Wszystkie razem i jeszcze coś. Wszystkie razem i coś całkiem innego.
– To byłaś ty… – wyszeptał Martin.
Pół godziny później Martin leżał na kanapie i czekał, aż Irina wyjdzie z łazienki. Miał ochotę na papierosa, ale za bardzo przypominałoby to scenę z amerykańskiego filmu.
Dlatego ograniczył się do łyku koniaku.
Irina wyszła owinięta w ręcznik. Popatrzyła drapieżnie na Martina i z cichym mruczeniem zaczęła skradać się do kanapy.
– Irka, obudzisz pisklę… – Martin próbował ostudzić jej zapędy.
– O rany, mam ochotę powiedzieć coś świńskiego… – Irina przeciągnęła się rozkosznie i przestała mruczeć. – W takim razie spadaj pod prysznic.
Martin poszedł.
A kilka minut później Irina wśliznęła się za nim do kabinki.
Dziewczynka sheali obudziła się dopiero wieczorem, gdy Irina i Martin wyglądali już na zamyślonych badaczy obcych światów, a nie na namiętnych kochanków.
Tylko od czasu do czasu chichotali albo uśmiechali się niczym spiskowcy, rzucając sobie czułe spojrzenia. Martin nigdy nie lubił takiego zachowania – te wszystkie ukradkowe spojrzenia, filuterne mrugnięcia i zalotne uśmiechy wydawały mu się zbyt demonstracyjne, nieprawdziwe. A teraz sam z przyjemnością rzucał Irinie chytre spojrzenia i posyłał uśmiechy, wcale się tego nie wstydząc.
– Obudziłam się – oznajmiła dziewczynka, wchodząc do pokoju. – U was wszystko w porządku?
Martin i Irina uśmiechnęli się do siebie.
– To dobrze, gdy w stadzie jest wszystko w porządku – powiedziała dziewczynka.
– Coś mi się wydaje, że wcale nie spała przez cały czas – mruknął Martin i pokazał dziewczynce gestami: – Wszystko wspaniale. Rozmawiamy o waszym narodzie. Opowiesz nam, jak tracicie rozum?
– Opowiem.
– Ja już mniej więcej wiem – odezwała się Irina. – I nawet domyślam się, czego chcą od ciebie klucznicy.
– Naprawdę? – zdumiał się Martin. Opowiedział Irinie o swoich przygodach, ale nie zdążył usłyszeć jej opowieści. – I czegóż to?
– Lokalnego Armageddonu.
– Czegoś takiego właśnie się obawiałem – odparł Martin. – Nie rozmieniają się na drobne.
– Sądzę, że tym razem nie będzie ofiar.
– W takim razie będą na pewno. Przynajmniej jedna – palnął Martin i ugryzł się w język.
Irina skinęła ze smutkiem głową i dodała:
– Gdybyś najpierw wyruszył na Talizman…
– Czy coś by to zmieniło? – Martin stał się czujny.
– Wydaje mi się, że z nas siedmiu przeżyje tylko jedna – wyjaśniła Irina. – Ostatnia, do której przyjdziesz. Tak bardzo na ciebie czekałam, a mimo wszystko pragnęłam, żebyś przyszedł później. Po Talizmanie.
– Irinko…
Dziewczyna uśmiechnęła się.
– Przestań. Sam to świetnie rozumiesz. Mój czyn coś zakłócił. Złamał jakieś reguły. I wcale nie te wymyślone przez kluczników. Jakieś stałe, dotyczące rozumu. Prawda? Ojciec też to rozumie. I twój kurator z bezpieki.
– Mogę pójść na Stację i wyruszyć na Talizman – szepnął Martin.
– I w ten sposób zabijesz inną mnie? Nie, Martinie. Lepiej zabawmy się w apokalipsę na pojedynczej planecie.
5
Wspinaczka na szczyt wzgórza była bardzo długa. Zwłaszcza, że nie przewidziano żadnych wind czy ruchomych chodników, ani nawet wozów – choćby najwolniejszych.
Martin, Irina i dziewczynka sheali szli w górę spiralną drogą. Od czasu do czasu mijały ich pisklęta w towarzystwie dorosłych. W dół schodzili wyłącznie dorośli.
Martinowi nie spodobało się to.
– Religia sheali właściwie nie jest religią – mówiła tymczasem Irina. – To raczej nauka filozoficzna o marności bytu. Badaczy wprowadziły w błąd zewnętrzne atrybuty – kult Pierwotnego Jaja, dogmat o Utracie Lotu, obrządek Szponu i Pióra. Widzisz, to wszystko bardzo pasuje do naszych wyobrażeń o sheali. Skoro to ptaki-nieloty, to jaką formę miałyby przyjąć ich uczucia religijne? Jaja, skrzydła, pióra… ale pod tym wszystkim kryje się coś jeszcze. Resztki prawdziwej religii, która, jeśli się nie mylę, przypominała szamanizm. Ale w rzeczywistości kult sheali to tylko sztucznie wypracowany system oddziaływania na psychikę.
– Zabijanie rozumu? – sprecyzował Martin. Droga na szczyt świątyni była dość szeroka, mogła mieć pięć metrów. Po lewej stronie – ściana świątyni, ociosane bloki ciemnoszarego kamienia (na wysokości ramion i pasa kamień był wygładzony dotykiem rąk – dwa pasy ciągnące się od podstawy stożka), po prawej – przepaść i żadnego ogrodzenia.
A w dole – otulone zmierzchem miasto. Płomienie nielicznych gazowych pochodni nie rozpraszały ciemności, jedynie odsuwały ją, tłamsiły światła w oknach, budząc skojarzenia z podziemiem. Niezbyt racjonalny system oświetlenia – sądząc z ryku palników i fali ciepła, płynącego z każdej pochodni, marnowano tu sporo gazu.
– Usypianie rozumu – poprawiła Irina. – Twój przypadek z obłąkanym sheali jest bardzo znamienny. W sytuacji krytycznej, gdy rozsądek sobie nie radzi, rozum może się obudzić. Na jakiś czas.
– W jego przypadku się nie obudził. Sheali działał w oparciu o pierwotne instynkty.
– Ale pozostali potrafili się zaadaptować? Gdy przyszli klucznicy, gdy postawili Stacje, gdy zaczęli przybywać goście z innych planet, sheali umieli się dostosować. Na pewno była panika, mord piskląt, samobójstwa, próby zniszczenia kluczników… A potem rozum dorosłych sheali obudził się i one mogły przemyśleć to, co się dzieje…
– Stop! – powiedział szybko Martin. – Irino, poczekaj. Proponujesz zorganizowanie sheali nowego szoku, który obudzi ich rozum? Ale przecież sama domyślasz się konsekwencji…
Irina zatrzymała się i popatrzyła na Martina ze zmęczeniem:
– One nie są rozumne, rozumiesz? Dorosłe sheali to niemal zwierzęta.
– A pisklęta, które zginą, zanim sheali zyskają rozum? – krzyknął Martin. – Ich już nie bierzesz pod uwagę? A co powiedzą dorośli, kiedy zaczną myśleć? Myślisz, że ci podziękują? Nie sądzę. Oni już dokonali wyboru, zrezygnowali z rozumu!
– Boisz się?
– Boję. I nie wydaje mi się, żebyśmy mieli prawo decydować za obcą rasę!
Irina roześmiała się.
– Martinie… daj spokój. To przecież tylko moje domysły. Klucznicy kazali ci coś zrobić. Pytanie: co różni Sheali od innych światów? Odpowiedź: głównym dziwactwem Sheali jest nierozumność osobników dorosłych. Pytanie: co powinien zrobić Martin? Odpowiedź: przywrócić im rozum. Pytanie dlaczego? Odpowiedź: dlatego, że ponieważ.
– Odpowiedź jest akurat oczywista. Sheali nie tylko zrezygnowali z postępu rozumu, lecz świadomie doprowadzili do regresji. To właśnie nie podoba się klucznikom. Może takie działania mogą doprowadzić do ingerencji nadrozumu?
– Może – skinęła głową Irina. – A teraz idźmy dalej. Jak ty… albo ja, to nieważne, możemy wpłynąć na rasę sheali?
– Bezczeszcząc świątynię – zasugerował Martin. – Dokonując świętokradztwa… Zhańbienie ołtarzy albo relikwii, zabójstwo kapłanów… to jest ten twój pomysł?
– Nie mam żadnego pomysłu! – Irina tupnęła nogą. – Żadnego! Próbowałam zorientować się we właściwościach tej rasy, trochę udało mi się zrozumieć i wtedy zjawiłeś się ty, z zadaniem od kluczników. Sam wszystko zrobisz!
– Nie mam zamiaru nic robić – stwierdził stanowczo Martin. – Skoro lubią być nierozumni, to proszę bardzo! Dla mnie mogą zejść do poziomu orzęska.
– Zrobisz – powiedziała równie twardo Irina. – Naprawdę nie rozumiesz? Jesteśmy tylko narzędziami w rękach kluczników! Rozumnymi, ale nieposiadającymi wolnej woli. Być może młotek nie chce wbijać gwoździ, ale czy ktoś pyta go o zdanie? Niewykluczone, że świeca nie jest zainteresowana płonięciem, ale czy interesuje cię opinia świecy?