Выбрать главу

Była piękną zadbaną blondynką. Jej doskonale przystrzyżone włosy łagodziły nieco lisie rysy twarzy. Szyty na miarę, czerwony jak mak kostium tuszował, jej zdaniem, zbyt wybujałe krągłości figury i podkreślał naprawdę ładne nogi.

Dzięki doskonałej prezencji Nadine była jedną z najlepszych dziennikarek w mieście, specjalizujących się w reportażach na żywo. Oprócz tego miała kilka innych zalet. Bystry umysł, inteligencję i niesamowitą intuicję, która zawsze podpowiadała jej, gdzie wydarzy się coś ciekawego. Potrafiła zwęszyć sensację, choćby próbowano ją ukryć pod stekiem zręcznych kłamstw.

– Jestem zajęta, Nadine. Do zobaczenia.

– Tak, wiem. – Niezrażona dziennikarka postawiła przed Eye kubek kawy, a sama usiadła na niewygodnym skrzypiącym krześle naprzeciwko niej. – Za godzinę mamy konferencję prasową z FBI w sprawie tego morderstwa na górnym Manhattanie.

– Dlaczego się do niej nie przygotowujesz?

– Och… – Nadine uśmiechnęła się chytrze i upiła łyk kawy.

Właśnie to robię. Najpierw FBI zwołało konferencję, potem dowiedziałam się, że i ty jesteś w to zamieszana. Zastanawiam się i coś mi się wydaję, że cię wykluczono ze sprawy. Policja odwołała konferencję, która była zaplanowana dużo wcześniej. Pani porucznik… czy może pani to skomentować?

– Nie. – Razem z Whitneyem zastanawiali się nad tym przez dwadzieścia minut. – To była operacja FBI, ani ja, ani mój wydział nie miał z tym nic wspólnego.

– Ale po wszystkim byłaś na miejscu. Ktoś mi o tym powiedział. Co tam robiłaś?

– Byłam przypadkiem w okolicy.

– Dallas, daj spokój. – Nadine pochyliła się ku niej nad biurkiem. – Jesteśmy tylko ty i ja. Zadnych kamer, żadnych mikrofonów. Zdradź jakiś szczegół.

– Nie ma mowy. Widzisz, że pracuję, Nadine.

– Chodzi o zabójstwa. Wiem o dwóch, dokonanych tą samą metodą, co sugeruje, że zrobiła to jedna osoba. Skoro tak ciężko nad nimi pracujesz, a na dodatek zajmujesz się przygotowaniami do aukcji Magdy Lane, dlaczego wtrącałaś się do obławy przeprowadzanej przez FBI?

– Do niczego się nie wtrącałam.

– Tak, jasne, Dallas. – Nadine, zadowolona z siebie, oparła się na krześle. – Co łączy twoją sprawę z operacją FBI?

Eye uśmiechnęła się, usiadła wygodniej i zaczęła powoli sączyć kawę.

– Zapytaj o to agentów specjalnych Jacoby”ego lub Stowe. Zapytaj, dlaczego za pieniądze podatników sprowadzili do prywatnego budynku uzbrojoną po zęby ekipę, nawet nie sprawdziwszy, czy podejrzany w ogóle się tam znajduje. Możesz też zapytać, jak się czują, wiedząc, że pojawienie się ich federalnych tyłków w budynku zaalarmowało podejrzanego, który teraz będzie jeszcze ostrożniejszy.

– No, no, może nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, ale za to mam kilka bardzo ciekawych pytań. Zaleźli ci za skórę, co?

– Tak prywatnie? Wtrącają się do mojego dochodzenia, przejęli moją akcję, po czym ją schrzanili.

– A mimo to nadal żyją. Jestem rozczarowana.

Eve uśmiechnęła się słabo.

– Mam nadzieję, że się wykrwawią w czasie konferencji. Nie wątpię, że ty mnie nie zawiedziesz.

– Och, a jednak na coś się przydam. Czuję się usatysfakcjonowana. – Nadine dokończyła kawę i zaczęła się bawić pustą filiżanką. – Skoro jestem taka miła i chętnie współpracuję, może chciałabyś mi się odwdzięczyć drobną przysługą?

– Dowiedziałaś się wszystkiego, czego miałaś się dowiedzieć.

– Chodzi o co innego. Aukcja. Jako dziennikarka mam wejściówkę, ale niestety nie będę mogła uczestniczyć w licytacji. Dallas, jestem jej fanką. Może znalazłabyś dla mnie jakiś bilet?

– Tylko tyle? – Eye wzruszyła ramionami. – Jasne, powinnam mieć jeden wolny.

Nadine przekrzywiła głowę, podniosła dwa palce i przybrała błagalny wyraz twarzy.

– Dwa?

– Będę się lepiej bawić, jeśli przyprowadzę ze sobą chłopaka. Bądź człowiekiem.

– Bycie człowiekiem czasami jest cholemie trudne. Zobaczę. co się da zrobić.

– Dzięki. – Nadine poderwała się na nogi. – Muszę lecieć do biura federalnego rozstawić sprzęt. Włącz ekran i patrz, jak ich zniszczę.

– Postaram się.

– Czołem, Peabody. – Nadine zauważyła ją w ostatniej chwili. Machnęła na pożegnanie ręką i wybiegła.

– Peabody, nie wiem, czy znajdę jakiś ekran, żeby obejrzeć konferencję. Dopilnuj, żeby ktoś to nagrał – poleciła Eye.

– Tak jest. Nie musisz w tym osobiście uczestniczyć?

– Nie. Federalni będą sami. – Eye otworzyła komputer i wróciła do przeglądania dokumentów. – Zarządzam odprawę dla ekipy. Sprawdź, czy Feeney i McNab zdążą na szesnastą zero zero. I zarezerwuj salę konferencyjną.

Asystentka w duszy się skrzywiła, ale kiwnęła głową.

– Tak jest. Rozmawiałam z Charlesem Monroem.

Choć myślami była gdzie indziej, uwagę Eye przykuł chłodny ton dziewczyny.

– Jakiś problem? – zapytała, patrząc jej w oczy.

– Nie, pani porucznik. Skojarzył Yosta i potwierdził, że regularnie bywa w operze. Zawsze przychodzi na premiery. Jedna klientek Charlesa go rozpoznała. Powiedziała, że nazywa Martin K. Roles i jest przedsiębiorcą.

– Mamy jeszcze jeden pseudonim. Swietnie. Zaraz to sprawdzę. Jak nazywa się ta klientka?

– Charles nie chciał podać jej danych. Zaproponował, że sam się z nią skontaktuje i zapyta, skąd zna Rolesa. Jeśli… – Peabody odchrząknęła, bo czuła dziwny ucisk w gardle. – Jeśli informacje me będą wystarczająco dokładne, wtedy go przycisnę.

– Dobra, na razie wystarczy to, co masz. – Zołądek Eye zaczął się kurczyć. Asystentka miała w oczach łzy, a usta jej drżały. – Peabody, co się z tobą dzieje? – zapytała ostro.

– Nic.

– Czy ty aby nie zamierzasz mi tu płakać? Wiesz, że nie znoszę, kiedy płaczesz na służbie.

– Nie płaczę. – Jeszcze nie, ale niewiele brakowało, żeby zaczęła. – Po prostu źle się czuję. To wszystko. Zastanawiam się, czy nie mogłabym się zwolnić z odprawy?

– Zjadłaś za dużo frytek sojowych – stwierdziła z ulgą Eye. – Jeśli źle się czujesz, idź do szpitala, niech ci dadzą jakieś proszki. Prześpij się pół godziny. – Kiedy zerknęła na zegarek, żeby sprawdzić czas, dobiegło ją ciche, stłumione chlipnięcie.

Podniosła głowę. Nagle do niej dotarło.

– Cholera! Niech to wszyscy diabli! Znów zadawałaś się z McNabem, tak?

– Wolałabym, żebyś nie wymieniała przy mnie tego nazwiska – powiedziała Peabody, próbując uratować resztki godności.

– Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam. Po prostu wiedziałam. – Eye poderwała się na równe nogi i z całej siły kopnęła biurka.

– Powiedział, że jestem…

– Milczeć! – Eye podniosła ręce, jak gdyby chciała zatrzymać spadający meteoryt. – O nie, nic z tego. Nie będziesz mi opowiadać tych bredni. Nie mam zamiaru tego wysłuchiwać. Nie chcę wiedzieć, nie chcę słyszeć, nie chcę o tym myśleć. Koniec. To jest posterunek, a ty jesteś gliną – wyrzucała z siebie słowa, przestraszona widokiem łez w ciemnych oczach Peabody.

– Tak jest.

– O rany. – Eye chwyciła się za głowę, sprawdzając, czy jej mózg nadal jest na swoim miejscu. – No dobra, a teraz posłuchaj. Idź do szpitala i zażyj coś na uspokojenie. Połóż się na chwilę, a potem weź się w garść. Masz być na odprawie. Sama wszystko przygotuję, a ty zachowuj się jak policjant. Prywatne sprawy zostaw sobie na wieczór.

– Tak jest. – Peabody, pochlipując, odwróciła się.

– Peabody? Chyba nie chcesz, żeby cię widział w takim stanie?

Asystentka oprzytomniała. Wyprostowała się i poprawiła mundur.