Выбрать главу

Martin kiwnął głową. Ta rozmowa z nowo narodzonym osobnikiem, absolutnie samodzielnym, trochę go przerażała.

Na szczęście, dzięki postępowi cywilizacji dio-dao dzieci nie musiały już zjadać ciał rodziców.

Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela przeszedł do salonu, skinął Kadrahowi i udał się pod prysznic. Geddar pozostał niewzruszony, w każdym razie nie dał nic po sobie poznać i to Martina cieszyło. Gdy mały się mył, Martin zawinął ciało Urodzonego Jesienią w cienki całun, zrobiony nie z materiału, lecz z mocnego, szarego papieru. Próbował zamknąć oczy dio-dao, ale one uparcie wpatrywały się w przyszłość, która zatrzymała się raz na zawsze.

– Nawet nie wiem, co powiedzieć – wymamrotał Martin. – Cóż… byłeś świetnym kumplem… nie człowiekiem oczywiście i nawet nie mężczyzną, tylko hermafrodytą… ale w tamtej akcji trzy miesiące temu bardzo mi pomogłeś… i poczucie humoru miałeś fajne… i lubiłeś ludzi…

Martin zamilkł, ale nic więcej nie przychodziło mu do głowy.

– Odejdź w pokoju – zakończył, zasłaniając twarz Urodzonego Jesienią. – Niech ci ziemia lekką będzie.

…Godzinę później, gdy po zaspokojeniu pierwszego głodu młody dio-dao zdecydował się przystąpić do pogrzebu, Martin przekonał się o naiwnym antropomorfizmie swoich słów. Dio-dao nie grzebali swoich zmarłych, więc Martin i Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela – nawet tak młody osobnik okazał się silny fizycznie – zanieśli ciało na przedmieścia miasteczka. Kadrah w milczeniu szedł za nimi, nie proponując pomocy, ale z ciekawością wszystko obserwując. Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela znalazł w ogrodzeniu wąską furtkę, zamkniętą na mocną zasuwę, on i Martin wynieśli ciało za płot, położyli na ziemi i wrócili.

I niemal od razu za płotem zaczęła się krzątanina i dało się słyszeć ohydne mlaskanie.

– Co tam jest? – zapytał Martin, walcząc z torsjami.

– Bydło – wyjaśnił krótko Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela. Popatrzył na Martina i skinął głową: – Tak jest, oddajemy ciała naszych martwych zwierzętom. Umieramy zbyt często, by wykorzystać pełny obrót organiki i zakopywać ciała w ziemi jako nawóz.

– Potem jecie te zwierzęta?

– Nie, one stanowią karmę dla większego bydła – odparł młody dio-dao. – Co za różnica, geddarze? Ty jesz zioła i orzechy, które wyrosły na ciałach twoich przodków. My jemy mięso, wykarmione ciałami naszych prarodziców.

Ku zdumieniu Martina, geddar nie spierał się.

– Życie jest okrutne – rzekł tylko Kadrah.

– Bardziej okrutna jest tylko śmierć – potwierdził Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela.

Wrócili do domu Urodzonego Jesienią, który od teraz miał być domem Tego, Który Doczekał Się Na Przyjaciela i położyli się spać, ponieważ było już po północy i wszyscy byli zmęczeni.

Ale Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela jeszcze coś przekąsił.

Martin źle spał. Kilka lat temu przeczytał zajmujący artykuł jakiegoś psychologa, który badał podróżujących Wrotami. Prócz wyliczenia tradycyjnych problemów, wykrytych u zajadłych turystów, czyli depresji, dezorientacji w czasie i przestrzeni, nastrojów samobójczych i impotencji, zwiększonej agresji i nieadekwatnego odbioru intonacji i gestów, psycholog dawał swoje rady. Najważniejszą z nich było robienie tygodniowych, a jeszcze lepiej miesięcznych przerw między odwiedzaniem kolejnych planet. Z wyraźną naganą autor wyrażał się o tych, którzy wędrują z planety na planetę, nie wracając na Ziemię. Zaś psychiczne przeciążenie, spowodowane odwiedzeniem trzech różnych światów w ciągu tygodnia, autor uważał za niemożliwe do wytrzymania przez ludzki mózg.

Psycholog oczywiście przesadzał, jak każdy dobry lekarz. Lepiej wystraszyć pacjenta, niż napełnić go fałszywym optymizmem. Martin wystarczająco długo włóczył się po Wszechświecie, więc mógł się uważać za lepiej przygotowanego od większości podróżników.

Ale sen był ciężki i pełen koszmarów. We śnie Martin razem z Tym, Który Doczekał Się Na Przyjaciela szykował świąteczny obiad z Urodzonego Jesienią. Zmarłego dio-dao należało posypać przyprawami, zawinąć w folię i zapiekać bezpośrednio na łóżku. Kadrah stał obok i zadawał pytania – czy Martin nie dodaje przypadkiem za dużo przypraw, czy mięso starego dio-dao będzie wystarczająco miękkie. Potem, nie wiadomo dlaczego, Kadrah zainteresował się kwestią koszerności Obcego, a w jego zachowaniu pojawiło się coś ze stylu chuliganów-prowokatorów.

A potem zjawiła się Irina Połuszkina. Była blada, poruszała się powoli, a gdy podeszła bliżej, Martin zrozumiał, że dziewczyna nie żyje. Na jego dramatyczne pytanie, jak do tego doszło, Ira odpowiedziała, że próbowała zobaczyć Boga, a takie próby nie prowadzą do niczego dobrego.

Ale do uroczystej kolacji usiadła razem ze wszystkimi i gdy Martin odmówił jedzenia, zaczęła nieoczekiwanie mocno potrząsać go za ramiona, domagając się natychmiastowego przystąpienia do koszmarnego posiłku…

Martin obudził się i zobaczył nad sobą Tego, Który Doczekał Się Na Przyjaciela. Kadrah również wstał i właśnie się mył. Na stole stało przygotowane śniadanie. Pachniało smażonym mięsem.

– Wstawaj, musimy ruszać w drogę – powiedział Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela. – Pociąg do Doliny Boga odchodzi za godzinę.

– Będziesz nam towarzyszył? – zapytał Martin, otrząsając się ze snu.

– Przecież mówiłem, że bez przewodnika nie traficie.

– Nie ty mówiłeś, tylko twój ojciec – mruknął Martin. – Urodzony Jesienią, a nie Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela.

Dio-dao uśmiechnął się.

– Przez pierwsze kilka dni po narodzinach ciężko oddzielić własną pamięć od pamięci rodzica… Masz rację, mówił o tym mój rodzic, ale ja się z nim zgodziłem.

– Rzeczywiście – Martin skinął głową, wstając. On i Kadrah spali na podłodze – z zaproponowanego łóżka obaj, nie umawiając się, zrezygnowali.

– Przy okazji, możesz nazywać mnie po prostu Di-Pi – powiedział Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela. – Będzie mi miło.

– A geddar? – zapytał od razu Martin.

– Niech również zwraca się do mnie w ten sposób – rzekł Di-Pi po chwili wahania.

W ciągu nocy mały dio-dao trochę podrósł i teraz był wzrostu ośmioletniego dziecka. Dzieciństwo dio-dao nie trwało długo, zresztą, czy można nazwać dzieciństwem okres fizycznego wzrostu? Istota ludzkiego okresu dorastania polega nie na zwiększaniu rozmiarów ciała czy pojawieniu się drugorzędnych oznak płciowych. Dzieciństwo to przede wszystkim poznawanie świata, a przecież dio-dao poznał świat jeszcze przed swoimi narodzinami…

Usiedli do śniadania. Di-Pi zaserwował smażone mięso z gęstym, ostrym sosem, coś w rodzaju miękkiego sera i przypominające fasolę duszone warzywa. I herbatę – dużo mocnej i słodkiej herbaty.

Mięso jadł tylko dio-dao.

– Już wszystko wiem – powiedział Di-Pi, zjadając kolejną porcję. – Kobieta wyruszyła do Doliny Boga zwykłym pociągiem. To niedrogi i wygodny sposób podróżowania, ale dość wolny – pociąg przybędzie na miejsce dopiero dziś po południu. My pojedziemy ekspresem i znajdziemy się w dolinie późnym wieczorem. Kobieta nie będzie miała zbyt wiele czasu, żeby popełnić jakieś głupstwo.

– Jakie głupstwo? – zapytał czujnie Martin.

– Długo nad tym myślałem – rzekł skromnie Di-Pi. – Mój rodziciel zbyt przejmował się swoją śmiercią, żeby poważnie zastanowić się nad tym problemem. A ja chyba zrozumiałem cel Iriny.

– No to mów! – zachęcił go Martin.

– Powiedziałeś, że kobieta otrzymała listę zagadek Wszechświata – zaczął dio-dao. – Podobne listy mają rzecz jasna wszystkie cywilizacje i wszyscy próbują owe zagadki rozwiązać. Ale kobieta Irina próbuje dokonać jakiegoś odkrycia w pojedynkę, a to oznacza, że potrzebuje szybkiej i jednoznacznej odpowiedzi na konkretne ogólne pytanie. Zastanówmy się, czym zajmowała się do tej pory. Po pierwsze – rozwiązanie zagadki Biblioteki. To rzeczywiście bardzo ważna kwestia. Być może była to planeta kluczników, być może jakiejś zaginionej rasy, tak czy inaczej obeliski przechowują starożytne tajemnice. Może historię Wszechświata. Może jakieś objawienie. Ale język Biblioteki stawiał opór i kobieta się wycofała. Drugą zagadką, jaką próbowała rozwiązać, była zagadka starożytnych świątyń na planetach, które odwiedzili klucznicy. To również bardzo istotna kwestia. Gdyby w świątyniach rzeczywiście znajdowały się nieznane artefakty, oznaczałoby to, że klucznicy nie odwiedzają planet na chybił trafił, lecz idąc za sygnałami z tych świątyń. Co z tego wynika? Istnienie starożytnej cywilizacji-pramatki? Wspólne korzenie wszystkich rozumnych ras? Funkcjonowanie w zamierzchłej przeszłości sieci transportowej, analogicznej do Wrót kluczników? Bardzo interesująca, globalna informacja… Szkoda, że nadal nie mamy rozwiązania. Trzecią planetą, którą odwiedziła kobieta Irina, był Arank. Wielka tajemnica, bez wątpienia mogącą dokonać przewrotu w filozofii. Czy istnieje niematerialny nośnik rozumu, czy istnieje dusza, a więc życie po śmierci? Niestety, Irina zaprzeczyła sama sobie, próbując metodami fizycznymi odnaleźć to, co mistyczne… Czwarta planeta – nasza. Jej zasadniczą unikatowość widzę – podobnie jak mój rodzic – w nieokreśloności Boga.