– Ty, Który… Di-Pi, powiedz mi, po co ten pociąg w ogóle trzyma się szyn? – zapytał Martin. – Przecież wcale ich nie dotyka!
– Dla bezpieczeństwa – wyjaśnił dio-dao. – Na przykład po to, żeby nie wjechać w drzewa, nie musieć uważać na nierówności terenu, duże zwierzęta i nieostrożnych przechodniów.
– Nie prościej byłoby wznieść się wyżej, piętnaście metrów nad ziemię?
– Nie przepadamy za lataniem – przyznał się Di-Pi.
– Ale w kosmos przecież latacie – nie ustępował Martin.
– To zupełnie co innego – rzekł dio-dao. – Zupełnie co innego!
Do rozmowy włączył się Kadrah:
– Na ich planecie nie ma ptaków i latających owadów, przyjacielu. Rasa dio-dao cierpi na lęk wysokości.
– Wiesz co, Kadrahu? Mam wrażenie, że wiesz o dio-dao nie mniej niż ja, ale twoja wiedza jest bardzo jednostronna. Ty dostrzegasz wyłącznie negatywy.
Kadrah zaśmiał się cicho.
– Mam nadzieję, że nie obrazi to naszego małego przewodnika, ale to prawda. Gdy klucznicy przybyli na naszą planetę i geddarowie zaczęli poznawać Wszechświat, długo szukaliśmy rasy, z której można brać przykład. Było nam wszystko jedno, czy będą to humanoidy, czy inne, bardziej wyszukane formy życia. Ale stało się tak, że najbardziej polubiliśmy ludzi i aranków. O innych rasach wiem przede wszystkim to, co przeszkadza we współpracy i przyjaźni.
– Nie jestem urażony – rzekł dio-dao. – Ani ludzie, ani tym bardziej geddarowie nie są naszymi ulubionymi rasami, co nie oznacza, że nie robimy wyjątków. Zjedzmy coś, dobrze, przyjaciele? Przed nami długa droga.
Pociąg mknął na północ. Znajdowali się na południowej półkuli planety i z każdą godziną na zewnątrz robiło się coraz cieplej. Zniknęły śniegi, pojawiły się kamieniste równiny, potem porośnięte niskimi krzakami pola, najwyraźniej uprawne. Ciężkie ołowiane chmury ustąpiły miejsca burej zieleni nieba, która przeszła w przejrzysty, zielonkawy błękit. Od czasu do czasu za oknem migały niewielkie osiedla, trzy razy pociąg zatrzymywał się przed wielkimi miastami.
Do ich wagonu przez całą drogę nikt nie wsiadł.
Di-Pi jadł niemal bez przerwy. Martin zaczął odnosić wrażenie, że dio-dao rośnie w oczach – wystarczy odwrócić wzrok na minutę, a on wydłuża się o kilka centymetrów. Ta rasa nie miała ani dzieciństwa, ani starości. Martin niejednokrotnie słyszał porównanie ludzkiego życia do spalania, ale życie dio-dao nie płonęło – ono wybuchało.
Na dworze robiło się coraz cieplej.
Plantacje krzewów zostały zastąpione przez pola, później pojawiły się pastwiska, po których chodziły dwunogie zwierzęta, przypominające stojące na tylnych nogach krowy. Całe życie na Marge toczyło się w oparciu o tę samą zasadę – wszystkie zwierzęta żyły najwyżej pół roku, wszystkie rosły w torbach i otrzymywały pamięć po przodkach.
Smutna planeta…
Martin usiadł wygodniej w fotelu, zamknął oczy i spróbował się zdrzemnąć. W fotelu naprzeciwko dio-dao, pogryzając coś przypominającego chipsy, czytał książkę – zwykłą, papierową, bardzo podobną do ziemskich.
– Co czytamy? – nie wytrzymał Martin. Dio-dao chyba nie lubił tracić czasu. Nic dziwnego, jeśli Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela będzie chciał pójść śladami ojca, będzie musiał bardzo szybko zapoznać się z licznymi kodeksami dio-dao.
– Wziąłem powieść na drogę… – speszył się Di-Pi. – To beletrystyka. Wymysł.
– O czym? – zainteresował się Martin. W czasie poprzedniej wizyty, skupiony na przestrzeganiu praw i obyczajów, nie miał okazji zainteresować się kulturą dio-dao.
– To opowieść o pewnym dio-dao. Pragnący Więcej, bo tak brzmi jego imię, chciał żyć długo i podpisał pakt z diabłem. Żeby zachować młodość, musiał co pół roku zabić i pożreć jakiegoś młodego dio-dao. Dzięki temu ulegał odmłodzeniu i mógł uchodzić za własnego syna. Ale pracownik policji, Pamiętający Przeszłość, zaczął go podejrzewać podczas pewnego przypadkowego spotkania… On z czcią przechowywał pamięć przodków i zdołał rozpoznać przestępcę, z którym walczył jeszcze jego ojciec i dziad…
Dio-dao zamilkł i spytał speszony:
– Pewnie istocie żyjącej dziesiątki lat taka fabuła wydaje się dość naiwna?
– Ależ dlaczego? – nie zgodził się Martin. – W naszej literaturze są podobne wątki, tylko przestępcy nie pragnęli długiego życia, lecz nieśmiertelności.
– Ciężko to sobie wyobrazić – powiedział w zadumie Di-Pi. – Opowiedz mi o jakiejś ludzkiej książce na ten temat.
Martin zastanowił się i zaczął opowiadać o Portrecie Doriana Graya. Dio-dao okazał się wdzięcznym słuchaczem. Gdy Martin opisał, że portret nieszczęsnego Doriana zaczął się starzeć zamiast niego, w oczach Di-Pi pojawiły się łzy. Finał przyjął wprawdzie ze stoickim spokojem, ale wyraźnie był wstrząśnięty.
– Bardzo głęboka filozofia – powiedział. – Bardzo. Czy tę książkę tłumaczono na turystyczny?
– Nigdy nie słyszałem, żeby jakąkolwiek książkę przetłumaczono na turystyczny.
– Szkoda – rzekł z przekonaniem Di-Pi. – Wstrząsająca historia! Zapewne jej twórca cieszył się powszechnym szacunkiem i był nauczycielem moralności?
Martin zawahał się:
– Jak by ci to powiedzieć… Szczerze mówiąc, właśnie z szacunkiem i moralnością miał spore problemy… Sądzę, że trudno byłoby ci zrozumieć tę sytuację, ale…
Na szczęście dio-dao zajął się nie życiem Oscara Wilde’a, lecz nowymi opowieściami na interesujący go temat. Martin opowiedział mu Jaszczura, który zrobił nieco mniejsze wrażenie, a następnie przeszedł do literatury fantastycznej.
Tu już dio-dao przeżył lekkie załamanie nerwowe. Ze spokojem przyjmując koncepcję literatury pięknej i fikcji literackiej, kompletnie nie mógł zrozumieć, czym jest wymyślona przyszłość. W jego rozumieniu można pisać historie wyłącznie o przeszłości. Nie potrafił sobie wyobrazić przyszłości jako poligonu fantazji. Bardzo ostrożnie, poczynając od fantastyki „bliskiego celownika” i przywodząc apokryficzny przykład z młotkiem na energię atomową, Martinowi udało się przekazać mu istotę ziemskiej literatury fantastycznej.
– Ale przecież takie historie zwykle się nie sprawdzają! – spierał się Di-Pi. – Czy któryś z ziemian przewidział przyjście kluczników?
Martin wzruszył ramionami.
– To na czym polega ich wartość? To przecież zwykła strata czasu!
Martin nie odważył się powiedzieć, że czasem ludzie nie wiedzą, co zrobić z czasem, i wypełniają swoje życie grami, książkami, filmami czy bezsensownym hobby.
– Ależ nie, to rozszerza granice odbioru świata – wyjaśnił. – Czytając o jakimś wariancie przyszłości, człowiek widzi jego plusy i minusy, i może podjąć pewne kroki, by go urzeczywistnić bądź też, żeby go uniknąć.
Di-Pi zamyślił się głęboko.
– Poza tym, wymyślona przyszłość pozwala człowiekowi lepiej zrozumieć problemy teraźniejszości. Podobnie jak w literaturze pięknej – dobił go Martin.
– Muszę to przemyśleć – skinął głową dio-dao. – Coś w tym jest. Wydaje mi się, że wy lubicie tego typu książki, ponieważ macie nadzieję, choćby niewielką, że dożyjecie wymyślonej przyszłości. Nam jest trudniej. My wiemy, kiedy umrzemy. Żyjemy niedługo… stosunkowo niedługo, oczywiście, ale mimo wszystko…
Zamilkł, odkładając swoją książkę.
Martin mimo wszystko postanowił się zdrzemnąć.
Wieczorem, gdy się obudził – wyjątkowo rześki i wypoczęty – pociąg mknął nad morzem. Niebo zasnuły ciemnoszare chmury, w oddali rozbłyskiwały błyskawice, pod dnem wagonu kipiała woda.