Выбрать главу

– Cóż za rozpusta! – powiedział z emfazą Lergassi-kan, zdejmując emiter. Popatrzył surowo na syna, który, stając na palcach, z zainteresowaniem zaglądał w papiery leżące na stole ojca. – Kergatti-ken! Przynajmniej ty zachowuj się przyzwoicie!

Nie speszony chłopiec odsunął się od stołu i zapytał:

– Co to takiego: małżeństwo prewencyjne?

– To rozpusta, na którą nie pozwolimy – odpowiedział krótko urzędnik i znowu przeniósł spojrzenie na Martina. – Jako przedstawiciel władzy miejskiej składam panu moje najszczersze przeprosiny. Rzeczywiście próbowano dokonać na pana zamachu. Strzelano z flaera, wynajętego na dziesięć minut przed zamachem. Ponieważ komputer flaera zepsuto, nie znamy cech terrorysty. Nie udało się również pobrać jego zapachu, ktoś wylał w kabinie pół butelki perfum. Broń została porzucona na miejscu zajścia, zaraz ją panu dostarczą…

– Słucham? – nie zrozumiał Martin. Lergassi-kan ze zdumieniem uniósł brwi.

– Przecież on jest z innej planety… – przypomniał chłopiec.

– No to co? – zmarszczył brwi urzędnik. – Ach tak, rzeczywiście… Jako poszkodowany, wobec którego przejawiono maksimum wrogości, otrzymuje pan prawo do majątku przestępcy, jego honoru, własności intelektualnej, potomstwa i partnerów seksualnych.

– Surowo tu u was – zauważył Martin.

– Naturalnie – przyznał Lergassi-kan. – Rzecz jasna, ma pan prawo zrezygnować z tej części kompensaty, która jest panu niepotrzebna. Bo po co panu na przykład zła sława? Ale jeśli przestępca zasłynął jako działacz kultury albo filantrop, otwierają się przed panem ogromne perspektywy… Pamiętam, był taki przypadek, gdy wynalazca…

– Tato – powiedział cicho Gatti.

– Tak, tak, przepraszam – urzędnik skinął głową. – A więc, na razie możemy zaproponować panu jedynie wyrzuconą przez przestępcę broń termiczną. To wyjątkowy przypadek. Jako osoba pochodzenia obcoplanetarnego, nie może pan posiadać broni o wysokim stopniu zaawansowania technicznego. Ale prawa osobiste stoją ponad prawami państwowymi… Wypiszę panu zezwolenie.

– Co powinienem zrobić, panie Lergassi-kan?

– Bez takich ceremonii – skrzywił się urzędnik. – Jest pan przyjacielem mojego syna, a więc również moim. Proszę zwracać się do mnie po prostu Lergassi. Jaki ma pan problem, Martinie?

– Ciągle ten sam – przypomniał Martin. – Próbowano mnie zabić. Boję się o swoje życie.

– Rozsądne podejście – skinął głową Lergassi-kan. – Mogę zaproponować panu uzbrojoną ochronę. Wprawdzie tylko na terenie naszego miasta i okolicy, ale to takie piękne miejsca! Jeziora lacwickie, wodospad Adano, gdzie do dziś odbywają się wspaniałe, starożytne ceremonie, skały wapienne, stary poligon atomowy, brzeg morza ze słynnymi w całej galaktyce kurortami…

– Muszę wyruszyć do innego miasta – przyznał się Martin. Urzędnik skrzywił się:

– Do jakiego konkretnie?

– Do Tyriantu.

Lergassi-kan westchnął:

– Co za nieudany wybór! Są miasta, w których mógłbym panu pomóc, ale Tyriant… – skrzywił się. – Jest pan pewien, że chce pan odwiedzić tę kloakę?

– Przybyłem z Ziemi w poszukiwaniu dziewczyny, która znajduje się właśnie tam – powiedział Martin. – Więc bez względu na wszystko będę zmuszony wyruszyć do Tyriantu.

Lergassi-kan popatrzył na syna i pokiwał pouczająco palcem:

– Gatti! Oto jeden z przykładów właściwego zachowania, jakie daje nam życie. Miłość, silniejsza od strachu i instynktu samozachowawczego! Nie mnie sądzić, czy decyzja naszego gościa jest słuszna, ale ty powinieneś zapamiętać ten czyn!

– Tak zrobię, tato! – skinął głową chłopiec.

– Co mógłbym dla pana zrobić… – zastanawiał się na głos Lergassi-kan. – Broń… hmm, niezły pomysł… robi pan wrażenie dzielnego człowieka… Zdarzało się już panu zabijać istoty rozumne?

Martin drgnął, ale odpowiedział uczciwie: – Tak.

– Znakomicie! Oczywiście, nie mówię o samym fakcie, lecz o pańskiej umiejętności obrony. Rekompensata pieniężna od miasta? Czy jest to niezgodne z pańskimi zasadami moralnymi?

– Nie – powiedział Martin.

– Gatti! – urzędnik znowu odwrócił się do chłopca. – Oto kolejny przykład godnego zachowania! W sytuacjach krytycznych istota rozumna powinna odrzucić tradycyjne normy moralne i skupić się na przetrwaniu!

– Zapamiętam, tato – kiwnął chłopiec.

– Co jeszcze?… – zastanawiał się dalej Lergassi. – Ochrona w mieście… A jeśli spróbują dokonać zamachu w samolocie? Dobrze. Wyruszy pan w absolutnej tajemnicy i zupełnie sam.

– Chciałbym pojechać z Martinem… – wtrącił się Gatti.

– Nie zgadzam się! – urzędnik pokręcił głową. – Rozumiem, że to niezwykle ciekawa i pouczająca przygoda, ale będziesz dla naszego gościa ciężarem.

Chłopiec popatrzył błagalnie na Martina i ten musiał udać, że nie zrozumiał.

– To chyba wszystko… – podsumował Lergassi-kan. – Cóż, cieszę się, że mogłem panu pomóc, drogi gościu!

Audiencja dobiegła końca i Martin wstał. Ale w tym momencie coś pociągnęło go za język:

– Proszę mi wybaczyć ciekawość, panie Lergassi… ale czy mógłbym zadać osobiste pytanie?

– Oczywiście – uśmiechnął się urzędnik.

– Nasze rasy są zbliżone pod względem fizjologicznym, ale różnią się aspektami psychologicznymi…

Lergassi-kan skinął głową:

– Proszę mi powiedzieć – ciągnął Martin – czy rzeczywiście byłby pan gotów pozwolić swojemu synkowi na wyprawę do innego miasta wraz z nieznajomym przybyszem z innej planety, na którego poluje nieznany przestępca?

– Więc chce go pan wziąć ze sobą? – zdumiał się Lergassi-kan. – Cóż, wydaje mi się, że mógłby to być początek wspaniałej przyjaźni…

– Nie, nie! – zaprotestował Martin, widząc ożywienie chłopca. – Uważam, że to było nierozsądne i niegodne zachowanie! Ale naturalny strach o życie i bezpieczeństwo…

– A… – skinął głową Lergassi-kan. – Oczywiście, bardzo bym się denerwował, Gatti to mój jedyny syn. Ale aspekt poznawczy takiej przygody przewyższa ewentualne ryzyko. Dlatego w grę wchodzi już tylko pańska wygoda.

Martin pokręcił głową:

– Chyba źle się wyraziłem… Otóż każdy ziemski rodzic, jeśli tylko jest w pełni władz umysłowych, próbuje odgrodzić swoje potomstwo od najmniejszego, nawet hipotetycznego niebezpieczeństwa…

– Życie jest pełne niebezpieczeństw – odparł filozoficznie Lergassi-kan. – Psuje się automatyka flaera i spada pan z ogromnej wysokości. Wyrusza pan na polowanie – i zwierzę okazuje się sprytniejsze od pana. Lekarze nie zdążyli rozpoznać zmutowanego szczepu bakterii – i już pan nie żyje. Po co zamartwiać się hipotetycznymi zagrożeniami? Trzeba unikać realnych problemów!

– Lergassi, niech mi pan powie, czy rzeczywiście wasza rasa nie zna pojęcia „sens życia”? – zapytał ostrożnie Martin.

Lergassi-kan roześmiał się. Cichutko zachichotała sekretarka. Referenci chyba nie znali turystycznego, bo popatrzyli na szefa ze zdumieniem. Nawet nabzdyczony Gatti wesoło chichotał.

– Martinie… – Lergassi-kan położył dłoń na jego ramieniu. – Robi pan standardowy błąd, tak charakterystyczny dla wielu ras… Życie samo w sobie jest sensem i istotą istnienia. Czym wobec tego jest sens życia?