Выбрать главу

– Celuje się – tłumaczył pan Cucuzza mojemu ojcu, imitując broń palcem wskazującym i kciukiem – no i się strzela. Celuje się i się strzela, cała sztuka.

– Kiedy mnie to niepotrzebne – bronił się ojciec.

– A jakby tak przyszli, to czym się pan będziesz bronić?

– Panie Cucuzza, ja się urodziłem w mieście Newark w roku tysiąc dziewięćset pierwszym. Przez całe życie terminowo spłacałem czynsz, podatki i rachunki. Nigdy nie oszukałem pracodawcy ani o dziesięć centów. Nigdy nie próbowałem kantować rządu Stanów Zjednoczonych. Ja wierzę w ten kraj. Ja kocham ten kraj.

– Ja tak samo – zapewnił go nasz potężny sąsiad z dołu, którego szeroki czarny pas wciąż hipnotyzował mnie swoją niezwykłością, jakby był obwieszony spreparowanymi głowami. – Jak żem tutaj przyjechał, miałem dziesięć lat. Najlepszy kraj na świecie. Bez Mussoliniego.

– Cieszę się, że pan tak uważa, panie Cucuzza. To tragedia dla Włoch, to tragedia dla takich ludzi jak pan.

– Mussolini, Hitler, mnie się od nich chce rzygać.

– Wie pan, co ja kocham, panie Cucuzza? Dzień wyborów. Kocham głosować. Odkąd jestem pełnoletni, nie opuściłem ani jednych wyborów. W dwudziestym czwartym głosowałem przeciwko Coolidge’owi, na Davisa, ale Coolidge wygrał. I wszyscy wiemy, co zrobił dla biednych w tym kraju. W dwudziestym ósmym głosowałem przeciwko Hooverowi, na Smitha, ale Hoover wygrał. I też wiemy, co zrobił dla biednych. W trzydziestym drugim głosowałem drugi raz przeciwko Hooverowi, a pierwszy raz za Rooseveltem – i, Bogu dzięki, wygrał Roosevelt, który postawił Amerykę z powrotem na nogi. Wyciągnął kraj z Wielkiego Kryzysu i spełnił daną ludziom obietnicę – wprowadził nowy ład. W trzydziestym szóstym głosowałem przeciwko Landonowi, za Rooseveltem, i znowu Roosevelt wygrał – Landon pociągnął za sobą tylko dwa stany, Maine i Vermont. Nawet w Kansas mu się nie udało. A Roosevelt zyskał w skali kraju nienotowaną wcześniej liczbę głosów i znów dotrzymał wszystkich obietnic złożonych podczas kampanii klasie robotniczej. I co w związku z tym zrobili wyborcy w roku czterdziestym? Zamiast Roosevelta wybrali faszystę. Nie idiotę w stylu Coolidge’a, nie błazna w stylu Hoovera, tylko czystej wody faszystę, legitymującego się faszystowskim medalem. Posadzili na fotelu prezydenckim faszystę, jako prawą rękę dali mu podżegacza Wheelera, a do rządu wsadzili Forda, który jest nie tylko antysemitą rangi Hitlera, ale i wyzyskiwaczem niewolników, bo zamienił człowieka pracy w ludzką maszynę. A dzisiaj pan, szanowny panie, przychodzi do mnie do domu i proponuje mi pistolet. W Ameryce, w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym drugim, przychodzi do mnie mój nowy sąsiad, człowiek, którego nawet jeszcze nie znam, i proponuje mi pistolet, żebym mógł bronić siebie i swojej rodziny przed Lindberghowską antysemicką tłuszczą. Proszę nie myśleć, że nie jestem panu wdzięczny, panie Cucuzza. Nigdy nie zapomnę pańskiej troski. Ale jestem obywatelem Stanów Zjednoczonych Ameryki, tak samo jak moja żona i moje dzieci, tak samo jak… – tu głos lekko mu się załamał -… jak Walter Winchell… I w tej samej chwili radio zaczęło nadawać komunikat na temat Waltera Winchella.

– Cśśś! – syknął ojciec. – Cśśś! – Tak jakby to ktoś inny, a nie on, perorował przed chwilą na całą kuchnię. Wszyscy pilnie słuchamy radia – nawet Joey zdaje się słuchać – skupieni razem jak stado wędrownych ptaków albo ławica ryb.

Ciało Waltera Winchella, zamordowanego dziś na wiecu politycznym w Louisville, Kentucky, prawdopodobnie przez członka Amerykańskiej Partii Nazistowskiej współpracującego z Ku-Klux-Klanem, zostanie przewiezione nocnym pociągiem z Louisville na Dworzec Pensylwania w Nowym Jorku. Tam, z polecenia burmistrza Fiorella La Guardii, wystawione będzie przez całe rano w głównej hali dworcowej, pod ochroną nowojorskiej policji miejskiej. Zgodnie z żydowskim obyczajem, uroczystości żałobne odbędą się tego samego dnia, o godzinie czternastej, w największej nowojorskiej synagodze Emanu-El. Ceremonia transmitowana będzie przez megafony na zewnątrz świątyni, w obszarze Piątej Alei, gdzie przewiduje się zgromadzenie dziesiątek tysięcy żałobników. Obok burmistrza La Guardii przemówienia okolicznościowe wygłoszą: senator Partii Demokratycznej James Mead, żydowski gubernator Nowego Jorku Herbert Lehman oraz były prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt.

– Stało się! – wykrzyknął mój ojciec. – Wrócił! FDR wrócił!

– Bardzo go potrzeba – dodał pan Cucuzza.

– Chłopcy! – zwrócił się ojciec do nas. – Czy wy rozumiecie, co się dzieje? – Objął ramionami Sandy’ego i mnie. – To początek końca faszyzmu w Ameryce! Nigdy więcej Mussoliniego, Cucuzza! Nigdy więcej Mussoliniego w tym kraju!

8

PAŹDZIERNIK 1942
Złe czasy

Alvin zjawił się u nas nazajutrz wieczorem – zajechał pod dom nowiuteńkim zielonym buickiem, z narzeczoną Minną Schapp. Słowo „narzeczona” brzmiało dla mnie niesamowicie, kiedy byłem mały. Zapowiadało kogoś nadzwyczajnego – a tymczasem narzeczona Alvina okazała się przeciętną panienką, która przy pierwszym spotkaniu z rodziną kawalera boi się, żeby nie palnąć jakiegoś głupstwa. Zresztą, w tym wypadku nadzwyczajną osobą była nie przyszła żona, lecz przyszły teść, mistrz od wielkich interesów, skłonny wybawić Alvina z szemranego biznesu automatów do gry – w którym mój kuzyn, z pomocą dwóch osiłków do dźwigania towaru i odpędzania wrogich elementów, odpowiadał za transport i instalację nielegalnych urządzeń – przebrać go w jedwabny garnitur, ręcznie szyty w Hongkongu, oraz białą koszulę z białym monogramem, i uczynić restauratorem w Atlantic City. Chociaż pan Schapp sam zaczynał w latach dwudziestych jako Billy „Bila” Schapiro, podrzędny hochsztapler, powiązany z najgorszymi mętami z najpodlejszych ruder na najniebezpieczniejszych ulicach bandyckich okolic południowej Filadelfii – między innymi z wujem Shushy’ego Margulisa – to w roku czterdziestym drugim jego dochody z fliperów i jednorękich bandytów przekroczyły piętnaście tysięcy nierejestrowanych dolarów tygodniowo, w związku z czym Billy „Bila” przeistoczył się w Williama F. Schappa II, szacownego członka Klubu Ziemiańskiego Green Valley żydowskiego bractwa Brith Achim (gdzie co sobota zabierał swoją obwieszoną klejnotami fertyczną małżonkę na tańce przy muzyce Jackiego Jacobsa z zespołem Jolly Jazzers) oraz synagogi Har Zioń (przez której towarzystwo pogrzebowe nabył miejsce na rodzinny grobowiec w wyjątkowo atrakcyjnie ukształtowanym zakątku cmentarza synagogi), a także maharadżę osiemnastopokojowej willi w podmiejskiej dzielnicy Merion i zimowego rezydenta mieszkania marzeń biednego chłopaka – apartamentu na poddaszu, rezerwowanego dlań co roku w Miami Beach Eden Roc.