Выбрать главу

Wczoraj chciał zostać w laboratorium razem z Sungiem. Dał technikowi swój numer telefonu. Spiro skończył rozmawiać i ruszył do drzwi.

– Zacznę sprawdzać Grunarda. Nie wiem, co nam to da. Trudno powiedzieć, ile razy rodził się na nowo i zmieniał osobowość. Wracajcie do domu i czekajcie.

Grunard.

Przez całą drogę do domu Eve myślała, że to on jest Donem. Był przy niej przez cały czas i nie czuła nawet cienia podejrzenia. Obwiniała się, że nie dość często podawała mu nowe informacje. A on ostrzegł ją, aby nie pozwoliła Donowi zobaczyć się razem z Jane w Phoenix.

Czuła się tak, jakby ją ktoś kopnął z całej siły w żołądek.

– Jane. Zostawiła Jane samą.

– Jak daleko…

– Cholera! – Joe nacisnął na gaz. – Nie martw się. Już prawie jesteśmy w domu.

Wjechali przez bramę i Eve natychmiast wyskoczyła z samochodu i pobiegła do domu.

– Eve, zaczekaj! – Joe biegł tuż za nią.

Jane była bezpieczna. Pilnowało ją dwóch ochroniarzy, Sarah i Monty.

Ale Don dostał się jakoś na werandę chaty Joego nad jeziorem.

Przeskakiwała po dwa stopnie.

Z rozmachem otworzyła drzwi pokoju Jane.

Łóżko było rozścielone, puste.

– Sprawdźmy u Sarah – powiedział za jej plecami Joe.

Rozespana Sarah usiadła na łóżku, kiedy wtargnęli do jej pokoju.

– Co się stało?

– Jane. Nie mogliśmy znaleźć… – Eve z ulgą przysiadła na łóżku Sarah. – Dzięki Bogu.

Jane spała zwinięta w kłębek obok Monty’ego, na kocu na podłodze, przy łóżku Sarah.

– Przyszła parę godzin temu – wyjaśniła Sarah. – Powiedziała, że śniło jej się coś złego o Montym, i spytała, czy może zostać. Nic nie szkodzi, prawda?

Eve kiwnęła głową, starając się zapanować nad bijącym jak oszalałe sercem.

– Nic nie szkodzi. Tylko się przestraszyłam. Przepraszam, że cię obudziłam.

– Nie ma sprawy. Eve i Joe wyszli.

– Boże, ale się przeraziłam! – powiedziała Eve.

– Ja też. – Joe objął ją ramieniem. – Chodź, zrobimy sobie kawy. Przyda mi się zastrzyk z kofeiny.

Sarah weszła do kuchni godzinę później.

– Co się właściwie dzieje? – spytała, ziewając. – Próbowałam jeszcze zasnąć, ale nie mogłam, bo zaczęłam myśleć.

– Nie chcieliśmy zawracać ci głowy – odparł Joe, nalewając Sarah kawy.

– Nie przeszkodziliście Jane i Monty’emu. Oboje nadal śpią. – Wypiła łyk kawy. – Snem niewinnych. To wspaniała rzecz. Dlaczego bałaś się o Jane?

Nim wszystko jej opowiedzieli, Sarah wypiła dwie filiżanki kawy. Oparła się wygodniej w krześle.

– A więc to prawie koniec – podsumowała.

– Skończy się, jak on będzie martwy albo przynajmniej za kratkami – powiedziała Eve.

– Ale teraz macie już twarz i nazwisko. Jeśli uda mu się wymknąć FBI, pokażą go w telewizji w programie „Poszukiwani” albo w czymś takim. Ktoś zawsze znajduje morderców.

– W twoich ustach brzmi to bardzo prosto – powiedział sucho Joe.

– Jestem bardzo prostą osobą – odparła z uśmiechem Sarah. – To dlatego, że mieszkam z psami. Wszystko jest czarne albo białe, a do celu idziesz najprostszą drogą. Dlatego zajmuję się ratownictwem, a nie pracuję w policji, tak jak ty, Joe. Nie mogłabym wytrzymać…

Zadzwonił telefon. Eve podniosła słuchawkę aparatu wiszącego na ścianie w kuchni.

– Uciekajcie stamtąd – rzekł Spiro. – Powiedz Joemu, aby zabrał stamtąd Jane i ciebie.

– Dlaczego? Czy Don…?

– Nie, nie ma śladu Dona. Ale policja z Phoenix będzie tam lada chwila.

– Dlaczego? Czy ktoś mnie rozpoznał na miejscu wypadku?

– Dostali anonimowy telefon z informacją, gdzie cię można znaleźć. Zgadnij, kto to dzwonił.

– Grunard.

– Tak. Najwyraźniej chcę cię wykurzyć z fortecy.

– I to mu się udaje. – Starała się szybko myśleć. – Ale jeśli zamkną mnie w więzieniu, nie będzie mógł…

– Jane nie zamkną w więzieniu. Wróci do domu opieki społecznej w Atlancie.

Jeśli Jane wróci pod skrzydła opieki społecznej, znajdą się w punkcie wyjścia.

– Ile mamy czasu?

– Zero. Uciekajcie od razu.

Eve odłożyła słuchawkę.

– Policja z Phoenix jest w drodze tutaj. Dostali informację o mnie i o Jane. – Odwróciła się do Sarah. – Bierz Monty’ego i wyjeżdżajcie. Zadzwoń do Logana i powiedz mu, co się stało.

Sarah ruszyła do drzwi.

– Już jadę.

Eve kiwnęła głową.

– Idę po Jane. Spakuj trochę naszych rzeczy, Joe.

Zdążyli dotrzeć do bramy. Kiedy się przed nimi otworzyła, zobaczyli migoczące światło policyjnego samochodu wyjeżdżającego zza rogu, i Joe zaklął pod nosem.

– Wysiadaj – rzuciła Eve.

– Co?

– Wyskakuj i schowaj się w krzakach. Im zależy na mnie i na Jane.

– I miałbym was zostawić?

– Będę w więzieniu. Ty będziesz musiał upilnować Jane.

Joe znów zaklął, ale posłusznie wyskoczył i schował się w krzakach na podjeździe. Eve przesunęła się za kierownicę i wyjechała za bramę.

Światła samochodu policyjnego niemal ją oślepiły, a samochód zablokował jej drogę.

– Wpakowałaś nas w niezłe kłopoty – rzekł Logan. – A w więziennych ciuchach zupełnie nie jest ci do twarzy.

– Nie powinieneś był tu przyjeżdżać. – Eve pochyliła się i spojrzała na niego przez szybę. – To są moje kłopoty, nie twoje.

– Nieprawda. Dobrze cię traktują?

– Tak jak każdego przestępcę. Jestem tu od dwudziestu czterech godzin i to wystarczy, abym już nigdy w życiu nawet nie przeszła przez ulicę na czerwonym świetle. Mam natomiast dużo czasu na myślenie. – Zacisnęła mocniej splecione dłonie. – Chyba tego właśnie chciał Grunard. Chciał mi udowodnić, że nawet jeśli musi uciekać, nadal może wpływać na moje życie. Chciał, abym czuła się bezradna i martwiła o Jane. I to mu się udało. Omal nie zwariowałam w nocy. Czy Sarah do ciebie dzwoniła? Logan kiwnął głową.

– Kazała mi, żebym zrobił coś pożytecznego i wyciągnął cię stąd za kaucją.

– Jestem oskarżona o porwanie dziecka, Loganie. Nigdy się na to nie zgodzą.

– Nie wiadomo. Istnieją pewne okoliczności łagodzące. Barbara Eisley nie upiera się przy oskarżeniu, a ty nie jesteś bardzo groźną przestępczynią. – Urwał. – Oczywiście byłoby lepiej, gdybyś im powiedziała, gdzie jest Quinn. Chcieliby zadać mu parę pytań w związku z tobą.

– Nie mam pojęcia, gdzie on jest.

– A gdybyś wiedziała, to i tak byś nie powiedziała. – Logan wstał. – Muszę teraz pójść i poszukać jakiegoś sędziego w tym mieście albo w Atlancie, na którego mógłbym wywrzeć pewien wpływ.

– Gdzie jest Jane, Loganie?

– W miejscowym ośrodku rodzinnym. Zawiozą ją do Atlanty, jak tylko przyjedzie po nią pracownik społeczny. Spiro powiedział, żebym ci przekazał, iż jego ludzie jej pilnują.

– To za mało.

– Grunard się ukrywa.

– Daleko nie ucieknie. Koniec jego gry jest już bardzo blisko. Gdyby całkiem gdzieś uciekł, to by oznaczało, iż przegrał. A na to nie pójdzie. Jeśli nie będzie mógł dopaść mnie, zabije Jane – powiedziała po krótkiej pauzie. – To dla niego logiczny ruch. Chciałby mieć nas obie, ale zadowoli się Jane, bo wie, że mnie zrani.

– Jesteś pewna, że tak uważa?

– Oczywiście – odparła z ponurym uśmiechem. – Drań nawet mnie ostrzegał, abym nie dopuściła do tego, żeby Don zobaczył nas razem, mnie i Jane.

– To miłe. – Spojrzał na nią zmrużonymi oczyma. – Właściwie mam ochotę, aby cię tu na jakiś czas zostawić. Przynajmniej nic ci nie grozi.

– A Jane jest celem mordercy.

– Mogę jej zapewnić ochronę.