Выбрать главу

– Nie – odparł Martin. – Prowadzenie ważnych rozmów w toalecie to stara tradycja kryminałów i powieści szpiegowskich.

– Szanuję tradycje – skinął głową Kadrah. Martin był wprawdzie zdania, że geddarowie nie tyle szanują tradycje, co żyją nimi, ale nic nie powiedział. – Wiele wysiłku kosztowało mnie odnalezienie cię na Ziemi – kontynuował Kadrah. – A gdy znalazłem, omal nie straciłem. Dobrze, że moskiewska Stacja jest tak przepełniona.

– Słucham bardzo uważnie – powiedział Martin.

– To był mój khannan – oznajmił po prostu Kadrah. – Ten, który zabił dziewczynę.

2

Geddarowie mogli palić. Tytoń działał na nich inaczej niż na ludzi, ale również był słabym narkotykiem. Martin poczęstował Kadraha papierosem i teraz palili w toalecie, jak uczniowie, którzy zerwali się ze sprawdzianu.

– Khannany są przedrozumne – tłumaczył geddar. – Istoty przedrozumne ubóstwiają swoich panów. Nie mogą ich zdradzić. Mogą zginąć – w ich świadomości nie ma jeszcze rozumienia śmierci jako końca istnienia – ale nie zdradzić!

– Jak psy – skinął głową Martin.

– Wasze psy są na granicy przedrozumności – poprawił Kadrah. – Widzieliśmy je. My żyjemy z khannanami na jednej planecie od dziesiątków tysięcy lat. A przecież mogło się zdarzyć tak, że one otrzymałyby rozum, a my jego zalążki.

– To dlaczego twój khannan zabił dziewczynę?

– Ktoś stał się dla niego nowym bogiem. – Na twarzy Kadraha pojawił się uśmiech. Martin nie miał wątpliwości co do kryjących się za tym uśmiechem uczuć. – Ktoś zmusił go do postąpienia wbrew wszystkim przykazaniom.

Teraz z kolei uśmiechnął się Martin. Zwierzę-odstępca, które złamało przykazania swojego osobistego boga…

– Nie wiem, kto byłby zdolny do czegoś takiego… – stwierdził Kadrah.

– Wiesz – zaprotestował Martin.

Na twarzy Kadraha pojawiło się cierpienie.

– Tak, wiem. Wybacz mi kłamstwo. Wiem, kto byłby do tego zdolny. Ale klucznicy nie odpowiedzieli na moje pytanie.

– Oni nie odpowiadają nikomu – przytaknął Martin. – Faktycznie, tylko oni byli w stanie poszczuć twojego khannana na Irinę…

– Honor wymaga ode mnie zemsty – powiedział cicho Kadrah. – Obiecałem khannanowi ochronę i dobrobyt. Nie dotrzymałem swoich obietnic i muszę dokonać zemsty. Ale klucznicy są o tyle silniejsi od narodu geddarów, o ile ja jestem silniejszy od mszyc. Nie mam szans.

Martin rozłożył ręce. Już dawno doszedł do wniosku, że na Bibliotece – a może również na Prerii 2 i na Aranku – bez kluczników się nie obeszło. Ale nikt nie jest w stanie zmusić kluczników do udzielenia odpowiedzi, nikt nie zdoła zastraszyć ich czy oszukać.

– Co wobec tego postanowiłeś? – zapytał Martin.

– Na Stacji jestem bezsilny – oznajmił spokojnie Kadrah. – Ale poza Stacją klucznicy nie są wszechmocni. Jeśli to oni zabili dziewczynę cudzymi rękami, można spróbować z nimi walczyć. Powiedz mi, Martinie, dlaczego później podróżowałeś po Wszechświecie? Czego szukałeś?

Martin zawahał się i opowiedział Kadrahowi o siedmiu egzemplarzach Iriny Połuszkinej. Geddar skinął głową:

– Tak właśnie przypuszczałem.

– Dlaczego?

– Nie wyglądałeś na człowieka, który zakończył poszukiwania.

Martin wzruszył ramionami:

– Mogłem zajmować się różnymi sprawami…

– Ja na mojej planecie zajmuję się poszukiwaniem zaginionych, karaniem tych, którzy złamali przykazania i wychowaniem młodych – rzekł geddar.

– Jesteś prywatnym detektywem? – zdumiał się Martin.

– Jestem detektywem – skinął głową geddar, opuszczając przymiotnik „prywatny”. – Detektywem, nauczycielem młodzieży i katem.

Martin spodziewał się zobaczyć na jego twarzy uśmiech, ale nie doczekał się. Kadrah mówił absolutnie poważnie.

– Po raz pierwszy spotykam kolegę po fachu z innej planety – rzekł geddar. – Jestem szczęśliwy, że mogliśmy się poznać.

Geddar wyciągnął rękę, Martin uścisnął ją ochoczo i rzekł:

– Jak nauczanie młodzieży wiąże się z pracą detektywa i kata?

– Dobrocią wychowują kapłani TajGeddara – wyjaśnił Kadrah. – Ja wychowuję złem. Opowiadam młodym o losie tych, którzy złamali przykazania, wyjaśniam, jak my wykonujemy swoją pracę. Czują drżenie, a potem z radością słuchają o dobroci.

– Całkiem rozsądnie – przyznał Martin. – A więc zrozumiałeś, że moje śledztwo nie jest zakończone i podążyłeś za mną?

– Tak. Przybyłem na Ziemię, ale spóźniłem się. Znowu wszedłeś przez Wrota. Gdy wróciłeś, chciałem przyjść do twojego domu, ale obserwowali go wasi kaci.

– To nie kaci – uspokoił go Martin. – To… to coś w rodzaju detektywów-wychowawców.

Geddar skinął głową.

– Ludzie godni szacunku. Dobrze, że ich nie zabiłem… i dobrze, że dziewczyna żyje, a poszukiwania nie zostały zakończone. Martinie, proszę cię o łaskę.

– Jaką? – zapytał szybko Martin. Wiedział, że pod tym słowem geddar może rozumieć bardzo różne rzeczy.

– Zostań moim przyjacielem.

– Po co? – dociekał Martin.

– Khannan został wykorzystany, żeby przeszkodzić ci zabrać tamtą kobietę na Ziemię. Bez względu na to, czy przestępcą był klucznik, czy ktoś inny, bał się powrotu kobiety. A ty powiedziałeś, że kobieta jednak żyje. Jeśli uda mi się ją uratować, zemsta zostanie dokonana.

Geddar zamilkł, czekając na odpowiedź.

W zasadzie Martin nie miał większego wyboru. Geddar zaproponował mu przyjaźń. Że Kadrah jest bardzo postępowym geddarem, który nie gardzi przyjaźnią ludzi, Martin zorientował się już na Bibliotece. Gdyby Martin odmówił przyjęcia jego przyjaźni, automatycznie stałby się jego nieprzyjacielem. Wrogiem. A mieć za swoimi plecami obrażonego geddara, gotowego mścić się nawet na klucznikach, to nie to samo, co mieć za wrogów trzech ziemskich chuliganów.

Zwłaszcza że geddar słyszał, iż Martin wybiera się na Marge i wiedziałby, gdzie go szukać…

– Jestem dumny, że mogę być twoim przyjacielem – powiedział Martin.

– Kadrah Sagan Taj Sarah – powiedział geddar i objął Martina.

Nietrudno domyślić się, jak należało teraz postąpić.

– Martin Igoriewicz Dugin – odrzekł Martin, obejmując Obcego. Geddar pachniał potem.

– Ta przyjaźń nie płynie z serca, lecz została zawarta w imię spełnienia obowiązku – wygłosił geddar, odsuwając się. – Kajam się za to, obwiniam się o to, ale będę postępował tak, jak prawdziwy przyjaciel.

– Ja również przyjąłem twoją przyjaźń powodowany nie głosem serca, lecz strachem – przyznał się Martin. – Obwiniam się o to, ale będę dla ciebie prawdziwym przyjacielem.

– Obaj jesteśmy winni i to dobrze – skinął geddar. – TajGeddar zważy nasze grzechy, uznaje za równe i wybaczy nam.

– Obaj jesteśmy winni i to dobrze – powtórzył Martin. – TajGeddar zważy nasze grzechy, uznaje za równe i wybaczy nam.

Kadrah sposępniał.

– Powtarzasz moje słowa.

– Powtarzasz moje słowa – rzekł Martin. Geddar wyraźnie na coś czekał.

– Powtarzasz moje czyny? – zasugerował Martin. Geddar wybuchnął śmiechem.

– Martinie, to już nie należy do rytuału! Nasze przyrzeczenie skończyło się obietnicą odrzucenia tego, co jest teraz i zostania prawdziwymi przyjaciółmi. To wszystko. Cała reszta to zwyczajna rozmowa!

Martin uśmiechnął się krzywo.

– Skąd mogłem wiedzieć? W końcu nie co dzień geddarowie nawiązują przyjaźń z ludźmi. Wiem tylko, że wasze społeczeństwo bardzo poważnie traktuje symbole i przysięgi.

– Nie tak bardzo, jak mogłoby się wydawać – nie zgodził się geddar. – Odpoczniemy przed drogą czy wyruszymy natychmiast?