Выбрать главу

– Czuję coś… a przecież obiecali, że to będzie bezbolesne… Martinie, błagam pana, niech mi pan pomoże! Ma pan rację, beznadziejny ze mnie uczony… Ale proszę mi pomóc doprowadzić ten eksperyment do końca!

Wynieśli ciało aranka i dziewczyna zajęła jego miejsce na białej tarczy. Martin zamknął drzwi i nacisnął przycisk na ścianie.

Znowu zawibrowały ściany, izolując pokój. Martin stał i czekał, aż Irina umrze. Zajęło to nie dziesięć minut, lecz kwadrans i przez ostatnią minutę dziewczyna cicho jęczała.

Następnie komputer oznajmił, że żadnych znaczących różnic pomiędzy śmiercią aranka i śmiercią człowieka nie zarejestrowano.

Trzecia hipoteza naukowa Iriny Połuszkinej upadła równie błyskotliwie, jak dwie pierwsze.

Martin zaniósł ciało dziewczyny do sypialni, przeniósł tam również martwego Adeass-kana.

A później poszedł do gabinetu i po krótkiej walce z terminalem wezwał ochronę.

4

Bez względu na opinię Lergassi-kana o Tyriancie, w miejscowym merostwie ojciec Gattiego zachowywał się niezwykle uprzejmie.

Martin siedział z boku i czekał, aż ceremonia powitania dobiegnie końca. Dwóch urzędników – Lergassi-kan i jego tyriancki kolega – trzymali się za ręce i rozpływali w wyszukanych komplementach. W każdym razie takie wrażenie odniósł Martin – rozmowa toczyła się w języku aranków. Na zakończenie Lergassi-kan i jego kolega ucałowali się i z zadowolonymi minami usiedli w fotelach.

Martin czekał.

– Zapraszam do nas – powiedział wesoło Lergassi-kan. – Wszystko w porządku, nie jest pan już podejrzany.

Martin wymacał powietrze przed sobą i przekonał się, że odgradzające go od świata pole siłowe zniknęło. Podszedł do Lergassi-kana, usiadł obok i zapytał:

– A o co byłem podejrzany?

– O bezprawne posiadanie broni termicznej – wyjaśnił Lergassi-kan. – Pańskie zachowanie w laboratorium zostało uznane za właściwe zaraz po obejrzeniu taśm.

Martin skinął głową. Cóż, nie miał pretensji do miejscowej policji. Nawet nie przedstawiono mu zarzutu, tylko bardzo stanowczo poproszono o pozostanie w Tyriancie do czasu wyjaśnienia wszystkich szczegółów zdarzenia.

– Bardzo smutna historia – powiedział Lergassi-kan, klepiąc Martina po ramieniu. – Pogoń za wiedzą prowadzi czasem do utraty zasad moralnych… na Ziemi jest inaczej?

– Dokładnie tak samo – wyznał Martin.

Lergassi-kan pokiwał głową. Zapytał o coś swojego kolegę, ten zaś odpowiedział w turystycznym:

– Oczywiście, to byłoby nieuprzejme z naszej strony… Martinie, został pan uznany za stronę poszkodowaną na skutek działań Adeass-kana. Otrzymuje pan prawo do jego żony… – na ekranie pojawił się obraz sympatycznej, krótko ostrzyżonej kobiety, córki – komputer pokazał uśmiechającą się szczęśliwie dwuletnią dziewczynkę, oraz majątku, włączając flaer sportowy i dom za miastem. Do Adeass-kana należały również cztery prace naukowe, tytuł mistrza walki wręcz i puchar w zawodach strzeleckich. To wszystko przechodzi na pana.

Arank zamilkł, z wyraźną ciekawością czekając na odpowiedź Martina.

Martin westchnął i pokręcił głową, próbując się uśmiechnąć:

– Wydaje mi się, że tytuł mistrza walki wręcz i puchar nieszczególnie pomogły Adeass-kanowi. Rezygnuję z nich. Oczywiście, zrzekam się również jego żony, córki… oraz całej własności ruchomej i nieruchomej – na rzecz wdowy i dziecka.

Obaj urzędnicy skinęli głowami i uśmiechnęli się. Widocznie właśnie takiej decyzji oczekiwali.

– Co się zaś tyczy prac naukowych nieboszczyka – ciągnął Martin – proszę przekazać je konsulowi rosyjskiemu.

Arankowie popatrzyli na siebie. Tyriancki urzędnik zerknął na ekran i powiedział:

– Nie sądzę, żeby technologia przetwarzania włókna monopolimerów trójwęglanu na coś się wam przydała, w każdym razie w ciągu najbliższego półwiecza. Niezbędne są odpowiednie moce produkcyjne i technologie. Ale to pańskie prawo…

– Oczywiście – przyznał Martin. – Tym bardziej, że owe technologie mogą się przydać wam. I my z przyjemnością je wam sprzedamy.

Obaj urzędnicy zachichotali radośnie.

– Sam widzisz – zwrócił się do swojego kolegi Lergassi-kan – że to bardzo rozsądny człowiek. Wspaniała decyzja! Martinie, nie sądzę, by wasze państwo szczególnie się wzbogaciło, Adeass-kan nie był, niestety, geniuszem, ale co nieco zyskacie – choćby na utrzymanie konsulatu.

– Rad jestem, że mogę przysłużyć się mojemu państwu – powiedział skromnie Martin.

Lergassi-kan pogroził mu palcem.

– Tę mowę wygłosi pan przed swoim rządem. Cóż, cieszę się, że tak mądrze rozporządził pan swoimi prawami. Proszę pokwitować przyjęcie prac naukowych i formalną rezygnację z całej reszty.

Martin podpisał kilka blankietów, a następnie, na prośbę Lergassi-kana, wygłosił do kamery krótką przemowę dla wdowy. Wyjaśnił, że jego odmowa w żaden sposób nie wiąże się z jej osobą, że jest wstrząśnięty walorami jej urody i zaletami charakteru, ale nie chce swoją obecnością przypominać o tragedii.

– Rzecz w tym – wyjaśnił Lergassi-kan – że prawo o przejęciu partnerów seksualnych wywodzi się z klasycznej sytuacji trójkąta i współzawodnictwa z powodu kobiety czy mężczyzny. Rezygnując z pani Adeass poniżyłby ją pan i zadał ciężki cios psychiczny. A przecież nie czuje pan do niej antypatii?

– Najmniejszej – przyznał Martin. – Ale sądzę, że ona do mnie czuje, i gdybym nawet zgodził się zostać jej mężem, natychmiast zażądałaby rozwodu.

– Tak by właśnie było – skinął głową Lergassi-kan. – A potem musiałby pan płacić alimenty na utrzymanie jej córki. Pańska decyzja była nader rozsądna!

Wszedł młody chłopak z tacą. Postawił przed zebranymi filiżanki, kilka małych czajniczków oraz miseczki ze słodyczami.

– Proszę skosztować tej herbaty – poradził Lergassi-kan. – Piłem ziemską herbatę i jestem w stanie porównać. Ten napar jest najbliższy jej pod względem smaku.

Martin wypił odrobinę aromatycznego naparu ziołowego. Musiał przyznać, że smak miał całkiem niezły.

– Co mamy zrobić z ciałem pani Groszewej? – zapytał urzędnik z Tyriantu.

– Połuszkinej. Przybyła tu pod cudzym nazwiskiem. Nazywa się Irina Połuszkina i należy pochować ją zgodnie z ziemskimi zwyczajami – nie kremując.

– To jest możliwe – zgodził się wielkodusznie urzędnik. – To będzie osobliwość ośrodka problemów globalnych. Mamy w mieście jednego człowieka, wyznającego ziemski kult religijny – zerknął na ekran. – Nazywa się ksiądz. Może być?

Martin wzruszył ramionami.

– Mysie, że w sumie tak. On wam podpowie, jak powinno się to odbyć.

– W pogrzebie wezmą udział współpracownicy pani Iriny – skinął głową urzędnik. – Zdołała zainteresować swoją ideą szerokie grono młodzieży… Szkoda, że hipoteza upadła.

– Wolałby się pan dowiedzieć, że różnicie się od innych ras? – zapytał Martin.

Arankowie popatrzyli na siebie.

– Szczerze mówiąc – westchnął Lergassi-kan – gdyby okazało się, że pani Irina ma rację, byłoby to dla nas szalenie nieprzyjemne. Zapoznałem się z jej teorią… i przeraziłem się. Powodzenie eksperymentu oznaczałoby istnienie czegoś dla nas niepojętego… generalnie niepojętego…

– Boga? – podsunął Martin.

– Tak, właśnie Boga. I wyszłoby na to, że jesteśmy jedynymi istotami we Wszechświecie pozbawionymi duszy – urzędnik rozłożył ręce. – Ładne odkrycie, prawda?

– Owszem, mało przyjemne – przyznał Martin. – Ale nie sądzę, żeby Irina miała najmniejszą szansę na sukces. Nie rozumiem nawet, jak wpadła na pomysł takiego eksperymentu – jej własne wyobrażenia religijne były szalenie powierzchowne.