Выбрать главу

Klucznik milczał.

– Ktoś zdołał dosięgnąć nieba. Ktoś zdołał zjeść owoc z drzewa poznania. Ktoś zostawił rozum na zapas – tak jak my zostawiamy swoje instynkty na strychu świadomości. Co to było, jedna krótka chwila czy cała epoka? Nie wiem. Ale gdy młodzi bogowie odchodzili, paląc za sobą mosty, za ich plecami zostawali ludzie środka. Ci, którzy nie zdołali. Ci, którzy nie zechcieli. Ci, którzy wybrali znaną i niestraszną drogę rozumu…

– Bogowie nie palą za sobą mostów – wtrącił klucznik. – Od tego są ludzie.

Martin ugryzł się w język.

– Dziękuję ci za naszą historię – ciągnął klucznik. – Ale opowieść o ludziach środka to bardzo banalna opowieść… Smutno tu i samotnie, wędrowcze.

– Sami zniszczyliście swoją sieć transportową… – wyszeptał Martin. – Tak? Wy albo wasi przodkowie – ci, którzy nie weszli na kolejny stopień.

Klucznik milczał.

– Ludzie środka… – mówił dalej Martin. – Uważaliśmy was za bogów… albo prawie bogów… a wy jesteście tylko ludźmi środka! Tymi, którzy nie zdołali. Tymi, którzy pogodzili się z goryczą porażki i powtarzają próbę. Tak?

– Smutno tu i samotnie, wędrowcze – powtórzył klucznik. Czy to złudzenie, czy w jego głosie zabrzmiało rozdrażnienie? – Słyszałem wiele takich historii.

Martin zmrużył oczy, tak mocno, że aż zobaczył iskry pod powiekami. Prawie odgadł. Prawie zrozumiał. Prawda była tak blisko…

– Nie mogę – powiedział. – Prawie zrozumiałem, ale… ja też jestem tylko człowiekiem środka! Nie wiem!

– Bogowie odchodzą w niebo, a nieudacznicy stają się ziemią. Ale pod tym niebem i po tej ziemi chodzą ludzie środka – odezwał się klucznik. – Czego się boisz, Martinie? Co próbujesz zrozumieć? Czy odejdziesz w niebo? Czy staniesz się ziemią?

– Próbuję zrozumieć, dokąd mam iść!

– Talizman da ci klucz do wszystkich odpowiedzi, Martinie. Ale najpierw dokończ historię o ludziach środka.

– Opowiem inną historię – powiedział szybko Martin. – Historię dziewczynki i ptaka…

– Nie przyjmę innej historii – klucznik pokręcił głową. – Zacząłeś opowieść i teraz będziesz musiał ją skończyć.

Martin westchnął:

– Tam, za ścianami twojej Stacji, naród sheali odzyskuje rozum. Nieudacznicy nie przeżyją szoku i zginą. Zwycięzcy zyskają rozum i zaczną rządzić nowym światem. Ale dla większości, kluczniku, nie zmieni się nic, zupełnie nic! Czy zaczną myśleć, czy nadal będą kierować się rozsądkiem – w niczym nie zmieni to ich życia. Nie wszystkim potrzebny jest rozum. Nie wszyscy mogą myśleć. To odwieczna pułapka, kluczniku. Dla ludzi środka, dla tych, którzy nie chcą być ziemią, a nie dorośli do nieba, jest miejsce pomiędzy niebem a ziemią. Zawsze i wszędzie kozłami ofiarnymi stają się ludzie środka. Moja historia nie ma końca, kluczniku… tak samo, jak nie ma wyjścia dla ludzi środka.

– Rozwiałeś mój smutek i samotność, wędrowcze. Wejdź we Wrota i kontynuuj swą drogę.

Martin zerknął podejrzliwie na klucznika.

– Nie żądam już od ciebie dokończenia historii – powiedział klucznik. – Nie zadaję pytań. Nie będzie odroczenia. Wejdź we Wrota i kontynuuj swą drogę.

– Coś nie tak? – zapytał Martin.

Ale klucznik zniknął i Martin został sam.

Zirytowany uderzył pięścią w stół. Nie było tego przyjemnego wrażenia małego zwycięstwa. Nie było zadowolenia z opowiedzianej historii.

Klucznik pozwolił mu przejść przez Wrota tak, jakby rzucił jałmużnę. Albo rozczarowany odwrócił wzrok – chcesz, to idź…

Martin wyszedł z pokoju zamyślony i niezadowolony, trzymając broń termiczną. Irina już na niego czekała.

– Wszystko w porządku?

– Przeszedłem – mruknął Martin, przypominając sobie egzaminy wstępne na studia.

– Nie wątpiłam w to – uśmiechnęła się Irina. – Jesteś dobry.

– O czym opowiedziałaś? – zainteresował się Martin.

– O tym, jak zakochałam się pierwszy raz.

Martin uśmiechnął się.

– Myślałem, że z tą historią odeszłaś z Ziemi…

– Wtedy tej historii po prostu nie było – odpowiedziała Irina. Przez chwile patrzyli sobie w oczy. Potem Martin wziął Irinę za rękę.

– Chodźmy… Musimy się spieszyć.

– Dlaczego? – spytała niespokojnie dziewczyna.

– Nie wiem – odparł szczerze Martin. – Po prostu czuję. Coś jest nie tak, rozumiesz? Nie jestem zadowolony ze swojej historii. Czuję się tak, jakbym zawalił egzamin.

Irina patrzyła na niego, gryząc wargę. Potem szepnęła cichutko:

– A ja chciałam zaproponować, żebyśmy zostali tu na dwie godzinki. Odpoczęli… i w ogóle…

Uśmiechnęła się speszona.

– Irinko, musimy się spieszyć – powtórzył twardo Martin. – Czas ucieka. Niemal słyszę, jak nam ucieka. Jeszcze minuta i nie dogonimy go.

– W takim razie chodźmy – skinęła głową Irina.

Niemal wbiegli do centrum Stacji. Sala z Wrotami była pusta i drzwi otworzyły się, gdy podeszli.

– Może stało mi się coś… na Talizmanie? – spytała Irina. – Jak myślisz?

– Poczułabyś – zauważył Martin. – Zresztą, nie wiem. Szybko…

Drzwi zamknęły się za nimi, zaświecił się ekran terminalu. Martin szybko wybrał z listy Talizman. Ulegając chwilowej pokusie próbował zaznaczyć dwie nazwy jednocześnie, ale oczywiście nic z tego nie wyszło.

– Wyjdziemy na głównej Stacji? – spytała Irina.

– A jaką wtedy wybrałaś?

– Żadnej. Wybrałam tylko planetę…

– Czyli powinnaś była wyjść na głównej Stacji Talizmanu… – Martin na wszelki wypadek otworzył podkatalog i skinął głową – I tak są tylko dwie… To co, ruszamy?

– Aha – powiedziała Ira. Wzięła go za rękę, uśmiechnęła się, odchyliła głowę – jakby miała nadzieję, że poczuje błyskawiczny lot przez galaktykę…

Martin wcisnął enter. Pokój nie zmienił się. Ale obok niego nie było już Iriny.

Martin powoli podniósł dłoń i przycisnął ją do twarzy. Skóra zachowała jeszcze ciepło i zapach Iriny Połuszkinej numer sześć…

– Bydlaki! – krzyknął Martin. – Nienawidzę was! Sukinsyny!

Gdyby do sali wszedł teraz klucznik, Martin podniósłby na niego broń, żeby zniknąć tak lekko i ostatecznie jak Irina.

Ale nikt nie wszedł. I nikt nie przeszkadzał mu niszczyć terminalu, kopać w ścianę i płakać przed otwierającymi się posłusznie drzwiami.

Część siódma

Fioletowa

Prolog

Bażant á la boheme to w Rosji danie egzotyczne. Od czasu filmu Brylantowa ręka minęło ponad pięćdziesiąt lat, a dziczyzna nadal pozostała symbolem rozbuchanej hulanki, specjałem myśliwych, albo ludzi ze wszech miar podejrzanych.

Za to w niewielkich Czechach dziczyznę można dostać w każdej porządnej restauracji. Niechaj mordziaści niemieccy urzędnicy i żądni wrażeń rosyjscy turyści rzucają się na „peczeno weprewo koleno” czy inne potrawy z najlepszego przyjaciela Kubusia Puchatka. Niech amerykańscy turyści, przekonani o dietetycznych właściwościach coli light, jedzą swoje hamburgery w McDonaldach. Człowiek solidny, kontrolujący poziom cholesterolu we krwi i długość paska w spodniach, powinien zwrócić uwagę na dziczyznę we wszystkich jej postaciach. Sznycle z sarny, mięso dzika w sosie miodowym – oto idealny wybór!