Выбрать главу

– Rano wszystko lepiej wygląda.

– Niekoniecznie. Wydaje mi się, że masz asa w rękawie, o którym nie chcesz mi powiedzieć.

Eve pomachała mu ręką.

– Do widzenia, Mark. Będę w kontakcie.

Mark się mylił, wcale nie była pewna siebie. Przeciwnie – bała się i miała mnóstwo wątpliwości. To, co Mark wziął za pewność siebie, było jedynie małym promykiem nadziei.

Nadziei, którą zamierzała wykorzystać.

Czekał na parkingu na lotnisku w Birmingham.

– Ty wariatko! – Logan przytulił do siebie Eve i mocno ją pocałował. – Joe jest kompletnym idiotą, skoro pozwolił ci się w to zaangażować.

– Joe nie miał z tym nic wspólnego. – Eve cofnęła się o krok i spojrzała na Logana, dzięki któremu odzyskała poczucie bezpieczeństwa. – On o niczym nie wie.

– To dlatego, że chcesz kryć głupiego drania.

– Nie rozmawiajmy o Joem. – Gestem przywołała Jane, która siedziała w samochodzie. – Przywiozłeś mi dokumenty?

Podał jej skórzaną torebkę.

– Gotówka, lipne świadectwa urodzenia, dwie karty kredytowe i prawo jazdy.

– Czy on jest oszustem? – spytała Jane. Logan rzucił na nią okiem.

– To zależy, kogo spytasz.

– Na ulicach sprzedają fałszywe dokumenty każdemu, kto ma forsę.

– Ja nie sprzedaję, lecz kupuję. Powinnaś się cieszyć, że udało mi się to wszystko kupić w tak krótkim czasie.

– To jest John Logan, Jane. Nie jest oszustem, tylko poważanym biznesmenem.

– To o nim mówiłaś, że nam pomoże?

– Nie mogłybyśmy wsiąść do samolotu bez fałszywych dokumentów.

– Załatwiłem dla was miejsce, gdzie możecie się zatrzymać, na przedmieściach Phoenix. Będzie was pilnować dwóch moich najlepszych ochroniarzy. – Wziął Eve za łokieć. – Chodźmy.

– Tutaj się pożegnamy – powiedziała, nie ruszając się z miejsca. – Nie chcę być widziana w twoim towarzystwie, Loganie.

– Pożegnamy się, jak dolecimy do Phoenix. Czeka na nas prywatny samolot. W ten sposób nikt cię nie rozpozna.

– Nie – zaparła się Eve. – Kiedy zadzwoniłeś wczoraj w nocy, zgodziłam się, abyś mi pomógł, ale nie chcę od ciebie niczego więcej.

– Za późno – powiedział z uśmiechem. – Takie sprawy nie robią na mnie wrażenia. Patrz i podziwiaj.

– Nie chcę na ciebie patrzeć. Nie chcę, żeby ktoś jeszcze został zamieszany w tę cholerną sprawę.

Logan przestał się uśmiechać.

– Posłuchaj, Eve. Nie zamierzam się wycofywać, kiedy masz kłopoty. Powinnaś była wcześniej się ze mną skontaktować, a tak dowiedziałem się o wszystkim od jednego z moich współpracowników w Atlancie.

– Od jednego ze współpracowników? – powtórzyła Eve. – Czy kazałeś mnie obserwować, Loganie?

– Trzymam rękę na pulsie. – Logan zacisnął usta. – Nie byłem pewien, do czego zdolny jest Joe tylko po to, żeby cię tu zatrzymać.

– Joe jest moim przyjacielem i nie…

– Dobrze, dobrze. – Podniósł rękę do góry, aby ją powstrzymać. – Cieszę się, że to ja mogę ci pomóc. Szkoda, że go nie zobaczę. Chętnie zagrałbym mu na nosie.

– On ma więcej do stracenia. Jest gliniarzem, a ty…

– A ja jestem tylko jednym z wielu bogaczy. – Popchnął ją w stronę wyjścia z parkingu. – I mam dość pieniędzy, żeby ci pomóc. Dlatego musisz mnie wykorzystać, rozumiesz? – Rzucił okiem na Jane, która szła obok. – Mam rację, mała?

Jane przyglądała mu się przez chwilę.

– Tak. Wykorzystaj go, Eve. Logan lekko się zdziwił.

– Nieźle, mała.

– Nie wykorzystuję ludzi, jeśli to nie jest absolutnie konieczne – odparła z godnością Eve.

– Dlaczego nie? – spytała Jane. – On sam tego chce. Może się nam przydać.

– Rozsądnie myślące dziecko – pochwalił ją Logan. – Może chciałabyś wziąć udział w moim programie szkoleniowym? Mam wielu pracowników, którzy…

– Podlizujesz mi się? – Jane spojrzała na niego z niesmakiem. – Wykorzystaj go, Eve.

– Dziecko najwyraźniej uważa, że do niczego innego się nie nadaję – mruknął. – Wykorzystaj mnie, Eve.

– Możesz nas zabrać do Phoenix – powiedziała Eve zrezygnowanym tonem. – A potem odczep się ode mnie.

– Porozmawiamy o tym w Phoenix – obiecał.

Rozdział dziesiąty

Było już prawie ciemno, kiedy Logan podjechał pod mały dom z czerwonym dachem niedaleko Scottsdale. Eve spostrzegła zarysy domu przez gęstą zasłonę z drzew i ozdobną bramę w hiszpańskim stylu.

Logan wysiadł z samochodu i otworzył bramę, wystukawszy numer na tabliczce w murze.

– W szufladzie w przedpokoju są dwa piloty – poinformował Eve, wracając do samochodu. – Weź je, żebyś nie musiała wysiadać z samochodu. W chacie na północ od domu mieszkają dwaj ochroniarze: Herb Booker i Juan Lopez. Regularnie będą obchodzić cały teren, ale nie będą cię niepokoić, chyba że naciśniesz na alarm.

– Gdzie są guziki alarmowe?

– W kuchni, w głównej łazience, w sypialni i w dużym pokoju koło telefonów. Zawsze będziesz miała któryś z nich pod ręką.

– Dobrze znasz rozkład domu.

– Korzystam z niego, kiedy prowadzę tu rozmowy służbowe. Trochę zabezpieczeń nigdy nie zawadzi.

– Jesteś pewna, że on nie jest oszustem? – spytała Jane.

– Rozkoszny z ciebie dzieciak – powiedział rozbawiony Logan.

– Jestem pewna. – Eve wysiadła z samochodu. – On jest taki jak politycy. Zawsze muszą mieć jakąś ochronę.

– Trafiony. – Logan otworzył drzwi wejściowe. – Znając twoją opinię o politykach, wolę, abyś mnie uważała za oszusta. Dlaczego nie wierzysz, że istnieją uczciwi i porządni politycy?

– Niech każde z nas zostanie przy swoim zdaniu. – Popchnęła Jane przodem i odwróciła się do Logana. – Dziękuję. Do widzenia.

– Tu są dwa pokoje gościnne.

– Do widzenia.

– Poszukam kuchni i zrobię kanapki – powiedziała Jane.

– Widzisz, nawet ona nie mogła słuchać, jak mnie wyrzucasz. Myślę, że Jane mnie lubi. Fajna dziewczyna.

– Tylko ty potrafisz przyjąć obojętność za sympatię. – Eve skrzyżowała ręce na piersiach. – Do widzenia.

– Wcale nie jest obojętna. Nawiązalibyśmy dobry kontakt, gdybyśmy mieli okazję lepiej się poznać. Trochę mi przypomina ciebie, kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy.

– Zupełnie nie jest do mnie podobna! – wykrzyknęła gwałtownie Eve.

Logan gwizdnął cicho.

– Najwyraźniej powiedziałem coś nie tak.

– Idź już, proszę.

Uśmiechnął się i pogłaskał ją po policzku.

– Idę. Cieszę się, że tak bardzo dbasz o moje bezpieczeństwo.

Joe się nie cieszył. Joe był wściekły i nierozsądny.

– Czy jeszcze coś mogę dla ciebie zrobić?

– Pewnie jest tu komputer z różnymi programami.

– Nie żartuj, przecież jestem producentem komputerów. Poza tym jest tu duża biblioteka.

– Nic więcej mi nie trzeba.

– W dwóch głównych sypialniach znajdziesz ubrania dla siebie i dla Jane. Nie jestem pewien, czy dla niej będzie to właściwy rozmiar. Jest trochę mała jak na dziesięciolatkę.

– Jest dość duża, aby robić wrażenie.

– Zauważyłem. – Pochylił się i pocałował Eve. – Jadę. Jeśli będę ci potrzebny, znajdziesz mnie w Camelback Inn.

– Do cholery, Loganie, myślałam, że wracasz do Monterey.

– Wiem. – Zaczął schodzić po schodkach. – Zostawię ci ten wypożyczony samochód. Pójdę do chaty ochroniarzy i poproszę jednego z nich, aby odwiózł mnie do hotelu.

– Posłuchaj mnie, Loganie. Przyjęłam już od ciebie więcej, niż powinnam. Będę miała okropne wyrzuty sumienia, jeśli ci się coś stanie.