Выбрать главу

Eve się nie poruszyła.

– Albo je podniesiesz, albo zrobię Jane coś naprawdę bardzo złego, zanim dam jej świecę.

Eve zawahała się, a potem podeszła do Grunarda. Ileż musiał wycierpieć! – pomyślała. Wyraz jego twarzy…

– Podnieś je i chodź tutaj.

Nadal stał w cieniu. Jeśli tam pozostanie, Eve nie ma żadnej szansy. Podniosła czarne świece.

– A teraz chodź w moją stronę.

Powoli ruszyła w jego kierunku.

Jeden krok.

Dwa. Trzy.

– Pospiesz się. Chciałbym jak najprędzej… Rzuciła mu świece w twarz.

– Eve!

Zaczęła biec.

Z cienia do oświetlonego świecami kręgu, gdzie kiedyś stał namiot.

– Nie uciekaj, Eve, gra się skończyła.

Obejrzała się przez ramię. Biegł za nią.

Szybko!

Był coraz bliżej.

Szybciej!

Z ciemności.

Do światła.

Pojedynczy strzał rozdarł nocne powietrze.

Spiro drgnął gwałtownie, potknął się i upadł na kolana.

Nóż wypadł mu z dłoni.

Spojrzał z niedowierzaniem na własną pierś, skąd wypływała pulsująca krew.

– Eve?

Odwróciła się do niego.

– Dopiero teraz gra się skończyła, ty skurwysynu. Dotknął piersi i cofnął rękę. Była powalana krwią.

– Kto…?

– Joe.

– Nie, przeszukałem to miejsce, nim zapaliłem świece. Nie miał się gdzie schować…

– Był snajperem w jednostce specjalnej w wojsku. Kiedyś mi mówił, że trafia do celu z odległości dziewięciuset metrów. Do tego drzewa na zboczu jest niecałe czterysta metrów. Wiedziałam, że cię dostanie, jeśli tylko będzie mógł cię zobaczyć, Spiro.

Otworzył szerzej oczy.

– Wiedziałaś… – zaczął i przewrócił się na ziemię. Podeszła bliżej i uklękła przy nim.

– Gdzie jest Jane?

– Odpieprz się.

– Niedługo umrzesz, Spiro. Teraz możesz mi powiedzieć. Dla ciebie to już żadna różnica.

– Jest… pewna… różnica. Skąd… wiedziałaś?

– Wykonałeś anonimowy telefon na policję i zapakowali mnie do więzienia. Spędziłam tam czterdzieści osiem godzin. Przez pierwsze dwadzieścia cztery godziny byłam przypadkiem psychicznym. Zachwyciłbyś się, gdybyś mnie zobaczył. Potem zrozumiałam, że dzięki temu ty zyskujesz przewagę. Następną noc spędziłam na rozmyślaniach. Doszłam do wniosku, że muszę jakoś odnaleźć Grunarda. Starałam się oddzielić wszystko inne, tak jak robię, kiedy pracuję nad rekonstrukcją czaszki, i skoncentrować się na faktach. Zaczęłam od czegoś, co mnie zaniepokoiło, gdy się o tym dowiedziałam, ale potem o tym zapomniałam, jak zobaczyłam zdjęcie.

– Charlie powiedział, że Sung był ogromnie podekscytowany, mówił coś o przesunięciach i o spektrum, i zanim postanowił, że musi się ze mną zobaczyć, gdzieś najpierw zadzwonił. Mógł dzwonić do Grunarda, jeśli jednak rozpoznał Grunarda na zdjęciu jako mordercę, po co miałby to robić? Nie, to musiało być coś innego. Poprosiłam Logana, żeby się dowiedział, dokąd dzwonił Sung. To był „Multiplex”, jedno z przedsiębiorstw zajmujących się cyfrowymi reprodukcjami na Zachodnim Wybrzeżu. Sung chciał sprawdzić to, co zobaczył na zdjęciu. Wprawdzie działo się to w środku nocy, ale w takich dużych firmach często ktoś w nocy pracuje. Okazało się, że wcześniej wysłałeś zdjęcie do „Multipleksu”, żeby wkleili w nie fotografię Grunarda, tak abym mogła ją „odkryć”. Dlatego zwlekałeś z pokazaniem nam tego zdjęcia.

– I się udało.

– Nie wiedziałeś, że Sung był bardzo zdolny. Znane firmy, takie jak „Multiplex”, opracowują własne programy komputerowe i różnica w przesunięciu spektrum światła jest bardzo charakterystyczna, jak odcisk palca. Sung rozpoznał przesunięcie i wiedział, że ktoś przy tym zdjęciu manipulował. „Multiplex” może by się i nie przyznał do tej konkretnej roboty, ale nie mieli powodu, aby się wypierać technicznych aspektów swoich programów. Czy Charlie zadzwonił do ciebie z laboratorium po telefonie do mnie?

– Oczywiście. Dobrze go wytrenowałem.

– A potem go zabiłeś. Co byś zrobił, gdyby Joe tam nie zszedł i nie odzyskał zdjęcia? Czy ta druga odbitka, którą rzekomo posłałeś do Quantico, nagle by się znalazła?

Nie odpowiedział. Oddychał z coraz większym trudem.

– Ale to były tylko przypuszczenia i musiałam je zweryfikować. W „Multipleksie” nie chcieli ze mną rozmawiać. Prawdopodobnie powiedziałeś im, że to poufna sprawa, a każdy słucha się FBI. Wzięłam więc tę fotografię i sama się nią zajęłam. Nie miałam takiego wyposażenia ani doświadczenia jak Sung, zrobiłam zatem cyfrowe połączenie twarzy twoich braci. – Uśmiechnęła się ponuro. – I co się ukazało ku memu zdziwieniu? Twoja podobizna.

– To kłamstwo. Wcale nie jesteśmy do siebie podobni.

– Masz rację i to mi pomogło. W ten sposób mogłam stworzyć całkowicie odrębną twarz. W prognozowaniu wieku u dzieci często wykorzystuję zdjęcia starszych członków rodziny. Kiedy studiowałam w Ośrodku Zaginionych Dzieci, robiłam kombinacje różnych twarzy z jednej rodziny, żeby sprawdzić, co z tego wyjdzie. Nawet jeśli członkowie rodziny nie byli do siebie podobni, podobieństwa wychodziły w połączeniach. Twarz, którą otrzymałam, nie była bardzo podobna do ciebie, ale jednak coś z ciebie w niej było, a kiedy ją „postarzyłam”, efekt był jeszcze pełniejszy. I dlatego zaczęłam się ponownie zastanawiać nad wszystkimi wydarzeniami.

– Nie popełniłem… żadnych… błędów. Na pewno… nie.

– Nie, byłeś niemal doskonały. Ale zawsze tkwiłeś gdzieś przy mnie, bliżej lub dalej.

– Tak jak Grunard.

– Owszem. Nie zgadzało mi się coś z rozmową z Donem, kiedy byłeś razem ze mną w chacie Joego, ale później zdałam sobie sprawę, iż to nie była prawdziwa rozmowa. Don wygłosił krótkie stwierdzenie i się rozłączył. Alibi nagrane na taśmie i nastawione na określoną godzinę. Bardzo sprytnie. Potrząsnęła głową.

– Kiedy w końcu doszłam do wniosku, że ty jesteś Donem, wiele spraw się wyjaśniło. Wiele razy kierowałeś Joego i mnie w niewłaściwym kierunku i oszukiwałeś. Niczego nie podejrzewaliśmy, pracowałeś przecież w FBI.

– Strasznie jesteś z siebie dumna. – Twarz Spiro przybrała złośliwy wyraz. – Nie wygrałaś. Ja nie umrę. Czuję się coraz lepiej. Przeżyję i co najwyżej powiedzą, że jestem szaleńcem.

– Nie przeżyjesz.

Spojrzała w górę i zobaczyła przy sobie Joego, wpatrującego się w Spiro.

– Jeśli jest najmniejsza choćby szansa, że mógłbyś przeżyć, wpakuję ci następną kulę, nim zjawi się tu policja – powiedział Joe. – Już teraz byłbyś martwy, gdybym zaryzykował strzał w głowę, ale byłeś za blisko Eve.

– Bliżej niż ty. Bliżej niż ktokolwiek. O tobie zapomni. O mnie nie zapomni nigdy. – Przeniósł wzrok na Eve. – Dziewczynka umrze. Dobrze ją ukryłem, a w nocy jest tu bardzo zimno. Nie ma płaszcza i jest związana. Nie znajdziesz jej tak szybko.

– Kłamiesz. Sarah i Monty już jej szukają. Na pewno ją znajdą – powiedziała Eve, choć poczuła dreszcz strachu.

– A może cię oszukałem? Wiedziałem, że masz Sarah i Monty’ego. Powinnaś sama wiedzieć, że nigdy nie przyjmuję niczego za pewnik. A, widzę, że się boisz. Nie jesteś taka…

– Czy mogłabyś zejść na dół i zaczekać w samochodzie? – spytał Joe. – Najwyższy czas pożegnać się z draniem.

– Ona ci na to nie pozwoli. Nadal ma zbyt miękkie serce. – Spiro uniósł się lekko w górę. – Dziewczynka umrze, ale ja będę żył na wieki. Będę żył… – Krew wytrysnęła mu z klatki piersiowej. – Zatamuj krwawienie, Eve wiesz, że nie możesz pozwolić mi umrzeć.

– Odpieprz się – powiedziała, wstając.

– Musimy zawiadomić lokalną policję, a potem zadzwonić do Sarah, aby sprawdzić, czy znalazła już Jane – zwróciła się do Joego.