Выбрать главу

Niall pokiwał ponuro głową. Od czasu Pęknięcia Świata nie było już mężczyzn Aes Sedai, jednak te kobiety, które rościły sobie prawo do tego tytułu, nadal potrafiły wystarczająco napsuć krwi. Bez przerwy paplały o swych Trzech Przysięgach: nie wypowiadać żadnych słów, które nie są prawdą; nie wytwarzać żadnej broni, dzięki której człowiek mógłby zabić człowieka; używać Jedynej Mocy jako broni wyłącznie przeciwko Sprzymierzeńcom Ciemności i Pomiotowi Cienia. Teraz wszak okazało się, ile warte są te przysięgi, odsłoniło się zawarte w nich kłamstwo. Zawsze uważał, że nikt nie może pragnąć mocy, którą władały, nie rzucając jednocześnie wyzwania Stwórcy, a to równało się służbie dla Czarnego.

— Ale nie wiesz niczego o tych, którzy zdobyli Falme i wybili połowę jednego z mych legionów?

— Lord Kapitan Bornhald mówił, że nazywają się Seanchanami, mój Lordzie Kapitanie Komandorze — odrzekł niewzruszenie Byar. — Twierdził, że są Sprzymierzeńcami Ciemności. A jego szarża pokonała ich, nawet jeśli podczas niej zginął. — Jego głos stał się nieco bardziej napięty. Spotkałem wielu uchodźców z miasta. Wszyscy zgodnie opowiadali, że obcy zostali pokonani i uciekli. Całą zasługę należy przypisać Lordowi Kapitanowi Bornhaldowi.

Niall westchnął cicho. Niemalże tych samych słów Byar użył wcześniej, gdy zapytał go o armię, która pojawiła się na pozór znikąd, by zdobyć Falme.

„Dobry żołnierz — pomyślał Niall — Geofram Bornhald zawsze tak o nim mówił, ale nie potrafi zupełnie myśleć.”

— Mój Lordzie Kapitanie Komandorze — odezwał się nagle Byar — Lord Kapitan Bornhald rzeczywiście rozkazał mi, abym trzymał się z dala od bitwy, miałem obserwować wszystko i złożyć ci raport z pola walki. I opowiedzieć jego synowi, Lordowi Dainowi, jak zginął jego ojciec.

— Tak, tak — niecierpliwie przerwał mu Niall, przez chwilę obserwował twarz tamtego, jego zapadłe policzki, potem dodał: — Nikt nie wątpi w twą uczciwość i odwagę. To jest właśnie dokładnie to, co zrobiłby Geofram Bornhald, stając w obliczu bitwy, w której mógł zginąć cały jego oddział.

„A nie coś, co tobie kiedykolwiek przyszłoby do głowy”.

Niczego więcej nie mógł się już od tego człowieka dowiedzieć.

— Spisałeś się dobrze, Synu Byar. Masz moje pozwolenie, by odejść i zanieść słowo o śmierci Geoframa Bornhalda jego synowi. Wedle ostatnich raportów Dain Bornhald przebywa obecnie w Eamon Valda... to jest w pobliżu Tar Valon. Po wypełnieniu swego zadania, możesz dołączyć do jego oddziału.

— Dziękuję, mój Lordzie Kapitanie Komandorze. Dziękuję ci. — Byar podniósł się i ukłonił głęboko. Jednak kiedy wyprostował się ponownie, jego twarz zdradzała wewnętrzne wahanie. — Mój Lordzie Kapitanie Komandorze, zostaliśmy zdradzeni.

Nienawiść nadała tonowi jego głosu zgrzytliwe echo.

— Przez jednego z tych Sprzymierzeńców Ciemności; o których mi mówiłeś, Synu Byar? — Nie potrafił nadać swemu głosowi łagodniejszych tonów. Wieloletnie plany leżały w gruzach pośród zwłok tysiąca Synów, a Byar nie umiał mówić o niczym innym jak tylko o tym jednym człowieku. — Przez tego młodego kowala, którego dwukrotnie widziałeś, owego Perrina z Dwu Rzek?

— Tak, mój Lordzie Kapitanie Komandorze. Nie wiem, w jaki sposób to się stało, wiem jednak, że to jego należy obwiniać. Wiem to.

— Zastanowię się, co należy zrobić w tej sprawie, Synu Byar. — Byar otworzył usta, chcąc jeszcze coś powiedzieć, ale Niall podniósł szczupłą dłoń, aby go powstrzymać. Możesz już odejść.

Mężczyzna o wychudzonej, posępnej twarzy nie miał innego wyjścia, jak ukłonić się ponownie i wyjść.

Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nim, Niall zagłębił się w wysokie oparcie swego fotela. Co spowodowało, że Byar tak nienawidzi tego Perrina? Wszędzie było zbyt wielu Sprzymierzeńców Ciemności, żeby marnować energię na nienawiść do konkretnej jednostki. Zbyt wielu Sprzymierzeńców Ciemności, wysokiego i niskiego stanu, ukrywających się za gładkimi językami i otwartymi uśmiechami, służących Czarnemu. Jeszcze jedno imię dodane do długich list nie zrobi żadnej różnicy.

Poprawił się na twardym fotelu, usiłując wygodnie umieścić swoje stare kości. Nie po raz pierwszy pomyślał mgliście, że być może miękkie obicie to wcale nie taki zbytek. I nie po raz pierwszy odsunął od siebie tę myśl. Świat pogrążał się w chaosie, nie było czasu na przejmowanie się starością.

Pozwolił, by w jego myślach zakłębiły się wszystkie te znaki, które przepowiadały katastrofę. Wojna objęła Tarabon i Arad Doman, wojna domowa rozszarpywała Cairhien, bojowa gorączka narastała we Łzie i w Illian, które tradycyjnie żywiły wobec siebie wrogość. Być może same w sobie te wojny niczego nie oznaczały — ludzie zawsze toczyli wojny — ale zazwyczaj po jednej naraz. A oprócz tego ten fałszywy Smok, gdzieś na Równinie Almoth, jeszcze jeden, przez którego rozpadała się Saldaea, i ten trzeci, co nękał Łzę. Aż trzech jednocześnie.

„To są na pewno fałszywi Smokowie. Na pewno!”

I kilkanaście pomniejszych rzeczy, być może wynikłych niekiedy z bezpodstawnych pogłosek, ale biorąc wszystko razem... Poszeptywania na temat Aielów zauważonych w krainach położonych tak daleko na zachodzie jak Murandy i Kandor. Tylko jeden lub dwóch w każdym z tych miejsc, ale jeden Aiel czy tysiąc, nie czyniło to różnicy. W ciągu całego tego czasu, jaki minął od Pęknięcia, Aielowie raz tylko wyszli z Ugoru. Tylko podczas Wojen z Aielami opuścili tę swoją spustoszoną prerię. O Atha’an Miere, ludzie Morza, powiadano, że porzucił całkowicie handel, aby szukać zapowiedzi i znaków — czego dokładnie, nikt nie wiedział — żeglując na statkach wypełnionych jedynie do połowy lub wręcz całkiem pustych. Illian zwołało Wielkie Polowanie na Róg, pierwszy raz od niemalże czterystu lat i rozsyłał Myśliwych w poszukiwaniu legendarnego Rogu Valere, o którym proroctwa powiadały, że wezwie z grobu martwych bohaterów, aby walczyli w Tarmon Gai’don, Ostatniej Bitwie przeciwko Cieniowi. Plotki głosiły również, iż Ogirowie, zawsze trzymający się na uboczu, do tego stopnia, że niektórzy traktowali ich jak legendę, zwoływali spotkania pomiędzy odległymi stedding.

Większość wiadomości oznaczała, dla Nialla przynajmniej, że Aes Sedai otwarcie włączyły się we wszystkie te sprawy. Powiadano, że wysłały część swych sióstr do Saldaei, aby przeciwstawiły się fałszywemu Smokowi Mazrimowi Taimowi. Mazrim dysponował rzadką wśród mężczyzn cechą, potrafił przenosić Jedyną Moc. Już sama ta rzecz musiała rodzić lęk i pogardę, mało kto więc wierzył, że człowieka takiego da się pokonać inaczej, bez pomocy Aes Sedai. Lepiej więc zgodzić się na ich pomoc, niźli potem stanąć twarzą w twarz z nieuniknioną potwornością tego, co stanie się, gdy tamten oszaleje, czego również nie można było uniknąć. Ale Tar Valon najwyraźniej wysłał inne Aes Sedai, by wspierały tego drugiego fałszywego Smoka w Falme. Żadna inna koncepcja nie tłumaczyła równie dobrze faktów.

Obraz, jaki roztaczał się przed jego oczyma., przejmował go mrozem do szpiku kości. Chaos rozszerzał się jak nigdy dotąd, połykając coraz to nowe i nowe obszary. Cały świat zdawał się kłębić i kipieć, zbliżając nieomal do wrzenia. Nie miał wątpliwości. Naprawdę nadchodziła Ostatnia Bitwa.

Wszystkie jego plany uległy zniszczeniu, plany, które miały uwiecznić jego imię pośród setki pokoleń Synów Światłości. Ale zamieszanie stwarza okazję, obmyślił więc nowe plany wiodące ku nowym celom. Oby tylko siły i woli starczyło, aby je urzeczywistnić.

„Światłości, pozwól mi żyć dostatecznie długo”.