Выбрать главу

Jak rodzina Bau weszła w posiadanie tego domu – nawiasem mówiąc, nazywał się Czandala, pochodzenie nazwy niewiadome – otoczone było mgłą tajemnicy. Mikael utrzymywał, że nikt w rodzinie nie wyróżnił się większą ilością pieniędzy niż potrzeba na codzienny posiłek, ale według najbardziej rozpowszechnionej teorii na temat nabycia domu, niejaki Sinister Bau wygrał go w legendarnej partii pokera gdzieś na początku lat dwudziestych. Jedna z legend mówiła, że tego samego wieczoru przegrał swoją młodą narzeczoną do ukraińskiego króla Cyganów, więc rodzina uznała, że rachunki zostały wyrównane.

Że mieli do Czandali pełne prawo.

Mikael opowiadał tę i inne historie, kiedy leżeli nadzy na leżakach; sękate sosny karłowate i krzewy Aviolis tworzyły bujny gąszcz skutecznie chroniący przed wzrokiem obcych, a Moreno – przy jaśniejącym umyśle – zadawała sobie pytanie, czy on tego po prostu nie zmyśla.

Jeśli w ogóle to wszystko nie było złudzeniem. Dom, piękna pogoda i nagi mężczyzna, który teraz położył rękę na jej lewej piersi, czy to się działo naprawdę? Czy raczej śniło się jej, gdy spała w swoim łóżku, w oczekiwaniu aż budzik się rozdzwoni, wywołując nowy deszczowy wtorek w listopadzie, co, do cholery, wydawało się o wiele bardziej prawdopodobne.

Po chwili uznała, że obojętne, czy to sen, czy jawa. Przypomniała sobie, jak komisarz – komisarz Van Veeteren, który odszedł z policji kilka lat temu, a teraz spędzał dni w antykwariacie Krantzego w zaułku Kupinskiego – raz o tym mówił. Że właściwie nie ma znaczenia, czy wszystko okaże się filmem lub książką, czy dzieje się naprawdę. Warunki i tak były identyczne – wprawdzie nie wiadomo jakie – ale cholernie identyczne.

Wyciągnęła więc rękę i zostawiła ją tam, gdzie wylądowała.

Około czwartej zeszli nad morze, żeby się wykąpać. Plaża była oczywiście pełna ludzi. Lato, słońce i niedziela; mamusie z tatusiami, dzieci i psy; frisbee, furkoczące latawce, topniejące lody i podbijane piłki. Przez kilka czarnych sekund, gdy leżeli, schnąc na słońcu, dopadła ją gwałtowna zawiść na widok tych rodzinnych ansambli. Tych naturalnych i harmonijnych ludzi mających tak prostą, zdrową i bezpieczną sytuację.

Ale przeszło jej. Potrząsnęła głową na tę analizę za pięć groszy i spojrzała na Mikaela wyciągniętego na plecach na piasku.

Jeżeli rzeczywiście chcę się znaleźć w takiej sytuacji, nikt mi nie broni, pomyślała. Nie ma żadnych przeszkód uniemożliwiających ten krok.

W każdym razie żadnych zewnętrznych. Tylko ona sama. Mikael przecież powiedział, że ją kocha. Nie raz i nie dwa. Przysunęła się do niego trochę bliżej. Zamknęła oczy i zaczęła myśleć o swojej rodzinie.

O matce i ojcu, z którymi rozmawiała przez telefon raz w miesiącu. A spotykała się raz do roku.

O bracie biseksualiście w Rzymie.

O zagubionej siostrze.

Maud. Zagubiona w ciemnych uliczkach Europy. W burdelach metropolii i zapuszczonej beznadziei narkomańskich melin. W łóżkach sutenerów. W długiej ohydnej spirali prowadzącej na dno. Już nawet nie wiedziała, gdzie Maud przebywa.

Kartki przestały przychodzić. Nie podała adresu, nie dawała znaku życia. Może jej siostry nie było już wśród żywych?

Rodzina, pomyślała. Czy rzeczywiście można stworzyć rodzinę, jeśli człowiek jest po trzydziestce i nigdy żadnej nie miał? Czy też wszystkie rodziny są mniej lub bardziej podobne do jej własnej, jeśli przyjrzeć im się nieco dokładniej?

Dobre pytania, jak to się mówi. Zadawała je sobie już wcześniej.

Ciągle pytała, ale odpowiedź odsuwała na przyszłość. Łatwo też było zrzucać winę na rodzicielski dom. Trzymać rany otwarte. Zbyt łatwo.

– Jak on się nazywa?

Mikael głaskał ją po brzuchu.

– Kto?

– Parszywiec.

Jak zręcznie przywołał ją do rzeczywistości.

– Lampe-Leermann. Franz Lampe-Leermann. Dlaczego pytasz?

Powoli zaczął napełniać jej pępek piaskiem. Cienką strużką ciepłego białego piasku, która ostrożnie wydobywała się z jego zaciśniętej dłoni.

– Właściwie to nie wiem. Pewnie z zazdrości. Jeździsz do niego co drugi dzień. Może dlatego nie mówi wszystkiego? Żeby mieć jeszcze kilka razy szansę popatrzenia na najładniejszego gliniarza w Europie?

Moreno zastanowiła się.

– Pewnie tak. Ale będzie jeszcze tylko jeden raz. Zamierzam go oświecić, że jutro jest ostatnie przesłuchanie, nawet jeśli nie powie wszystkiego. Postaram się być dla niego trochę milsza w ramach rekompensaty. Coś mu obiecać…

– Do cholery – zaprotestował Mikael. – Nie mów tego. A tak w ogóle, jakie przestępstwo popełnił?

– Większość – powiedziała Moreno. – Ma pięćdziesiąt pięć lat, z czego przynajmniej dwadzieścia odsiedział. Ale zna nazwiska. Pornografia dziecięca. Grube ryby w handlu narkotykami. Przemyt broni, może ludzi. Niezły kłębek, ale przynajmniej część nitek uda się złapać… z pomocą Lampego-Leermanna. Muszę to wykonać. Takie mam zadanie, żeby z parszywca zdrapać parchy. Chociaż obiecuję, że poświęcę mu jeszcze tylko jeden dzień.

Mikael zdmuchnął drobny piasek i pocałował ją w brzuch.

– Wierzysz w to, co robisz?

Podniosła głowę, patrząc na niego ze zdziwieniem.

– Co masz na myśli?

– To, co mówię. Zastanawiam się, czy wierzysz, że to naprawdę ma znaczenie. Że uda ci się coś osiągnąć jako inspektorowi kryminalnemu? Czy że ja coś uratuję jako pracownik socjalny? Wierzysz, że mamy jakiś wpływ na ten cholerny rynek, tę cholerną hipokryzję, cholerny cynizm? Na dwie trzecie społeczeństwa i superegoizm. Wierzysz w to?

– Oczywiście. Jasne, że wierzę. Dlaczego, do cholery, pytasz?

– Bardzo dobrze. Chciałem tylko sprawdzić. Ja też wierzę. Wierzę i będę wierzył do końca.

Zastanawiała się, dlaczego nagle poruszył tak poważny temat, właśnie teraz, w palącym słońcu na nieskończonej plaży.

I dlaczego nie rozmawiali o tym nigdy wcześniej.

– Dobrze to mało powiedziane – dodał. – To konieczne. Leila nie wierzyła, dlatego się rozleciało. Zaczęła traktować wszystko z ironią i cynizmem, jakby człowiek nie miał wyboru… jakby solidarność była pojęciem historycznym, które runęło razem z murem, i jedyne co zostało, to martwić się o własne podwórko.

– Myślałam, że to ona zerwała?

Rozważał przez chwilę.

– Dałem jej tę satysfakcję. Ale przyczyna, w mniejszym czy większym stopniu, leżała tam, gdzie mówię. Leila po prostu mnie zawiodła. Chociaż teraz już nie pamiętam ani jej nazwiska, ani jak wyglądała. Pies to drapał, co będziemy wracać do spraw sprzed dwustu lat… wiesz, że jesteś pierwszą kobietą, z którą chcę mieć dziecko?

– Jesteś niemądry – stwierdziła Moreno. – Idź do banku nasienia.

– Jestem znany ze swej mądrości.

– Pić mi się chce.

– Zmieniasz temat.

– Jaki temat?

– Dziecko. My. Miłość i jedno z drugim. Och, długowłosy glino, kocham cię.

Leżała przez chwilę w milczeniu.

– Rani cię, że nie odpowiadam? – zapytała.

– Śmiertelnie.

Wsparła się na łokciu, sprawdzając, czy nie wygląda na potencjalnego samobójcę. Odnotowała, że kącik jego ust lekko drży, ale powstrzymał uśmiech. Albo płacz. Gra, pomyślała. Dlaczego, do cholery, nie mam do niego zaufania? Wstała, strzepując z siebie piasek.

– Jeśli wrócimy do twojego zamku i napijemy się trochę wody, to coś ci wyjaśnię. Dobra? Naprawdę jestem poważnie odwodniona.

– Mhm? – Mikael też wstał. – Umieram z niecierpliwości. – I pożądania – dodał, kiedy minęli wzniesienie i ujrzeli spiczasty dach Czandali sterczący znad karłowatych sosen.