Szkoda, że ja nie mogę tego powiedzieć. Szkoda, że nie mogę powiedzieć, że mnie to nic nie obchodzi.
Po powrocie do domu Eye zamierzała udać się prosto do swojego gabinetu, by odebrać wiadomości przesłane przez współpracowników i sprawdzić trop podrzucony przez federalnych.
Tuż za drzwiami jej plany się zmieniły. Nie zdziwiła się, widząc w holu Summerseta. Już od dawna zaczynała i kończyła dzień od wymiany złośliwości z kamerdynerem.
Otworzyła usta, by mu dociąć, ale tym razem Summerset ją ubiegł.
– Roarke jest na górze.
– No i co z tego? Mieszka tu.
– Jest bardzo poruszony.
Poczuła skurcz żołądka. Żadne z nich nie zwróciło uwagi, że kiedy zaczęła zdejmować skórzaną kurtkę, Summerset nie tylko jej pomógł, ale z szacunkiem przewiesił sobie okrycie przez ramię.
– A Mick?
– Nie ma go w domu.
– To dobrze. Nie będzie przeszkadzał. Kiedy Roarke wrócił?
– Jakieś pół godziny temu. Rozmawiał przez wideofon, ale nie wchodził do swojego gabinetu. Jest w głównej sypialni.
Kiwnęła głową i ruszyła schodami w górę.
– Zajmę się nim.
– Nie wątpię – mruknął Summerset.
Znalazła męża w sypialni. Stał przy ogromnym oknie wychodzącym na tonący w wiosennych kwiatach ogród i rozmawiał przez przenośny zestaw.
– Jeśli mógłbym pani w czymś pomóc… jeśli tylko potrafię…
Słuchając odpowiedzi, otworzył okno i wychylił się, jak gdyby nagle zabrakło mu powietrza.
– Nam również go brakuje, pani Talbot. Bardzo za nim tęsknimy. Wszyscy go tu lubili i szanowali. Mam nadzieję, że to pani pomoże. Nie – powiedział po chwili. – Na razie nie wiadomo. To prawda. Proszę mi pozwolić zrobić to dla pani i rodziny.
Milczał przez dłuższy czas. Eye miała za sobą wystarczająco dużo rozmów z krewnymi ofiar, by wiedzieć, jak bardzo rozżalona i załamana jest w tej chwili matka Talbota.
I Roarke.
– Tak, oczywiście – odezwał się w końcu. – Proszę się ze mną skontaktować, jeśli tylko będę mógł coś dla pani zrobić. Naturalnie… Nie, oczywiście, że nie. Do widzenia, pani Talbot.
Nie odwracając się od okna, zdjął z głowy słuchawki. Milczal Eye podeszła do niego, objęła go w pasie i wtuliła się w jego plecy.
Wyczuła jego napięcie.
– Matka Jonaha.
– Słyszałam.
– Dziękowała za pomoc, za to, że znalazłem czas, by osobiście złożyć jej kondolencje. – Mówił cicho, zbyt cicho. Nie kryl sarkazmu. – Oczywiście nie wspomniałem, że gdyby nie pracowal dla mnie, nadal by żył.
– Może masz rację, ale…
– Gówno, nie może. – Złamał słuchawki i wyrzucił przez okno Jego gwałtowny ruch zaskoczył Eye; odsunęła się na krok, ale szybko odzyskała równowagę. Kiedy się odwrócił, była gotowi stawić mu czoło.
– Nic mu nie zrobił. Nic poza tym, że pracował dla mnie. Ta samo jak ta młoda pokojówka. Tylko dlatego ich pobił, zgwałcił a w końcu odebrał im życie. Odpowiadam za ludzi, którzy dla mnie pracują. Ilu jeszcze? Ilu jeszcze zginie tylko dlatego, że ich zatrudniłem?
– Właśnie o to mu chodzi. Żebyś zwątpił w siebie i zaczął się obwiniać.
Gniew, o którym mówił Feeney, zaczął brać nad nim górę. narastal, był coraz bardziej intensywny.
– No to mu się udało.
– Dajesz mu to, czego chce – zaczęła spokojnie. – Jeśli się dowie, że cię dotknął, będzie chciał więcej.
– I co wtedy? – Podniósł zaciśnięte w pięści dłonie. – Mogę walczyć z przeciwnikiem, który mnie atakuje. Poradziłbym sobie w ten czy inny sposób. Ale jak mam teraz walczyć? Ty wiesz, ilu ludzi dla mnie pracuje?
– Nie.
– Ja też nie wiedziałem, ale dziś sprawdziłem. Policzyłem, wiesz, że jestem w tym najlepszy. Miliony. Dałem mu wybór, miliony do wyboru.
– Nie, Roarke. – Podeszła do męża i delikatnie pogładziła go po ramionach. – Dobrze wiesz, że niczego mu nie dałeś. On sam bierze. Popełnisz błąd, oddając mu część siebie. On nie może się dowiedzieć, że cię ma.
– Jeśli się dowie, może przyjdzie do mnie.
– Może. Też o tym pomyślałam i bardzo mnie to martwi. – Głaskała jego ramiona, nieświadomie próbując go uspokoić. – Boję się tego, kiedy myślę sercem. Gdy pracuję głową, ten plan nie gra. Jemu nie zależy na twojej śmierci. On chce cię zranić. Rozumiesz, o czym mówię? Chce cię złamać, chce zadać ci ból… o to mu chodzi.
– Wjakim celu?
– Tego musimy się dowiedzieć. Dowiemy się. Usiądź.
– Nie chcę siadać.
– Usiądź – powtórzyła, zdobywając się na chłodny, nieznoszący sprzeciwu ton, jakim sam tak często posługiwał się w rozmowach z Eye.
Kiedy jego oczy zablysły, odwróciła się, by nalać mu kieliszek brandy. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie dodać środka uspokajającego, ale w końcu zrezygnowała, bo wiedziała, że zaraz by się domyślił. Mogłaby spróbować podać mu go na siłę, wlać do gardła, tak jak on jej to kiedyś zrobił, uznała jednak, że nie poradziłaby sobie.
A wtedy oboje byliby wściekli.
– Jadłeś coś?
Był zbyt strapiony, by rozbawiła go niespodziewana zamiana ról. Westchnął niecierpliwie.
– Nie. Może byś tak wróciła do swojej pracy?
– Może byś tak przestał się upierać? – Postawiła brandy na stole, przed sofą, i założyła ręce na biodra. – Usiądziesz czy sama mam cię posadzić? Chwila zapasów mogłaby ci dobrze zrobić. Jestem gotowa.
– Nie mam nastroju do walki. – Nie miał nastroju ani do walki, ani do dyskusji. – Ekran, start – wydal polecenie, siadając.
– Ekran, stop. – Zareagowała natychmiast. – Zadnych mediów.
– Ekran, start. – Jego oczy błysnęły gniewnie. – Jeśli nie chcesz oglądać, to sobie idź.
– Ekran, stop.
– Pani porucznik, stąpa pani po grząskim gruncie.
Skierował swoją złość na nią i o to jej chodziło. Jeszcze nie zamienił się w sopel lodu, jeszcze nie, pomyślała. Ale to miało się wkrótce zmienić.
– Jakoś sobie poradzę.
– Więc radź sobie gdzieś indziej. Nie potrzebuję twojej brandy, twojego towarzystwa ani twoich porad.
– Dobrze. Sama wypiję. – Nienawidziła brandy. – Porady zachowam dla siebie, ale nigdzie nie pójdę – powiedziała, siadając mu na kolanach.
Wziął ją pod pachy i posadził obok siebie.
– Więc ja to zrobię.
Zarzuciła mu ramiona na szyję.
– Nie, nie zrobisz tego. Czy to taki problem, że mam ochotę?
Wypuścił głośno powietrze, ale w końcu się poddał i oparł czoło ojej głowę.
– Działasz mi na nerwy. Nie wiem, dlaczego jeszcze cię tu trzymam.
– Ja też. Chociaż… – Musnęła ustami jego usta. – Może dlatego. To całkiem miłe. – Wpiotła pałce w jego włosy, odchyliła mu głowę w tył i zaczęła całować, długo i spokojnie.
– Eve – wyszeptał do jej ust.
– Pozwól. – Delikatnie i miękko całowała jego policzek. -
Pozwól mi. Kocham cię.
Nie mogła patrzeć, jak cierpi, nie mogła znieść, że tak się zamartwia. Będą razem pracować i walczyć, ale w tym momencie zależało jej tylko na tym, by odzyskał spokój.
Był taki silny. Jego siła imponowała jej, ale i stanowiła wyzwanie. Jeszcze nigdy jego mięśnie nie były tak napięte jak teraz. Ostrożnie masowała mu ramiona i plecy, podczas gdy jej usta próbowały go uwieść.
Kiedy delikatnie zacisnęła zęby na jego wardze, zauważyła, jak bardzo się kontroluje. Niepokoiło ją to, ale jednocześnie dawało poczucie bezpieczeństwa. Chciała wyzwolić jego słabość, a gniew zamienić w pożądanie.
Dłonie Eye wędrowały pod jego koszulą, powoli odpinając guziki. Pochyliła się, by pocałować odsłonięte ciało, dotknąć ustami tam, gdzie tak mocno, lecz wciąż zbyt jednostajnie biło serce Roarke”a.