?

– Na razie. Dopiero zacząłem pracę i wciąż się uczę. Tutaj jestem na posyłki Spiro. – Upił łyk kawy i rzekł cicho: – Widziałem pani zdjęcie w gazecie.

– Tak?

– Przykro mi, jeśli to pani córkę tu znaleźli.

– Od dawna wiedziałam, że nie ma żadnej nadziei. Chcę zabrać Bonnie do domu i ułożyć ją na wieczny odpoczynek.

Kiwnął głową.

– Mój ojciec zaginął w czasie działań wojennych w Wietnamie i nigdy nie odnaleziono ciała. Nawet jak byłem dzieckiem, martwiłem się z tego powodu. To nie w porządku.

– To prawda – przyznała Eve. – Ale moja córka nie zginęła na wojnie.

– Nie? Teraz wszędzie jest wojna. Człowiek posyła dzieciaka do szkoły i nie wie, czy kolega z klasy go przypadkiem nie zastrzeli. Ktoś musi położyć temu kres. Dlatego wstąpiłem do FBI.

– Wierzę, że jest pan porządnym człowiekiem, Charlie – powiedziała z uśmiechem Eve.

– Głupio gadam, nie? Przepraszam, wiem, że w porównaniu ze Spiro jestem całkiem zielony. Czasem mi się wydaje, że uważa mnie za przedszkolaka. To mnie peszy.

Eve wiedziała, co ma na myśli. Zapewne w takiej pracy ludzie szybko się starzeją.

– Jest pan żonaty?

– Ożeniłem się w zeszłym roku – odparł, kiwnąwszy głową. – Moja żona ma na imię Martha Ann. – Jego twarz rozjaśniła się uśmiechem. – Jest w ciąży.

– Gratuluję.

– Powinniśmy trochę poczekać, ale oboje chcemy mieć dzieci. Jakoś damy sobie radę.

– Jestem tego pewna.

Eve poczuła się lepiej. Życie nie składało się wyłącznie z grobów i morderców. Byli także ludzie tacy jak Charles, Martha Ann i ich dziecko.

– Chce pan jeszcze kawy?

– Wypiłem prawie wszystko. Lepiej…

– Otwórz okno.

To był Joe z twarzą przyciśniętą do zaparowanej szyby. Eve otworzyła okno.

– Znaleźli ich – powiedział Joe. – W każdym razie znaleźli kości. Zaraz je przyniosą do centrum dowodzenia.

Eve wysiadła z samochodu.

– Dzieci?

– Nie wiem.

– Dwoje?

– Są dwie czaszki.

– Nietknięte? Joe kiwnął głową.

– Będę mogła coś zrobić. Zaprowadź mnie tam.

– Wolałbym nie.

Eve już się wspinała po stoku.

– Zaprowadź mnie.

Nosze przymocowane były do krążka linowego i Eve przyglądała się, jak je powoli wciągają na górę. Na noszach leżały dwa zawiniątka.

– Staraliście się oddzielić kości? – spytała Spiro.

– W miarę możności. Choć nie wiem, czy się nie pomieszały. Wygląda na to, że wymyła je woda z błotem.

Nosze dojechały na górę i postawiono je na ziemi. Spiro ukląkł i odwinął jedno zawiniątko.

– Co pani myśli?

– Potrzebuję więcej światła.

Eve uklękła obok Spiro. Tyle kości. Rozszczepionych i połamanych. Jak kości zwierzęcia, którego dopadły drapieżniki…

Opanuj się i bierz się do roboty. Najważniejsza jest czaszka.

Wzięła ją w dłonie i dokładnie obejrzała. Bez zębów. Joe mówił, że żadna czaszka nie miała zębów. Trzeba odsunąć od siebie wstrętny obraz mordercy wyrywającego zęby i się skoncentrować.

– To czaszka dziecka. Białego chłopca.

– Jest pani pewna? – spytał Spiro.

– Nie, nie jestem antropologiem, ale mogę się założyć, że się nie mylę. Robiłam setki rekonstrukcji twarzy dzieci w tym wieku.

Delikatnie odłożyła czaszkę i rozwinęła drugi koc. Było w nim mniej kości. Czaszka patrzyła na nią. Zabierz mnie do domu. Zaginiony. Tylu zaginionych.

– Coś się stało? – zapytał Spiro.

– Daj jej spokój, Spiro – odrzekł Joe.

Czy coś jeszcze mogło się stać na świecie, gdzie mordowano dzieci?

– Nie. – Eve wzięła do ręki czaszkę. – Biały chłopiec, może trochę starszy niż pierwszy. Obaj nie mieli więcej niż dziesięć, jedenaście lat. – Odłożyła czaszkę i wstała. – Musi to jeszcze potwierdzić antropolog sądowy. Mogę już wracać – oznajmiła.

– Najwyższemu niech będą dzięki – powiedział Joe.

– Niech pani zaczeka – przerwał Spiro. – Joe mówił mi o telefonie. Muszę z panią porozmawiać.

– To przyjedź do mnie. – Joe popychał Eve na dół. – Wracamy teraz do domu.

– Chcę z nią rozmawiać w tej chwili.

Joe obejrzał się przez ramię.

– Nie naciskaj – powiedział cicho. – Ze mną ci się nie uda, Spiro.

Robert Spiro zawahał się, a potem wzruszył ramionami.

– W porządku, nie ma sprawy. Mam tu jeszcze masę roboty.

Eve zajęła miejsce obok kierowcy.

– Nie musiałeś się tak upierać. Mogłam z nim porozmawiać.

– Wiem. – Nacisnął na gaz. – I mogłaś tam tkwić całą noc i gapić się na kości. Albo wrócić do grobu dziewczynki. Najlepiej od razu przeskocz przez wieżowiec. W ten sposób dopiero udowodnisz, że jesteś Superwoman.

Oparła głowę na zagłówku. Była strasznie zmęczona.

– Niczego nie chcę udowadniać.

– Wiem – odezwał się Joe po chwili milczenia. – Choć może wtedy byłoby łatwiej.

– Powiedział mi prawdę. Tam byli jeszcze dwaj chłopcy. O Bonnie też mógł mówić prawdę.

– Jedna prawda nie gwarantuje drugiej.

– Ale wszystko, co mówił, jest teraz bardziej prawdopodobne.

Cisza.

– Tak.

– Jeśli to prawda, przez cały czas był na wolności. Chodził, oddychał, cieszył się życiem. Kiedy stracono Frasera, miałam przynajmniej tę pociechę, że ukarano mordercę Bonnie. A to nieprawda.

– Za szybko wyciągasz wnioski.

Eve była jednak przekonana, że ma rację.

– Fraser przyznał się do zabicia dwóch chłopców: Johna Devona i Billy’ego Thompkinsa.

– Pamiętam.

– Wystarczy zidentyfikować jednego z nich, aby wiedzieć, że ten człowiek rzeczywiście kontaktował się z Fraserem. Chcę, żebyś namówił Spiro, aby dał mi jedną z czaszek do rekonstrukcji.

– Wiesz, jak to jest z biurokracją. FBI robi wszystko po swojemu.

– Znasz Spiro. Pracowałeś w FBI. Potrafisz to załatwić.