Выбрать главу

– Bardzo szybko oglądasz, nie zdążamy niczego zauważyć – przyznał się Martin.

– Rozgrzałem niebieski labirynt do maksymalnej dopuszczalnej temperatury – wyjaśnił Pawlik. – Jeszcze pół stopnia i zacznę bredzić… Przyjaciele, tutaj nic nie ma! Ta planeta jest pusta jak wydmuszka!

„Celownik” zwolnił. Jakby pragnąc zademonstrować ludziom możliwości swojego statku, Pawlik naprowadził go na kilka obszarów planety, obraz został powiększony i można było zobaczyć skały, rośliny, rzeki, a nawet jakieś ptaki, albo istoty podobne do ptaków, krążące nad brzegiem morza.

– Tutaj jest życie! – wykrzyknął Martin.

– Jest życie, atmosfera tlenowa, planeta nadaje się dla humanoidów – potwierdził Pawlik. – Za to brakuje jakichkolwiek śladów cywilizacji. Nie ma fabryk, miast ani silnych źródeł energii.

– Na waszej planecie też nie ma fabryk… – nie dawał za wygraną Martin.

– Owszem, ale klucznicy to cywilizacja technologiczna! – wykrzyknął Pawlik. – Oszukano nas! Ta planeta nie może być ojczyzną kluczników! Poza tym, nie ma tu czarnych gwiazdolotów.

– Mówiłeś, że będą większe stateczki… – powiedział smutnie Pietieńka. – Okłamałeś mnie?

– Wszyscy zostaliśmy okłamani – odparł z goryczą Pawlik. – Pietieńka, czy my naprawdę jesteśmy przy Gammie Capelli? Sprawdź współrzędne.

– Już sprawdziłem. Jesteśmy przy planecie Gammy Capelli.

– Oszustwo – podsumował Pawlik. – Wszędzie oszustwo. Czyżby klucznicy odkryli nasz plan i wysłali nas do niezamieszkanej planety? Co za podłość!

– Przepraszam, a jak stąd wrócimy? – spytała niespodziewanie Irina. – Z tym waszym silnikiem?

– Daj spokój, Irina – powiedział z goryczą Pawlik. – Ten silnik nie jest w stanie rozwinąć niezbędnej prędkości, poza tym nasz zapas energii jest niewystarczający.

– To jak mieliście zamiar wrócić? – uniósł brwi Martin.

– Szczerze mówiąc, prawdopodobieństwo szczęśliwego powrotu było tak niewielkie – wyznał bezzaryjczyk – że nie rozpatrywaliśmy tej kwestii na poważnie. W razie powodzenia chcieliśmy zwyczajnie poprosić kluczników, żeby odesłali nas na Bezzar.

Martin milczał. W końcu pretensje mógł mieć wyłącznie do siebie. Trzeba było zawczasu zapytać, czy powrót jest w ogóle przewidziany.

– Pietieńka, wyprowadź nas na dzienną stronę planety – polecił Pawlik.

Przestrzeń znowu zawirowała i po kilku sekundach pod statkiem zalśnił w słońcu rajski świat. Wody na planecie było mniej niż na Ziemi, Martin dostrzegł tylko jeden porządny ocean, za to całe mnóstwo rzek, jezior, kilka potężnych łańcuchów górskich, dość niskich i porośniętych lasami. Niemłoda i pewnie dlatego spokojna planeta.

– Bardzo dobre wskazania temperaturowe – potwierdził jego domysły Pawlik. – Przyjemny, umiarkowany klimat, procesy górotwórcze dawno zakończone, dużo roślinności… Nic nie rozumiem. To mogłaby być ojczyzna kluczników, gdyby były jakiekolwiek ślady cywilizacji!

– Przynajmniej nie grozi nam śmierć – wtrąciła dzielnie Irina.

Pawlik zaśmiał się cicho.

– Wam – nie. Poza tym, jesteście osobnikami różnej płci i możecie mieć potomstwo. Chcecie wylądować i skolonizować tę planetę?

– A wy moglibyście tu żyć? – zapytała Irina.

– Mamy pewną ilość odczynnika, zmieniającego właściwości wody – powiedział Pawlik po chwili wahania. – Przecież nie wykluczaliśmy ewentualności szantażu… Moglibyśmy żyć tutaj dość długo, tworząc zamkniętą biosferę. Ale nie zdołamy przetworzyć całej planety. Nie mówiąc już o tym, że po czymś takim ten świat stałby się nieodpowiedni dla normalnych form życia. Jeśli miejscowe zwierzęta okażą się dla was jadalne…

– Powoli, powoli, nie mamy zamiaru bawić się w kosmicznych Robinsonów! – zawołał Martin. – Uspokój się, ochłodź swój mózg i zastanów się. To na pewno jest ta planeta, do której prowadziły Wrota kluczników?

– Byliśmy pewni, że to właśnie ona – przyznał samokrytycznie Pawlik. – Ale sami widzicie…

– To kurort – stwierdził Martin, patrząc na sunące po ekranie krajobrazy – lasy, rzeki, jeziora. Miejsce wypoczynku i relaksu. Klucznicy wyruszają tu, by odpocząć po swojej zmianie. Gdzieś tutaj powinny być Stacje!

– Tylko czy zdołamy je odnaleźć? – zapytał sceptycznie Pawlik. – Poza tym, dla głównego celu naszej misji nie ma to znaczenia. Jeśli to nie jest ojczysta planeta kluczników…

– Przy Gammie Capelli jest tylko jedna planeta? – przerwał mu Martin.

Przez jakiś czas Pawlik milczał, wreszcie wykrzyknął:

– Jaki to był dobry pomysł, żeby wziąć was ze sobą! To przy naszym słońcu jest tylko jedna planeta! Nigdy bym nie pomyślał… Pietieńka!

– Skanuję przestrzeń! – zawołał żwawo Pietieńka. – Stwierdzono gazowego giganta, życie na powierzchni niemożliwe. Stwierdzono malutką planetkę, bliską gwieździe. Zbyt wysoka temperatura na powierzchni, śladowe ilości atmosfery… Stwierdzono jeszcze jedną planetę o podobnych rozmiarach, o atmosferze z neutralnych gazów… Nie nadaje się do życia… otoczona pasem asteroidów…

Zamilkł i podsumował:

– To wszystko.

– Nie udało się – powiedział Pawlik. – Lądujemy?

Martin milczał. Planeta, nad którą krążyli, rzeczywiście wyglądała cudownie. Zapewne na Ziemi znalazłoby się tysiące ludzi, gotowych kupić bilet w jedną stronę.

Martin do nich nie należał i dlatego myślał.

Co zrobiliby ludzie, gdyby zyskali wszechpotęgę, albo coś bardzo jej bliskiego? Po nakarmieniu głodnych, napojeniu spragnionych, pokonaniu chorób, zakończeniu wojen?

Ludzie próbowaliby przekształcić Ziemię w rajski ogród. W swoim ludzkim rozumieniu. Bujna, triumfująca przyroda. Przytulne, wkomponowane w krajobraz domki – i żadnych fabryk. A zakłady produkcyjne i Stacje przenieśliby na jakąś inną planetę, na Marsa albo Wenus.

– Pawlik, oni gdzieś tu są – odezwał się Martin. – Na tej planecie z atmosferą z neutralnych gazów na przykład. Tam są ich fabryki i miasta.

– A tutaj?

– Tutaj jest raj. Tutaj kąpią się w rzekach, jedzą, bawią się i rozmnażają. Tak jak tysiące lat temu.

– Ale dlaczego? – oburzył się Pawlik. – Po co niszczyć wszelkie ślady cywilizacji technicznej? Najpierw budować, potem burzyć?

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo przedstawiciele cywilizacji technicznych pragną zniszczyć całą swoją technikę.

– Zaryzykujemy – zdecydował Pawlik, nie spierając się dłużej. – Pietieńka! Co ty na to?

– Z tej odległości nie mogę szczegółowo zbadać pozostałych planet – pisnął pilot. – Lecimy?

– Tak.

– Hura! – zawołał młody bezzaryjczyk. – Wyliczam kurs. Trudna sprawa… czy mogę trochę podgrzać niebieski labirynt?

– Nie, chłopcze – odparł surowo Pawlik. – Jest już wystarczająco podgrzany. Pracuj.

Przez jakiś czas statek krążył nad planetą. Martin wpatrywał się w ekran i próbował wypatrzyć w płynących pod nimi krzakach choćby jednego klucznika. Niestety, obraz nie był wystarczająco ostry.

– Wierzysz, że klucznicy są na innej planecie? – spytała cicho Irina.

– Tak – odpowiedział szeptem Martin. – Próbowałem myśleć tak jak oni. Niewiele osób może zrozumieć kluczników. Ale wydaje mi się, że pod tym względem oni są bliscy ludziom.

– A jeśli tam nikogo nie będzie? – ciągnęła Irina. – Jeśli nie będzie tam żadnej Stacji?

– Cóż, wówczas ja będę polował, a ty będziesz pilnować ognia – odparł Martin.

– Jest jeszcze jedno wyjście – szepnęła Irina niczym spiskowiec. – Jeśli zginę, moje… moje siostry dowiedzą się, co się stało. I spróbują ci pomóc.