– A zatem „klapa” z naszą teorią?
– Tego bym nie powiedział – zastrzegł się major – pomysłowość złodziei jest niewyczerpana. Mogli wymyślić jakieś sposoby kradzieży cementu luzem. Zbadamy dokładnie ten problem. Dokonamy inspekcji wytwórni. Zatrudnimy tam kilku naszych ludzi, a także obstawimy drogi prowadzące do i z wytwórni. Kradzież najłatwiej złapać w czasie transportu.
Przez następne dni ludzie majora Liskiewicza mieli sporo roboty. Patrole zatrzymywały i sprawdzały wszystkie samochody, jakie pojawiały się w pobliżu wytwórni. Właściciele prywatnych szklarni gęsto się tłumaczyli, skąd wzięli materiały budowlane.
Jak zwykle tego rodzaju obława ujawniła najrozmaitsze przestępstwa. Niektóre sprawy nadawały się od razu dla prokuratora, inne znalazły swój epilog w nałożeniu przez kolegium wysokich grzywien. Jednakże nie zdobyto najmniejszego dowodu, który by wskazywał na wywożenie cementu z wytwórni betonu.
Jak słusznie zauważył major, trudno kraść cement luzem. Teoretycznie istniała możliwość, że na terenie betoniarni ładuje się sypki cement w worki. Zbyt kłopotliwe i zbyt rzucające się w oczy zajęcie. A poza tym – skąd wziąć worki?
Porucznik Ciesielski zawiadomiony przez majora o wynikach obławy pokiwał smętnie głową. Zdążył się, nieborak, przyzwyczaić, że każda z wszczynanych przez niego akcji kończyła się niepowodzeniem.
Od śmierci Zygmunta Sto janowskiego upłynął przeszło miesiąc. Zabójca inżyniera ciągle był na wolności i nic nie wskazywało, aby w najbliższym czasie coś się miało zmienić.
A jednak…
Paczka z książkami
– Jest do was, poruczniku, poczta. – Urzędniczka z dziennika podawczego zawiadomiła porucznika Ciesielskiego. – Jaka poczta? Urzędowa?
– Nie. To przesyłka z księgarni wysyłkowej. Paczka z książkami.
– Nie zamawiałem żadnych książek.
– Tego nie wiem. Przyszła przesyłka na wasze nazwisko. Dwie książki pod opaską. Tytuł widać. Grube tomy -”Wielka Koalicja”. Czy sami odbierzecie, czy przysłać na górę?
– Przyślijcie, jak będzie okazja do mnie, do pokoju.
– I tak zaraz dyżurny będzie roznosił pocztę, to i wam przyniesie.
– Dziękuję.
Porucznik odłożył słuchawkę i powiedział do Antoniego Szymanka: – Nigdy nie zamawiałem żadnych książek w księgarni wysyłkowej. Ciekaw jestem, kto mi zrobił taki prezent.
– Co to za książki?
– Podobno „Wielka Koalicja”.
– Masz szczęście! To najnowszy bestseller. Ludzie biją się, aby dostać te dwa tomy. Na wolnym rynku podobno można je kupić najtaniej za siedemset złotych, chociaż cena oficjalna wynosi zaledwie dwie setki. Może to piękna Irenka zrobiła ci taką niespodziankę? A propos, co się z nią dzieje?
– Nie wiem. Pewnie zdrowa.
– Jak to?
– Nie widziałem jej od dnia, kiedy nareszcie mogłem opuścić szpital.
– Łżesz jak pies!
– Naprawdę nie widziałem. Ani też nie telefonowałem.
– Nie poszedłeś z bukietem kwiatów, żeby jej podziękować za ocalenie życia i za to, co dla ciebie zrobiła? Za opiekę?
– Przecież pułkownik złożył jej oficjalne podziękowanie.
– No wiesz? Dobre sobie. Dziesięć dni opiekuje się nim, waruje przy jego łóżku, a on nawet nie powie „dziękuję”.
– Kiedy już wyzdrowiałem i mogłem opuścić szpital to żegnając się z panią Stojanowską, bardzo serdecznie podziękowałem jej za opiekę.
– Ty jesteś albo eunuchem, albo kretynem. Babeczka jak malowanie, na pierwszy rzut oka widać, że się zadurzyła w tym bałwanie, a on… Jak kołek! Nawet jej nie odwiedzi! Takiego…
Dalszy monolog podporucznika przerwało wejście kaprala Jabkowskiego, który przyniósł paczkę dla porucznika. Rzeczywiście były to dwa grube tomiska w opasce z szarego papieru pakowego. A na białej kartce wydrukowano maszynowym pismem adres: Stołeczna Komenda MO, Pałac Mostowskich, porucznik Andrzej Ciesielski.
Paczka zawiązana była kolorowym sznurkiem. Takim, jakim zazwyczaj posługują się księgarnie „Domu Książki”. Opaska papierowa, znacznie węższa niż same książki, pozwalała przeczytać na ich grzbiecie tytuł „Wielka Koalicja”, pod tym rzymską jedynkę, a na drugiej książce rzymską dwójkę. Na odwrotnej stronie opaski było napisane długopisem „Księgarnia Wysyłkowa”, ul. Świerczewskiego, Warszawa.
Ciesielski wziął paczkę do ręki i już miał rozwiązać sznurek, kiedy podporucznik go zatrzymał:
– Poczekaj!
– O co ci chodzi?
– Połóż tę paczkę. Nie ruszaj jej.
Ciesielski bez sprzeciwu położył książki na stole, ale zdziwiony spojrzał na przyjaciela.
– Nie wierzę w bezinteresownych dobroczyńców – powiedział Szymanek – już raz chciano cię wyprawić do lali. Teraz znowu ta paczka. Diabli wiedzą, co w niej jest?
– Przecież widać. Dwa tomy „Wielkiej Koalicji”.
– To okładki. Ale co w środku?
– Przecież widać papier.
– Nie sztuka wyciąć środek tak, aby na zewnątrz książka robiła wrażenie całej. Sam się zastanów. Nie zamawiałeś niczego i raptem przysyłają ci najbardziej poszukiwaną książkę na rynku. Rozmawiałeś z kimś o tym wydawnictwie? Albo wspominałeś, że chcesz ją kupić?
Kiedy byłem uziemiony przez te dziesięć dni, dużo rozmawialiśmy z Ireną o książkach. Nie przypominam sobie, ale może także wymieniłem ten tytuł. Mam trochę różnych dzieł historycznych z okresu drugiej wojny świa towej, ale „Wielką Koalicję” po prostu przegapiłem i nie zapisałem się na nią.
– Więc zadzwoń do Stojanowskiej i zapytaj ją, czy zrobiła ci taki prezent?
– Nie chcę.
– Wariat jesteś. Pogniewaliście się?
– Po prostu nie chcę.
– W takim razie ja zadzwonię. – Porucznik odszukał numer telefoniczny kawiarni „Aida”. Miał szczęście. Piękna kelnerka akurat tego dnia miała dyżur. Podeszła do telefonu.
– Pani Ireno, mówi podporucznik Szymanek. Chciałbym panią spytać, czy zrobiła pani ostatnio prezent Ciesielskiemu?
– Nie – zaprzeczyła zdziwiona Stojanowska.
– Nie kupiła pani i nie przesłała na nazwisko Andrzeja do Stołecznej Komendy Milicji dwóch tomów „Wielkiej Koalicji”?
– Nie. Ale dlaczego pan o to pyta?
– Bo właśnie Andrzej otrzymał te książki i nie wie, komu podziękować.
– Nie mógł sam mnie o to zapytać?
– To samo mu powiedziałem, ale on się krępował zadzwonić.
– Nikomu żadnych książek nie przesyłałam. – Stojanowska położyła słuchawkę.
– Nie pozostaje nam nic innego, jak poprosić fachowca pirotechnika, aby rozpakował paczkę. Trzeba będzie rozejrzeć się za kimś odpowiednim.
– Nie rób głupstw – protestował Ciesielski. – Cała komenda skręci się ze śmiechu. Naoglądałeś się ostatnio albo naczytałeś jakichś amerykańskich kryminałów.
– Nie musiałem. W ostatnich latach i w Polsce zdarzyło się kilka zamachów dokonywanych przy pomocy paczek z bombami. O jednym z nich pisała bodaj przed dwoma laty nasza prasa fachowa. Porucznik Ciesielski mógłby ją uważniej czytywać.
– Sam rozpakuję tę paczkę. Znam się na tym trochę. Uczyli nas tego w szkole oficerskiej.
– Mowy nie ma… Zawiadom pułkownika Niemirocha i niech on decyduje, co robić. Widać, że uderzenie w łeb niczego cię nie nauczyło. A szkoda!