Выбрать главу

– Miała zapewnioną ochronę w domu opieki społecznej i Don potrafił ją tam dosięgnąć. – W głosie Eve dźwięczała desperacja. – Jeśli możesz mnie stąd wydostać, zrób to, Loganie. Nie wiem, jak szybko zacznie on działać.

– Nie podoba mi się… – Potrząsnął głową.

– Błagam.

Zaklął i wstał gwałtownie.

– Zobaczę, co się da zrobić. To może nie być dzisiaj. Może dopiero za dwadzieścia cztery godziny.

Eve wstała także. Strażniczka ruszyła w jej stronę, aby ją zabrać do celi.

– Pospiesz się, proszę.

Jeszcze dwadzieścia cztery godziny!

Słowa dźwięczały jej w uszach, gdy wracała do celi długim korytarzem. Każda godzina opóźnienia przerażała ją na śmierć. Jak długo Grunard będzie czekał?

Może wszystko jakoś się rozwiąże. W końcu Joe pilnuje Jane. Nie da jej zrobić krzywdy.

A Grunard będzie pilnował Joego. Będzie wiedział, że Joe pilnuje Jane. Co znaczy, że najpierw spróbuje wyeliminować Joego.

Na samą myśl oblał ją zimny pot.

„Postaram się nie ryzykować, jeśli nie będę musiał. Nigdy nie zależało mi bardziej na życiu niż w tej chwili”.

A ona narażała go teraz na tak straszne ryzyko. Zrobiła z Joego cel mordercy.

Kiedy drzwi celi zatrzasnęły się za nią z hukiem, opanowała ją panika. Była zamknięta i całkowicie bezradna.

Tylko spokojnie – pomyślała. Zamknęła oczy i głęboko odetchnęła. Grunard chciał, żeby zaczęła panikować. Przypuszczalnie siedział gdzieś i wyobrażał sobie ją w celi, podniecając się jej strachem i frustracją.

Nie da mu tego, czego chciał. Spokojnie zapanuje nad paniką, powstrzyma emocje, zachowa się logicznie.

Dwadzieścia cztery godziny.

Spędzi ten czas, rozmyślając o Grunardzie, rozpatrując każdą ich wspólnie spędzoną minutę, każdą rozmowę z ostatnich tygodni. Postara się odszukać coś, co mogłoby jej pomóc, słabość, którą mogłaby wykorzystać. Będzie udawać, iż Grunard jest jedną z jej czaszek, którą należy wymierzyć, a potem zrekonstruować. Użyje swych talentów, umysłu i instynktu.

Usiadła na pryczy i oparła się plecami o ścianę.

Nie zbliżaj się do ludzi, których kocham, Donie. Ciesz się z tego, że przerażona i ogłupiała siedzę w więzieniu.

Może jednak będę miała dość czasu, aby znaleźć sposób na wygranie twojej przeklętej gry.

Zwolniono ją za kaucją o trzynastej czterdzieści pięć następnego dnia. Logan czekał pod więzieniem.

– Dobra wiadomość: chyba odstąpią od oskarżenia. Spiro wywiera delikatny nacisk na Barbarę Eisley. – Urwał. – Dopóki jednak wszystko nie zostanie wyjaśnione do końca, nie możesz się kontaktować z Jane. Jednym z warunków twojego zwolnienia z więzienia jest to, że nie będziesz się do niej zbliżać ani w żaden sposób próbować się z nią widzieć. Jeśli nie dotrzymasz tego warunku, natychmiast wrócisz do paki.

– Tego się spodziewałam. Jak się ma Jane?

– Dobrze. Mój człowiek pilnuje domu, w którym teraz jest. – Wziął ją pod ramię i poprowadził w dół schodami. – Dziś przyjeżdża pracownik socjalny z Atlanty, który ją stąd zabierze.

– Kiedy dokładnie?

– Dziś wieczorem.

– A zatem wyjedziemy zapewne jutro rano.

Logan otworzył jej drzwi samochodu, unosząc w górę brwi.

– Jesteś nadzwyczaj spokojna.

– Wcale nie. – Wsiadła do samochodu. – Jestem śmiertelnie przerażona.

– Wyglądasz inaczej niż wczoraj wieczorem – powiedział, obchodząc samochód.

Eve wyjęła telefon i wystukała numer Joego. Jego głos brzmiał cudownie.

– Wyszłam – powiedziała.

– Dzięki Bogu! – Sprawy zaczynają się toczyć.

– Skoro wyszłaś, to coś musi się dziać.

– Zadzwonię. – Rozłączyła się.

– To był Quinn?

Kiwnęła głową.

– Ale nie masz pojęcia, gdzie on jest, co? – Logan uśmiechnął się sarkastycznie.

– Nadal tego nie wiem. Wiem tylko, że pilnuje Jane. Logan zmienił temat.

– Dokąd chcesz jechać?

– Z powrotem do twojego domu. Muszę popracować.

– Popracować?

– Wykonać parę telefonów i wejść do Internetu.

– Mam nadzieję, że nie zamierzasz wynająć płatnego mordercy, aby zabił Grunarda.

– Świetny pomysł. – Eve potrząsnęła głową. – Ale nie to chcę zrobić.

– Czy mogę ci pomóc?

– Oczywiście.

Sarah Patrick czekała na Eve w korytarzu.

– Witaj! – zawołała i rzuciła okiem na Logana. – Raz się coś panu udało.

– Musiałem się pani posłuchać. Bałem się Monty’ego. – Odwrócił się do Eve. – Za parę godzin dostaniesz to, co chcesz, dobrze?

– Dzięki, Loganie. Jestem twoją dłużniczką.

– Przyjaciele nigdy nie są dłużnikami – odparł z uśmiechem. – Pamiętaj o tym.

– A czy mogę być wdzięczna?

– Odpowiedź jest taka sama – powiedział i wyszedł.

A jednak była jego dłużniczką – pomyślała, idąc do biura. I zadłuży się jeszcze bardziej, jeśli Logan zdobędzie dla niej informacje, na których jej zależało.

Sarah szła tuż za nią.

– Chyba jesteś trochę zdenerwowana. Czy mogę coś dla ciebie zrobić?

– Zadzwoń do biura opieki społecznej i sprawdź, czy z Jane wszystko w porządku.

– Dzwonię tam kilka razy dziennie – odpowiedziała Sarah. – Chciałam się z nią zobaczyć, ale nas nie wpuścili.

– Szkoda. Widok Monty’ego dobrze by jej zrobił.

– Tak właśnie myślałam. Jadłaś obiad? Eve potrząsnęła głową.

– Nie jestem głodna. Mam robotę.

– Naprawdę? – zdziwiła się Sarah. – Wyglądasz na zdenerwowaną.

– Logan mówił, że jestem bardzo spokojna.

– Z pozoru. Pod spodem buzujesz jak wulkan. Chcesz mi o tym opowiedzieć?

– Nie, ale chyba znalazłam sposób, aby go pokonać.

Zrobione.

Eve odsunęła krzesło od biurka, na którym stał komputer, i zakryła oczy drżącą ręką.

Mam cię, Donie. Mam cię.

Zadzwonił jej telefon.

– Pracownik z Atlanty, James Parkinson, i Jane właśnie wsiedli do samochodu policyjnego i jadą na lotnisko – poinformował Joe. – Jadę za nimi.

– Nie sądziłam, iż wyjadą jeszcze dziś wieczorem.

– Ja też nie. Parkinson wszedł i po kwadransie wyszedł. Zadzwonię z lotniska.

Eve usiłowała zebrać myśli. To, że pracownik socjalny chciał jak najszybciej zabrać Jane z Phoenix, skoro Eve wyszła z więzienia, było logiczne. Ale Jane poza domem i na drodze groziło więcej niebezpieczeństw.

Skręcona kupa żelastwa na dnie przepaści.

To się nie mogło zdarzyć po raz drugi. Poza tym Joe jechał za nimi.

Don też.

James Parkinson.

Zadzwoniła do Joego.

– Skąd wiesz, że ten Parkinson jest pracownikiem socjalnym z Atlanty?

– Policja przekazała wiadomość opiece społecznej i złapałem ją na moim radiu.

– Jak on wygląda?

– Czarny, potężnie zbudowany, z okrągłą twarzą. Musiał pokazać jakiś dokument zarówno opiece społecznej, jak i policjantom w samochodzie, którym jadą na lotnisko.

– Dokumenty mogą być fałszywe. Grunard miał czas, aby wszystko przygotować. – Niemniej poczuła się trochę lepiej. – Pilnuj ich, Joe.

– Przecież wiesz.

– Na pewno się cieszysz, że wracasz do domu, młoda damo – zagadał oficer Rivera, oglądając się do tyłu.

Jane milczała.

– Mam córkę mniej więcej w twoim wieku. Gra w siatkówkę.

Jane wyglądała przez okno, odcinając się od Parkinsona i dwóch policjantów. Odkąd wsiadła do samochodu, nie odezwała się ani jednym słowem. Biedny dzieciak – pomyślał oficer Rivera. Spojrzał na Parkinsona.

– Nic jej się nie stanie, prawda?

Parkinson kiwnął głową i błysnął białymi zębami w ciemnej twarzy.