– „Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy fotony umieją myśleć…” – wyszeptał Martin. – To słowa klucznika, który wysłał mnie na Sheali! Irino, przecież klucznicy robią aluzje do tego, co stanie się z człowiekiem na nowej planecie!
Na twarzy Iriny nie od razu pojawił się uśmiech.
– Martin, kochanie, dopiero teraz to zrozumiałeś? A może ciągle nie wiesz, po co klucznicy zmuszają ludzi do opowiadania historii?
– Nie pójdę do tej świątyni – postanowił Martin. – Niedoczekanie… Poczekaj, co powiedziałaś o historiach?
– Martin, jeśli nie pójdziesz do świątyni, to właśnie to stanie się przyczyną apokalipsy u sheali. Nie mamy wolnej woli, rozumiesz?
Mała łapka dotknęła ręki Martina. Popatrzył na dziewczynkę i westchnął:
– Podejdźmy do światła, nie widzę, co ona mówi…
Zatrzymali się przy najbliższej pochodni i dziewczynka spytała:
– Kłócicie się? Coś się stało? Nie chcecie iść dalej?
Martin zerknął na Irinę i wyjaśnił:
– Dyskutujemy. Kobieta uważa, że staniemy się powodem wielkich wstrząsów w życiu sheali.
– Jakich wstrząsów?
– Z naszego powodu dorośli mogą znowu otrzymać rozum. Powiedz, czy wiesz, co się wydarzyło na sheali po przylocie kluczników?
– Doszło do wielkiego szoku. Dorośli zyskali rozum. A potem wszystko było jak dawniej.
– Skoro nawet szok po przylocie kluczników nie pomógł im na długo, co my możemy zrobić? – Martin wzruszył ramionami. – Nie rozumiem, na co oni liczą…
– Jak zrozumiemy, będzie już za późno.
Martin westchnął. Co za uparta dziewucha! Znowu odwrócił się do dziewczynki:
– Powiedz, czy to będzie dobrze, jeśli dorośli sheali znowu staną się rozumni?
Dziewczynka zadrżała.
– Odpowiedz! – polecił Martin, odruchowo wkładając w gesty polecenie posłuszeństwa.
– Nie wiem! Nigdy o tym nie myślałam! To zbyt trudne!
– Czy ty sama chciałabyś być rozumna – na zawsze?
– Przestań znęcać się nad dzieckiem! – krzyknęła Irina.
– Jesteś moim stadem. Co postanowisz, to będzie słusznie – odparła dziewczynka.
– Sheali to twoje stado! Twoja planeta! Ja jestem tylko Obcym, który przybył z daleka i na krótko! Mów, dziewczynko!
– Nie wiem…
Irina objęła Martina za ramiona, odciągając go od dziewczynki.
– Przestań! To jeszcze dziecko! Jak może podjąć decyzję za całą rasę? I jaką wartość ma jej decyzja?
– A jaką wartość ma nasza decyzja? I kto miałby tu decydować… jeśli nie dzieci tego świata?
Ale mimo wszystko odwrócił się do dziewczynki i powiedział:
– Przepraszam. Denerwuję się, nie wiem, jak postąpić. Nie chcę przynieść twojej planecie nieszczęścia.
– Przebaczyłam ci, jesteś moim stadem – odparła dziewczynka. – Czy masz wybór?
– Nie. Nawet nie wiem, co się stanie i dlaczego. Mogę tylko snuć przypuszczenia.
– Więc dlaczego denerwujesz się na próżno?
– Dlatego, że jestem rozumny… – odparł Martin.
Dziewczynka postała chwilę, potem jej skrzydła wzniosły się w powietrze i Martin przeczytał:
– W takim razie nie chciałabym pozostać rozumna na zawsze. To musi być straszne. Dorośli mają rację, rozum jest złem. Potrzebny jest tylko na początku życia, gdy trzeba przystosować się do świata.
– Gratuluję – powiedziała z przekąsem Irina. – Właśnie udało ci się przekonać dziecko, że myślenie jest złem.
Obok nich przeszła nieduża grupka sheali. Czworo dorosłych. Wszyscy mieli spokojne, pozbawione ciekawości oczy.
Martin zamknął powieki i oparł się plecami o kamienną ścianę. Gdzieś w głębi świątyni pulsował dźwięk – niski, na granicy słyszalności, ale przyjemny… jak mruczenie wielkiego, zadowolonego kota…
– Chodźcie, dziewczyny – powiedział.
Wyglądało to jak krater wulkanu.
Spiralna droga doszła do kamiennego pierścienia, a na jego środku ziała ogromna, szeroka studnia. Ze studni ku niebu wzbijał się słup światła i ciepła. Podchodząc do krawędzi, Martin z drżeniem dostrzegł w dole ognistą zasłonę. Kamień pod nogami był gorący, spękany.
– Kuchenne wejście do piekła – wyszeptała Irina zza jego ramienia.
Wokół studni, plecami do krateru stały sheali z pomalowanymi na czarno i czerwono piórami. Martin wytężył wzrok i zrozumiał, że ci sheali są niewidomi – ich oczy zostały wykłute albo wypalone dawno temu.
– To kapłani świątyni – wyjaśniła Ira. – Rozumiesz? Jeszcze tu nie byłam, ale udało mi się dowiedzieć kilku rzeczy…
– A ci… – Martin nie dokończył, tylko skinął głową w stronę kilku par, chodzących wokół studni. W każdej parze był dorosły sheali i pisklę.
– To pisklęta, które dojrzały do utraty rozumu. Do dorosłego życia. Towarzyszą im rodzice albo starsi przyjaciele…
Dziewczynka odwróciła się do Martina i rozłożyła skrzydła:
– To ostatni rytuał. Chodźcie, będę tłumaczyć, dopóki zdołam. Wszystko zrozumiesz.
W ślad za dziewczynką Martin i Irina zaczęli iść po obwodzie studni. Pierwszy kapłan zawahał się, nim jego skrzydła zaczęły kreślić słowa w języku migowym sheali. Zapewne w krokach Martina i Iriny ślepiec wyczuł chód Obcych. Ale dziewczynka coś głośno zaśpiewała i skrzydła kapłana wzniosły się w górę.
„Ci, którzy urodzili się niewinni… odrzucili przeznaczenie… ci, którzy wznieśli się ku niebu… którzy poznali bieg czasu… rozdzielili słowa i czyny… zajrzeli w dzień jutrzejszy… zobaczyli reguły…”
Skrzydła dziewczynki poruszały się tak szybko, że Martin ledwie nadążał z odczytywaniem słów. Wydawało się, że tak naprawdę dziewczynka nie zdąża przetłumaczyć wszystkiego, jakby gesty kapłana niosły w sobie nie tylko litery czy słowa, ale całe bloki znaczeniowe…
Drugi kapłan podniósł skrzydła bez wahania:
„Ci, którzy poznali dobro i zło… utracili spokój… pragnęli poznać to, co niepoznawalne… zmienili ziemię i wodę… rozdzielili życie i śmierć… nie stali się szczęśliwi…”
– Coś podobnego czytałem również u nas – mruknął Martin tylko po to, żeby otrząsnąć się z uroku.
Irina odpowiedziała cicho:
– Do czegoś takiego dochodzi w końcu każda istota rozumna…
„Tysiąclecia bólu i krwi… poszukiwań i klęsk… w pogoni za bytem… sens sensu… w strachu i smutku… słabe skrzydła burzy… poznając życie – poznajesz śmierć…”
Nagle, z jakąś niespodziewaną, zimną obojętnością Martin zrozumiał, że Adam i Ewa, zjadając owoc z drzewa poznania, wcale nie stali się śmiertelnikami. Oni jedynie zrozumieli, że są śmiertelni. Zrozumieli, ponieważ w tej właśnie chwili otrzymali rozum. Zamienili wieczną ospałość myśli na świadomość przemijania i mękę rozumu.
Kto powiedział, że owoce z drzewa poznania są słodkie? Diabeł? No cóż, to znany oszust. Sok rajskiego jabłuszka był pewnie gorzki jak chinina i ostry jak szkło. Ale gdy zaczynasz czuć ten smak na wargach, już nie potrafisz odrzucić zakazanego owocu. Skowyczysz niczym zwierzę, które polizało zakrwawione ostrze. Szlochasz, zachłystując się krwią – i dalej liżesz śmiercionośną klingę…
Dokładnie tak samo uświadamia sobie własną śmiertelność każda istota, która zasmakowała gorzkiego owocu wiedzy. Uświadamia ją sobie i musi żyć z tą świadomością, nie mając sił, by sięgnąć po słodki owoc drzewa życia. Zawsze masz wybór, jeśli chcesz zrezygnować z życia, ale nie możesz zrezygnować z rozumu. Możesz zagłuszać go alkoholem i narkotykami, możesz szaleć i dążyć ku nirwanie. Ale tylko sheali znaleźli wyjście ostateczne. Tylko sheali zdołali zwymiotować nieproszony dar, wypluć go pod nogi okrutnych bogów.