– Chciałem nazwać go Urodzony Zimą – rzekł Urodzony Jesienią. Powoli podchodził do stołu, zabawnie przy tym podrygując. Młode osobniki dio-dao rzeczywiście mogły skakać jak ziemskie kangury, ale ciąża dawała o sobie znać. Na wózku obok brzucha stał dzbanek z gorącą herbatą i jakieś jedzenie w miseczkach. – Ale teraz zmieniłem zdanie. Jego nowe imię brzmi – Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela. Zgadzasz się, synku?
Narzutka zakołysała się i z fałd wyłoniła się mała, puszysta główka – przy urodzeniu dio-dao były pokryte sierścią, która wypadała im dopiero przed rozpoczęciem dojrzałości płciowej. Stropione dziecko popatrywało to na Martina, to na Kadraha.
– Nie krępuj się – rzekł Urodzony Jesienią. – Odpowiedz.
– Tak, rodzicielu – odpowiedział cichutko mały dio-dao. I głowa znowu skryła się pod narzutką.
– Zna turystyczny? – wykrzyknął Martin. – Przeszedłeś przez Wrota w czasie ciąży?
– Nie, podzieliłem się pamięcią języka – odpowiedział z uśmiechem Urodzony Jesienią. – Pomóż mi, Martinie…
Ustawili na stole dzbanek i miseczki, a potem Urodzony Jesienią oddalił się do części kuchennej po resztę poczęstunku. Martin nie narzucał swojej pomocy, to mogłoby obrazić dio-dao.
– Czas mojego osobistego życia dobiega końca – powiedział Urodzony Jesienią, wyjmując coś z szafeczek. – Sądzę, że skończy się tej nocy. Ale cieszę się, bardzo się cieszę, że mogłem cię znowu ujrzeć, żyjący dziesięciolecia…
Martin poczuł, że ma gulę w gardle. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, co.
Zamiast niego odezwał się Kadrah.
– Wybacz moją obcesowość, Urodzony Jesienią, ale czy mogę zadać ci obraźliwe pytanie?
– Tak – odparł po prostu dio-dao.
– Czy proces rozmnażania musi być związany ze śmiercią rodzica?
– Ciało mojego syna oddziela się ode mnie powoli – odparł Urodzony Jesienią. – I nasza rasa od dawna ma wystarczająco dużo żywności, żeby dzieci nie musiały kontynuować tradycji kanibalizmu. Ale gdy on się urodzi – zegar mojego życia zatrzyma się.
– Więc to mechanizm biologiczny? – dopytywał się Kadrah. – Może to kwestia jakichś hormonów czy enzymów… Gdyby dało się je odnaleźć…
– A czy wy znaleźliście mechanizmy sprawiające, że się starzejecie? – zapytał Urodzony Jesienią. – Dlaczego wasze ciało starzeje się, niedołężnieje, umiera?
– Ale gdybyś nie zaszedł w ciążę… – wymamrotał Kadrah.
– Mógłbym żyć kilka dni dłużej. Tydzień… może miesiąc?… – w głosie dio-dao pojawiła się wątpliwość. – Istnieją pewne zioła i lekarstwa… Od tysięcy lat nasz naród szuka tajemnicy długowieczności. Wielcy uczeni i bohaterowie rezygnowali z rozmnażania się, kazali się wiązać, gdy nastawała Noc Spełnienia, albo usuwali narządy płciowe. Nic nie pomaga. Taka jest nasza natura, geddarze.
– Raz w życiu organizm dio-dao produkuje trzy komórki jajowe i porcję spermy – wyjaśnił Martin. – Okres, kiedy możliwe jest poczęcie, nosi miano Nocy Spełnienia. Dziesięć-dwanaście godzin seksu. Burza hormonalna, której praktycznie nie można się oprzeć. Ale jeśli dio-dao nie znajdzie partnera… albo zdoła się powstrzymać… osiągnie tylko tyle, że jego ród wymrze. Alternatywa nie istnieje.
– Nie chciałbym zyskać miesiąca życia za cenę śmierci mojego rodu i mojej pamięci – rzekł Urodzony Jesienią, wracając do stołu. – Miałem bardzo ciekawe życie… Smakowała ci ta ryba, prawda, Martinie?
– Tak, dziękuję. – Martin wziął talerz z jego rąk. – Żyjesz już sześć miesięcy, Urodzony Jesienią?
– Sześć miesięcy i osiem dni – skinął dio-dao. – Mój syn mnie rozumie, stara się nie spieszyć… Podzieliłem się z nim wszystkim, czym mogłem. Ciekawi go świat… to bystry malec.
– A czas spędzony w ciele rodzica nie jest doliczany do długości życia? – sprecyzował Kadrah.
– Zwykle nie – Urodzony Jesienią uśmiechnął się. – To, kiedy rodzic zacznie dzielić się z dzieckiem pamięcią, zależy tylko od niego. Wielu zostawia wszystko na ostatnią chwilę. Ja zacząłem niemal w dniu poczęcia.
– Dziwne i przerażające… – powiedział Kadrah. – Wybacz moje słowa, dio-dao, próbuję wyobrazić sobie, jak to jest – otrzymać pamięć swoich przodków jeszcze w ciele matki… być jednocześnie jednostką i częścią nieskończonego rodu…
– Pamięć przekazywana jest wybiórczo – wyjaśnił Urodzony Jesienią, siadając obok Martina na niskiej sofie. – Staram się oddać synowi to, co było najlepsze i najciekawsze w moim życiu, ale pozostawiam mu również pamięć o błędach, wątpliwościach i niepowodzeniach… to przecież także część mojego życia. Wiesz, że możemy oddać swoim dzieciom połowę pamięci?
Kadrah skinął głową.
– We mnie jest połowa pamięci mojego rodzica – kontynuował Urodzony Jesienią. – Jedna czwarta pamięci dziada. Jedna ósma pradziada – i tak do początku czasów. Pamięć najodleglejszych przodków nie zachowuje ich słów i czynów, jedynie odbłyski emocji. Kiedyś z mojej pamięci również zostanie tylko błysk. Możliwe, że będą to moje dzisiejsze uczucia. Nie wiem. Nie mamy władzy nad tym, jaka część pamięci przodków zostaje przekazana dziecku, a ono nie będzie w stanie rozporządzać moją. Ale chciałbym, żeby potomkowie zapamiętali mnie szczęśliwego. Gdy wracam do pamięci przodków, wydaje mi się, że byli szczęśliwi zawsze, przez całe życie. To jest jak delikatne ciepło, sączące się z ciemności wieków. Dobrze jest pamiętać radość i widzieć, że ciebie też zapamiętają. Jestem ogniwem w łańcuchu pokoleń. Jestem czymś więcej niż jednostką. Jestem rodem. I jestem szczęśliwy.
Kadrah pokręcił głową, jakby się z tym nie zgadzał. Ale nic nie powiedział.
Urodzony Jesienią wziął dzbanek, nalał herbatę do kielichów. W smaku naparu nie było nic z ziemskiej herbaty, ale Martin z przyzwyczajenia nazywał go tym słowem, podobnie jak każdy ziołowy napój dowolnej planety.
– Cieszę się, że mogę was gościć – odezwał się Urodzony Jesienią. – Ale nie jestem na tyle naiwny, by sądzić, że mój żyjący długo przyjaciel Martin po prostu chciał mnie odwiedzić w dniu mojej śmierci. I tym bardziej wątpliwe jest, że dumny geddar – dio-dao uśmiechnął się, łagodząc ironię swoich słów – przybył tu, żeby zgłębiać właściwości naszej biologii. A więc – jak mogę wam pomóc?
Martin i Kadrah popatrzyli na siebie. „Dumny geddar” najwyraźniej czuł się niezręcznie, że musi prosić umierającego o pomoc.
– Umieram i tego nie da się zmienić – dodał Urodzony Jesienią. – Rozmowa z wami to radość moich ostatnich godzin. Ale jeśli zdołam wam jakoś pomóc, będę zachwycony. Mówcie.
– Pamiętasz, jaki jest mój zawód? – zapytał Martin.
– Najemny policjant – skinął głową Urodzony Jesienią.
– Powiedzmy. Niedawno, tydzień temu – Martin zawahał się, zbyt późno rozumiejąc, jak niezręcznie brzmi to sformułowanie w rozmowie z istotą żyjącą pół roku – poproszono mnie, abym odnalazł dziewczynę, która przeszła na Ziemi przez Wrota…
– Wasi partnerzy płciowi posiadają rozum i wolną wolę? – zdumiał się dio-dao.
– Oczywiście.
– Ach, wybacz, pomyliłem was z geddarami… – Urodzony Jesienią uśmiechnął się.
Martin zerknął na Kadraha. Geddar poczerwieniał, zaczął szybciej oddychać – ale nie protestował.
– A więc, wyruszyła w drogę… – kontynuował cierpliwie Martin.
Opowiedział dio-dao o trzech śmierciach Iriny, o tym, że dziewczyna otrzymała dostęp do listy zagadek Wszechświata, o swoim domyśle na temat planety Marge, o geddarze, który dołączył do niego w imię zemsty na klucznikach…