Kiedy zbliżali się do wind, Feeney przyglądał się swoim paznokciom.
– Trzeba było go kopnąć w jaja.
Chciałam, ale przecież on nie ma jaj. – Nagle spoważniała, wyprostowała się i spojrzała na Whitneya. – Komendancie, przepraszam…
– Nie psuj nastroju. – Wszedł do windy i skulił ramiona. – Muszę częściej wpadać na akcje w terenie. Już zapomniałem, jaki czasami jest ubaw. Dallas, chcę mieć zaraz na biurku dyskietkę z zapisem i analizą sceny. Sprawdź, czy istnieje prawdopodobieństwo, że ptaszek nadal jest w mieście lub okolicy. Jeśli się okaże, że tak, dowiedz się, gdzie może się ukrywać. Skontaktuj się…
Urwał i spojrzał jej podejrzliwie w oczy.
– Dallas, skąd u ciebie taka powściągliwość? Dlaczego nie mówisz, że sama dobrze wiesz, co masz robić?
– Szefie, nawet mi to przez myśl nie przeszło. – Zwycięstwo nad Jacobym poprawiło jej nieco humor, zdobyła się nawet na coś w rodzaju uśmiechu. – Prawie wcale tak nie pomyślałam.
– Skoro wiesz, co robić, wracaj do swoich zajęć. – Whitney wyszedł z windy. – Muszę wykonać kilka wideofonów i nawrzucać kilku ważniakom.
– W końcu się rozgrzał – mruknął Feeney, kiedy zostali sami.
– Czyżby?
– Nie znałaś go, kiedy patrolował ulice. Był bezlitosny. Jack to potrafi. Czasami krew się lala strumieniami, a on nawet okiem nie mrugnął. – Feeney wyjął z kieszeni paczkę orzeszków. – ściągnę McNaba. Wracasz z tym do centrali?
– Na razie tak. – Sięgnęła po komunikator, by wezwać Peabody, ale właśnie w tym momencie jej podwładna wysiadła z windy po przeciwnej stronie holu. – Jedziesz ze mną.
Eye zaczekała, aż wyjdą z budynku i wsiądą do samochodu.
– Raport?
– Zamknięty w sobie, powściągliwy. Jeśli już się z kimś kontaktował, był bardzo grzeczny. Zawsze doskonale ubrany. Zawsze sam. Rozmawiałam z kilkunastoma sąsiadami i dwoma ochroniarzami. Nikt nigdy nie widział go w żadnym towarzystwie. Miał jednego androida. Ochroniarz widział, jak federalni wynosili to, co z niego zostało. Twierdzi, że wyglądało, jakby maszyna była zaprogramowana na samozniszczenie.
– Dobrze się zabezpieczył.
– Kobieta z piętnastego piętra, typ matrony z towarzystwa, powiedziała, że kilka razy rozmawiała z nim w holu. Spotykała go też w operze. Miałaś rację. Wykupił bilety sezonowe, miejsce w loży, po prawej stronie sceny. Zawsze przychodził sam.
– Podrzucimy to chłopakom, ale wątpię, żeby zaryzykował, choć tak bardzo lubi muzykę. Domyśli się, że rozmawialiśmy z sąsiadami i dokładnie znamy jego zwyczaje. Przez jakiś czas da sobie spokój i będzie omijał ulubione miejsca.
– Byłam kilka razy w operze, z Charlesem. Próbowałam się rozejrzećpo lożach, ale nic ciekawego nie zauważyłam. Popytam go. Częściej tam bywa, może coś widział.
Eve bębniła palcami po kierownicy, rozważała sytuację, po czym brawurowo przecięła drogę ekspresowej taksówce.
– Zapytaj go, ale nie wciągaj do śledztwa. I tak mamy za dużo cywilnych rąk do pieczenia tego chleba.
– A skoro mowa o jedzeniu… – zaczęła Peabody, spoglądając tęsknie w kierunku budki na rogu ulicy.
– Ledwo dochodzi południe. Nie możesz być już głodna.
– Mogę. Założę się, że me jadłaś śniadania. Sniadanie jest najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia. Rezygnując z niego, narażamy się na obniżenie nastroju i sprawności umysłowej, co może prowadzić do poważnych zaburzeń psychicznych i emocjonalnych. Badania dowodzą, że…
– O Jezu! – Eye wcisnęła się przed kolejną taksówkę, zjechała na chodnik i gwałtownie zahamowała. – Masz sześćdziesiąt sekund.
– To aż nadto.
Asystentka wyskoczyła z samochodu i błyskawicznie dopadła budki. Po drodze wyjęła odznakę, którą machnęła przed nosami tych, którzy stali w kolejce, skracając czas oczekiwania na upragnione frytki sojowe do minimum.
Przybiegła z powrotem, choć miała jeszcze w zapasie kilka sekund. Wsiadła i z promiennym uśmiechem podsunęła Eye porcję frytek. Jej szeroki uśmiech nieco osłabł, kiedy Eye wzięła od niej pudełko i położyła sobie na kolanach.
– Myślałam, że nie jesteś głodna.
– To po co kupiłaś drugą porcję?
– Chciałam być miła. – Peabody próbowała zachować resztki godności, choć straciła nadzieję na dodatkowe frytki. W końcu nie zamierzała pozwolić, żeby jedzenie się zmarnowało. – To pewnie chce pani i to?
– Dzięki. – Eye wzięła puszkę pepsi, kilka frytek i włączyła się do ruchu. – Sięgnij za moje siedzenie. – Wskazała brodą.
Jest tam rekorder. Skopiuj materiał na dyskietkę i zapisz mi twardym dysku. Za godzinę chcę mieć na biurku raport z rozmów z sąsiadami. Skontaktuj się też z Charlesem Monroem.
Peabody odłączyła rekorder i wsunęła go do kieszeni kurtki.
– Tak jest.
– Peabody, lepiej się orientujesz w tych różnych kobiecych sprawach niż ja. Przejrzyj materiał, a zwłaszcza ten fragment z garderobą Yosta. Zwróć uwagę na kosmetyki do makijażu. Jeśli myślisz, że będziesz mieć problemy, skonsultuję się z Mayis. Ona się na tym zna.
– Orientuję się w ograniczonym przedziale cenowym. Nie stać mnie na kremy i pudry z górnych półek, ale mogę spróbować, może rozpoznam marki.
– Zrób dodatkową kopię tego fragmentu. Prześlę to Mayis.
Dokończyła frytki w drodze do biura. Przed wejściem zgniotła puste pudełko, wyrzuciła je do kosza, po czym zamknęła się w swoim gabinecie. Miała jeszcze coś do zrobienia, zanim zabierze się do papierkowej roboty, i potrzebowała do tego prywatności.
Dla pewności sięgnęła po swój osobisty kieszonkowy wideofon.
Roarke odebrał po drugim sygnale.
– Witam, pani porucznik. Jak sprawy?
– Jako tako. Przycisnęłam Jacoby”ego poza protokołem, ale za to z błogosławieństwem od góry. Lepsze to niż nic.
– Mam nadzieję, że wszystko zarejestrowałaś. Chciałbym to zobaczyć.
– Tak, właściwie o to poszło. Jacoby się rzucał, musiałam go oklepać. Między innymi dlatego dzwonię. Muszę… – Urwała, kiedy dokładniej przyjrzała się mężowi i zorientowała się, gdzie się znajduje. – Co ty tam robisz? – zapytała ostro. – Mówiłam ci, że nie życzę sobie żadnych danych pochodzących z twojego nierejestrowanego komputera.
– A kto powiedział, że to dane dla ciebie?
– Posłuchaj…
– Mam na głowie różne obowiązki. Nie zamierzam przekazywać ci danych z nieoficjalnych i nielegalnych źródeł. A poza tym, przyszła odpowiedź z New Savoy. Potwierdzili, że Yost się u nich zatrzymywał. Wszystko ci już przesłałem. W czym jeszcze mogę omóc?
Przyglądała mu się podejrzliwe, mrużąc oczy
– Nie kłamiesz?
– Uważasz, że Yosta nie było w Londynie?
– Nie bądź taki mądry. Chodzi mi o to, co robisz w tym pokoju.
– Gdybym skłamał, teraz brnąłbym w to dalej. Coś mi się zdaje, że będziesz musiała mi zaufać. Co ty na to? – Uśmiechnął się do niej. – Kochanie, bardzo chętnie przegadałbym tak z tobą calutki dzień, ale niestety, mam jeszcze sporo pracy. Mów, czego chcesz.
No dobra. – Westchnęła ciężko. – Sfilmowałam mieszkanie Yosta. Luksus i elegancja. Podobałoby ci się. Mogę analizować fragment po fragmencie, ale pomyślałam, że ty rzucisz okiem i od razu wszystko rozszyfrujesz. Byłoby szybciej. Obrazy, rzeźby, antyczne meble. Czy oglądając zapis na dyskietce, dasz radę określić, czy są autentyczne?
– Pewnie tak. Myślę, że sobie poradzę, choć nie mogę dać stuprocentowej gwarancji. Dobre kopie można rozpoznać tylko z bliska.
– Nie wygląda na faceta, który kolekcjonowałby dobre kopie. Jest czuły na tym punkcie. I próżny. Zupełnie jak jeden mój znajomy.