Выбрать главу

– Ten staruszek mówił jak nasi dorośli – zauważyła dziewczynka. – A może u was też są ludzie, którzy przestali myśleć i którym wystarcza rozsądek?

– Możliwe.

– A czy ty kogoś kochasz?

Dziwna to była rozmowa. Mała restauracyjka na obcej planecie. Goście, którzy nie zauważali Martina. Jego rozmówczyni – pisklę sheali. A temat rozmowy – miłość i rozum. To, do czego wszystko się sprowadza…

– Kochałem – powiedział szczerze Martin. – Chyba kochałem. A teraz… – zawahał się i szczerze dokończył: – Teraz nie wiem.

– To znaczy, że kochasz – stwierdziła dziewczynka.

Martin uśmiechnął się.

– Czy ty w dzień śpisz? – spytało pisklę niespodziewanie.

– Przez ostatnie trzydzieści lat nie… – Martin popatrzył uważnie na dziewczynkę i palnął się w czoło. – Jestem skończonym głupcem! Chciałabyś pójść spać?

– My w dzień śpimy. Jak jesteśmy mali – przyznała się dziewczynka.

– Chodźmy. To niedaleko.

„Niedaleko” było określeniem umownym, ale pół godziny później dotarli do hotelu. Martin spojrzał na niebo – słońce znalazło się dość wysoko. Cóż… Położy dziewczynkę spać i wstąpi na posterunek policji, żeby zasięgnąć informacji o Irinie.

Czując się jak Humbert Humbert albo Leon zawodowiec ze starego filmu, Martin minął portiera, trzymając dziewczynkę za rękę. Łapka w jego dłoni wydawała się ludzka, przestał nawet słyszeć szelest piór. Portier obrzucił człowieka obojętnym spojrzeniem, po czym zwrócił na siebie uwagę cichym klekotem i powiedział w języku migowym:

– W pana pokoju będzie kobieta.

– Dziewczynka. Jest z mojego stada – odparł posępnie Martin.

– W porządku.

Dopiero, gdy zobaczył, że drzwi od jego pokoju są uchylone, zrozumiał, że on i portier mówili o różnych kobietach.

– Siedzę tu i siedzę… – zaczęła Irina Połuszkina, zrywając się z sofy. – O rany, kto to jest?

– Dziewczynka – wyjaśnił Martin z miną skazańca.

– Dobrze, że nie chłopczyk – mruknęła Irina i zadeklamowała: – O poranku tu zawitał kosmiczny pedofil, co nieletnie organizmy wciąż ze sobą wodził…

– Popracuj nad rymem – skomentował Martin. – Irino, nie drwij sobie. To idiotyczna sytuacja.

– Idiotyczne sytuacje to chyba twoja specjalność? – powiedziała dziewczyna ironicznie.

– Uratowałem to pisklę od śmierci – wyjaśnił Martin. – I zgodnie z prawem Sheali oddano mi je.

– Ach tak… – Irina zerknęła na Martina z wyraźną konsternacją.

– Coś nie gra?

– Ależ wszystko gra… – Dziewczyna pokiwała głową. – Wszystko w porządku. Biedne dziecko… – dodała z tą intonacją, która jednoznacznie oddziela dziewczęta od kobiet. – Biedna mała… Nakarmiłeś ją przynajmniej?

– Czy to jest kobieta, którą kochasz? – spytała prostodusznie dziewczynka.

Ha, czy na pewno prostodusznie? Martin odniósł wrażenie, że w oczach pisklęcia mignęła chytra iskierka.

– Och, wybacz, że się nie przywitałam, nie sądziłam, że znasz turystyczny… – powiedziała szybko Irina, a Martin uśmiechnął się mimo woli. Co by nie mówić, turystyczny migowy wygląda zabawnie.

– Znam, przeszłam przez Wrota będąc w jajku. Ty też należysz do naszego stada?

– Czasami – powiedziała Irina i popatrzyła na Martina.

– Słuchaj, coś ty jej nagadał? Przecież to jeszcze dziecko, według naszych miar może mieć najwyżej dwanaście lat…

– Jeśli dobrze rozumiem, za kilka lat nie da się z nią o niczym pogadać – powiedział Martin i spojrzał uważnie na Irinę.

– Tak, wówczas tracą rozum – Irina skinęła głową. – Już się dowiedziałam…

Znowu zwróciła się do dziewczynki:

– Nie jesteś głodna? Wszystko w porządku?

– Martin mnie nakarmił.

Imię dziewczynka wymówiła na głos. Zabrzmiało bardzo podobnie.

– Jaka zdolna… – zachwyciła się Irina. – Martin, aleś wdepnął… Wyobrażasz sobie, co cię czeka po powrocie na Ziemię?

– Przecież nie zostawię jej tym bezmózgim sheali!

Ira pokiwała głową i zapytała dziewczynkę:

– Chcesz czegoś teraz?

– Chcę spać. Za dużo wrażeń. Poza tym… – dziewczynka zerknęła na Martina i pokazała coś w języku gestów, starannie kryjąc dłonie przed Martinem.

– Chodźmy – powiedziała Irina, biorąc dziewczynkę za ramię. Poszły do toalety.

Martin westchnął, usiadł na kanapie, wyjął butelkę koniaku. Powiedział głośno:

– Już wiem, czym życie różni się od bajki. Calineczka nigdy nie siusiała…

– Nie bądź obrzydliwy! – krzyknęła Irina przez cienkie drzwi. – Pisklęta po jedzeniu muszą zwymiotować!

– A taki Kopciuszek nie miał mdłości po balu… – dodał Martin.

– Nie można powierzyć ci dziecka! – powiedziała gniewnie Irina, wyprowadzając dziewczynkę z toalety. – Złośliwiec i w dodatku alkoholik!

– Zostawić ci trochę koniaku? – zapytał Martin niewinnym tonem.

– Zostaw – burknęła Irina, wchodząc do sypialni. – I pokrój cytrynę.

Martin zerknął na swój plecak – nie wyglądało na to, żeby ktoś w nim grzebał. Skąd Irina wiedziała, że ma cytryny?

Gdy dziesięć minut później Irina wyszła, cichutko zamykając za sobą drzwi, wszystko było gotowe – koniak nalany do najbardziej odpowiednich kieliszków, cytryna pokrojona i posypana cukrem z kawą. Na wszelki wypadek Martin wyjął również czekoladę – zakąszanie koniaku czekoladą to bezguście, ale wobec kobiet należy stosować taryfę ulgową.

– Zasnęła – szepnęła Irina. – Ale ją wymęczyłeś! Czy ty w ogóle nie myślisz?

– Nie jestem ornitologiem – mruknął Martin. – I nie mam dzieci.

– Chwała Bogu! Z ciebie taki tatuś, jak…

– Jak z ciebie mamusia. – Martin popatrzył na Irinę. – Nie denerwuj się tak. Sam omal nie straciłem rozumu, gdy wręczyli mi gadające pisklę. Ale nie o tym powinniśmy pogadać, Ira.

Dziewczyna skinęła głową i usiadła obok niego. Spojrzała Martinowi w oczy:

– Jak umarłam?

– Zmiażdżył cię kokon. Na rozkaz Pietieńki, którego o to poprosiłaś – powiedział twardo Martin.

Irina na chwilę zamknęła oczy.

– To pamiętam… Jak wyglądałam potem?

Martin wzruszył ramionami:

– Skąd mogę wiedzieć? Straciłem przytomność i ocknąłem się na planecie kluczników. A wiesz, że oni nie są zbyt rozmowni.

– Chwała Bogu – westchnęła Ira. Na jej twarzy pojawiła się ulga.

– Co masz na myśli?

– Bałam się, że widziałeś mnie martwą. Pięćdziesiąt pięć kilo krwawego farszu w plastikowej torbie. I jak byś mnie po czymś takim całował…

– Kobieca logika… – wyszeptał Martin, zanim ich usta spotkały się i klucznicy, sheali i bezzaryjczycy na jakiś czas przestali istnieć. Ręce Iriny zaczęły go rozbierać, Martin zerknął na zamknięte drzwi od sypialni, wymacał suwak spódnicy. Skóra Iriny była gorąca, jej ciało reagowało drżeniem na jego dotyk.

– Pamiętam cię… wszystko pamiętam… – szepnęła. – Ja i nie ja… to ona była z tobą… Omal nie zwariowałam…

Nie można powiedzieć, żeby Martin miał teraz czas i ochotę nad czymkolwiek się zastanawiać. W takiej sytuacji w pełni zadowalał się instynktem. Ale przez głowę przemknęła mu myśl o tym, że Irina ma rację.

Była inna. Odrobinę inna. To już nie ta naiwna dziewczyna, która umarła na Bibliotece, ani ta romantyczka, która zginęła na Prerii 2. Nie ta wyrachowana Irina z Aranku. Nie egzaltowana panienka z Marge i nie uparta bojowniczka z Bezzaru.