Выбрать главу

Karczmarz zerknął czujnie na Martina.

– Powiedz mi, ale tak szczerze, naprawdę mi wierzysz? Bo tu nikt nie wierzy. Nawet przywiało tu takiego jednego z bezpieki, mojego imiennika…

– Jurij Siergiejewicz – domyślił się Martin.

– Właśnie. On też nie uwierzył, zaraza… A ty co, też od nich?

Martin już miał się dumnie obrazić, ale uświadomił sobie, że teraz faktycznie jest pracownikiem urzędu bezpieczeństwa.

– Tak…

– Więc chociaż ty im tam powiedz, co się na świecie wyprawia! – ucieszył się Jurik – Bo… – machnął ręką z rezygnacją. – Dobra. Zjedzcie obiad. Pozwoliłem sobie zamówić wam specjalność zakładu, na koszt firmy. Częstuję wszystkich, którzy przychodzą do mnie pierwszy raz. Skoro mam taką możliwość… – odchylił głowę i krzyknął w sufit: – Dziękuję wam, dobroczyńcy! Za troskę, za opiekę – za wszystko serdeczne dzięki!

Żaden z gości nie zareagował. Widocznie przywykli już do wybryków karczmarza.

Martin poczekał, aż Jurik jeden wróci za kontuar, i odwrócił się do Iriny:

– Wiedziałaś!

– Wiedziałam – skinęła głową Irina. – Od tygodnia. Wiedziałam, że przypadki zaczną zabijać nas wszystkie. A jeśli nawet któraś z dziewczyn dostanie się na Stację – zniknie. Ale przecież nie mogłam im tego powiedzieć! Musiałabym umrzeć, żeby moja pamięć stała się wspólną własnością. A ja…

Martin ostrożnie skinął głową:

– Rozumiem. Nikt nie zdecydowałby się na coś takiego, Irino. Nie zadręczaj się.

– Ale ty wolałbyś poprzednią Irinę – dziewczyna uśmiechnęła się smutnie. – Prawda, Mart?

Martin milczał.

– Ona jest we mnie – szepnęła dziewczyna. – Na tym polega problem. Ona jest we mnie i wszystkie one są we mnie. A ja mogę wrócić teraz na Ziemię. Chyba mogę. Nie musimy pozostawać na Talizmanie do końca świata. Ale ja nie jestem ci potrzebna.

– Irino…

– To głupie – szepnęła dziewczyna, nie patrząc na Martina. – Jestem nią, ale jestem inna. My wszystkie odrobinę się od siebie różniłyśmy. Wystarczał jeden dzień, żebyśmy stały się trochę inne…

Odwróciła się gwałtownie do Martina i uśmiechnęła się – przez łzy.

– To wszystko nie ma sensu. Zapomnijmy o tym, dobrze? Lepiej porozmawiajmy o sprawie.

– O jakiej sprawie?

Irina wzruszyła ramionami.

– Musimy ratować galaktykę.

– Znowu… – szepnął Martin.

– Daj mi kartkę i długopis – zażądała Irina. – Dziękuję… A teraz…

Martin cierpliwie czekał, a Irina zapisywała na kartce:

Biblioteka

Preria 2

Arank

Marge

Bezoar

Sheali

Talizman

– Dobrze – potwierdził Martin, żeby w jakimkolwiek stopniu uczestniczyć w tym procesie.

Irina zerknęła na niego drwiąco i dopisała: Biblioteka – martwy świat, bezsensowna wiedza, pomnik poprzedniej cywilizacji

Preria 2 – ludzka granica, kwitnąca kolonia, ekspansja rozumu

Arank – obca planeta, rozum doskonały, ślepa uliczka

– Dlaczego? – oburzył się Martin, przypominając sobie uprzejmego Lergassi-kana i jego wspaniałego synka.

– Dlatego, że jeśli nie masz duszy i jeśli wierzysz, że jej nie ma, twoje życie jest ślepą uliczką – ucięła Irina. – Tu wszystko jest jasne. Dalej jest trochę trudniej.

Dopisała:

Marge – obcy świat

Bezzar - obcy świat

Sheali – obcy świat

Talizman - niczyj świat

– No? – spytał Martin.

– No? – przedrzeźniła go Irina. – Myśl, śledczy! Czy głupia dziewczynka ma do wszystkiego dochodzić sama?

Urażony Martin wziął od niej kartkę, zawahał się i dopisał:

Marge – obcy świat, przeszłość w teraźniejszości, ślepa uliczka

– Brawo – pochwaliła go Irina.

Bezzar – obcy świat, przyszłość w przeszłości, ślepa uliczka

Sheali – obcy świat, rezygnacja z rozumu, ślepa uliczka

– Tak! – wykrzyknęła Irina. – A dalej?

Talizman – niczyj świat…

Przez jakiś czas Martin obracał długopis w palcach, w końcu wzruszył ramionami:

– Wybacz, ale o Talizmanie nie mogę niczego powiedzieć… Zresztą, po co to wszystko?

– Sądzisz, że przypadkiem odwiedziłeś siedem planet w takiej kolejności? – spytała Irina.

Martin pokręcił głową.

– Nie, teraz sądzę, że przypadki zdarzają się niezwykle rzadko. Ale…

– Musiałeś przejść przez te światy – powiedziała z przekonaniem Irina. – Przez wszystkie siedem planet. Przejść i zrozumieć… To tak, jak z tymi opowieściami dla kluczników.

– Właśnie, nie wyjaśniłaś mi w końcu, po co potrzebne im te opowieści – przypomniał sobie Martin.

– Opowieści nie są im do niczego potrzebne.

– W porządku, ale dlaczego odrzucają jedne historie, a przyjmują inne?

– Oni potrzebują ciebie… każdego, kto znajduje w sobie siły i śmiałość, żeby przejść przez Wrota. Potrzebują kroku, który robisz na niekończącej się drabinie. Chcą, żebyś przechodząc przez kolejny świat, coś zrozumiał… coś ważnego dla siebie. Historię, którą klucznicy zaliczą tobie, ktoś inny opowie niepotrzebnie. Za każdym razem, gdy siadasz przed klucznikiem, zdajesz egzamin. Egzamin o prawo do dalszej nauki.

– Załóżmy – przyznał Martin. – Brzmi to bardziej prawdopodobnie niż wersja o znudzonych klucznikach… i mogę uwierzyć, że nie na darmo odwiedziłem te siedem planet w takim porządku. Tylko po co?

Irina rozłożyła ręce.

– Nasi coś wiedzą. Nie na darmo te planety znalazły się na liście. Twój kurator nic nie mówił?

Martin pokręcił głową:

– Głównie zaciemniał. Żądał, żebym ruszył na Sheali i Talizman, ale nie podał kolejności. Iro, spróbujmy podsumować to, co już wiemy…

– Dobrze – zgodziła się szybko dziewczyna.

– Ale najpierw odpowiedz mi na jedno pytanie. Czy ty sama nie jesteś czasem z bezpieki?

Irina nie obraziła się, jedynie pokręciła głową.

– Czy pójście na Stację to był twój wybór? Nie zrobiłaś tego na prośbę ojca lub Jurija Siergiejewicza?

– Martinie, mam osiemnaście lat…

– Będę miała – poprawił Martin.

– Mam nadzieję… W bezpiece nie ma tak młodych agentów.

Martin westchnął.

– Dobrze. Wybacz, ale czasem te wszystkie ziemskie i niebiańskie intrygi plączą mi się w jeden kłębek…

Irina popatrzyła na niego błagalnie:

– Martin, daję ci słowo…

– W porządku, nie ma o czym mówić – machnął ręką Martin. – Zastanówmy się… Wiemy, że tysiące lat temu istniała pierwsza sieć transportowa kluczników. Tak?

Irina skinęła głową.

– Istnienie Stacji pozwalało wszystkim rasom naszego kosmosu współpracować, rozwijać się i handlować… – Martin zabębnił palcami w stół. – Co stało się później? Najprawdopodobniej współpracujące ze sobą cywilizacje straciły potrzebę dalszej ewolucji rozumu… nazwijmy ją ewolucją mentalną. Od zmian jakościowych przeszły do ilościowych, co im w zupełności wystarczyło. Nastał złoty wiek. Powszechna szczęśliwość, nieśmiertelność, nieograniczona wiedza, rozkwit kultury i sztuki. Albo coś w tym rodzaju.

– Aha – potwierdziła Irina. – Mniej więcej ta linia rozwoju, którą nazywa się kulturą masową. Bary na Księżycu, kurorty na Syriuszu…